Rząd PiS wkrótce będzie miał okazję merytorycznie wypowiedzieć się co do programu jądrowego. Zbliża się bowiem termin, w którym Rada Ministrów musi – a przynajmniej powinna – przyjąć w formię uchwały sprawozdanie z realizacji programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ).
Do takiego kroku zobowiązuje zapis ustawy Prawo atomowe, głoszący, że minister właściwy do spraw energii opracowuje, co dwa lata, w terminie do dnia 30 czerwca danego roku, sprawozdanie z realizacji programu i przedkłada je Radzie Ministrów. Ta z kolei przyjmuje je w formie uchwały, którą minister publikuje. Ponieważ PPEJ przyjęto na początku 2014 r., zatem pierwsze sprawozdanie rząd powinien przyjąć do 30 czerwca.
Powinniśmy mieć zatem w miarę „twardą” deklarację całego rządu, że projekt budowy elektrowni atomowej będzie kontynuowany. Co prawda minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział kontynuację, a wiceminister Andrzej Piotrowski oświadczył nawet ostatnio na spotkaniu z przedstawicielami przemysłu jądrowego z Japonii, że rząd jest „zdeterminowany”. Budowę od lat wspiera także Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Jednak już inni ministrowie oraz sama pani premier w kwestii programu jądrowego stosowali głównie uniki. Minister skarbu Dawid Jackiewicz powiedział nawet, że o budowie zdecydować powinno się w referendum, z kolei minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski mówił, że nie jest jeszcze przesądzone, czy elektrownia atomowa jest Polsce potrzebna.
Do tej pory politycy PiS najchętniej mówili jednak o zarobkach w PGE EJ1, na które mogli liczyć działacze PO. W centrum zainteresowania był przede wszystkim były minister skarbu Aleksander Grad, który to w ocenie recenzentów mimo wysokiej pensji żadnej elektrowni nie wybudowali. Dla porządku przypomnijmy, że Grad kierował spółką dokładnie przez półtora roku (od lipca 2012 do stycznia 2014), co jest okresem dalece niewystarczającym na zbudowanie elektrowni, zwłaszcza atomowej.
Ale można też było usłyszeć krytyczne głosy generalnie o wielkości zatrudnienia w spółce celowej. Dziś to ok. 140 osób. Dla porównania, w fińskiej Fennovoimie pracuje prawie 300 ludzi, firma ciągle szuka nowych, a do wbicia pierwszego szpadla na budowie bloku Hahnikivi 1 jest jeszcze parę lat. Co więcej, w postępowaniu przetargowym PGE EJ1 chce rozpatrywać jednocześnie trzy oferty zamiast dwóch, jak to się na świecie przyjęło. Po to, żeby w przypadku wycofania się jednego z oferentów, móc kontynuować procedurę na warunkach konkurencji. Zaznajomieni z jądrowymi przetargami nasi rozmówcy z kręgów zagranicznego przemysłu jądrowego oceniają, że trzy oferty stanowią trudny do wyobrażenia ogrom pracy, do której potrzeba będzie jeszcze więcej ludzi.
Wracając do realizacji samego programu, na razie notuje opóźnienie w stosunku do najnowszego harmonogramu. PGE EJ1 miała z początkiem 2016 r. ogłosić postępowanie zintegrowane. Jak oceniają nasi rozmówcy, zarówno zbliżeni do spółki jak i w kręgach zainteresowanych złożeniem ofert, PGE EJ1 do tego kroku jest jak najbardziej przygotowana, stąd przyczyn opóźnienia należy szukać raczej w sferze polityki. Być może przyczyniło się przemeblowanie w administracji. Za kilka dni sytuacja jednak powinna się uporządkować, bo od 1 kwietnia spółki energetyczne przechodzą pod nadzór ministra energii. Z kolei sam PPEJ niedawno wrócił pod skrzydła Departamentu Energii Jądrowej w ministerstwie energii, bo wcześniej „zawędrował” do nowego ministerstwa rozwoju. Jednocześnie w departamencie można usłyszeć, że ocena realizacji programu zostanie przedłożona Radzie Ministrów w stosownym terminie.
Opóźnienie w ogłoszeniu postępowania zintegrowanego przesuwa planowane rozstrzygnięcie tej procedury na końcówkę 2019 r. Czyli na pewno już po kolejnych wyborach. To oznacza, że ostateczna, polityczna decyzja spada na następny rząd. Być może również i o to teraz chodzi.