Kolejne wersje negocjowanego w Paryżu traktatu są coraz bardziej miękkie. Przewodnicząca obradom Francja nie chce dopuścić do powtórki z Kopenhagi w 2008 r. kiedy COP skończył się kompletnym fiaskiem.
Wielogodzinne maratony negocjacyjne wciąż nie doprowadziły do wersji porozumienia, którą mogłyby zaakceptować wszystkie kraje. Na domiar złego według naszych źródeł coraz bardziej widać rozłam między przewodniczącymi obradom Francuzami a resztą UE. Francuscy negocjatorzy prą do porozumienia za wszelką cenę, z kolei wiele krajów UE sarka na rozwadnianie tekstu porozumienia i domaga się aby miał „twardsze” brzmienie.
Ostatnia wersja porozumienia ujrzała swiatło dzienne 10 grudnia wieczorem. Wychodząc naprzeciw postulatom krajów rozwijających się, Francuzi już dzień wcześniej wykreślili z tekstu wszystkie odniesienia do sektora transportu. Następnego dnia zniknęły zapisy dotyczące długoterminowego celu redukcji emisji – 40-70 proc. lub 70-95 proc. do 2050 r. w porównaniu z 2010 r.
Cały czas także trwają targi w sprawie udziału bogatszych krajów rozwijających się, m.in. Chin w funduszu, który ma pomóc biedniejszy krajom przystosować się do zmian klimatu.
Zapowiada się wielogodzinny maraton negocjacyjny. Francuzi chcą zachować twarz jako gospodarz konferencji i jakiekolwiek porozumienie jest dla nich lepsze niż fiasko. Wiele krajów UE uważa jednak, że ustępstwa wobec krajów rozwijających się i USA idą za daleko.
Negocjacje mogą przeciągnąć się aż do niedzieli.