Śląskie gruby zawsze były w modzie. Można było na nich zarobić. Można było wykorzystać do prowadzenia wojenek. Stal i energia jest jak testosteron i w głowie może porządnie zawrócić. Zawróciło i mnie. I nie tylko.
Od Redakcji:
Polityka kolejnych rządów PO wobec górnictwa zdradza objawy głębokiego szaleństwa, a ostatnie nerwowe ruchy (odwołanie zarządu Tauronu) to już jakiś przedwyborczy amok. Stoi za tym głęboka, choć dalece nieracjonalna wiara, że węgiel jest jakimś świętym Graalem polskiej gospodarki, a górnicy to potęga, której nie wolno się narazić, bo decydują o wyniku wyborów.
Od stycznia na ratowanie górnictwa wydano już ponad 800 mln zł. Ok. 300 mln zł poszło z budżetu do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, 500 mln zł otrzymał ze Skarbu Państwa Węglokoks, aby przekazać je Kompanii Węglowej jako zaliczkę za cztery kopalnie (ostatecznie do transakcji nie dojdzie, ale pieniądze zostaną zamienione na udziały w Silesii). Towarzystwo Finansowe Silesia na ratowanie górnictwa otrzymało akcje warte 1,3 mld zł. Na szczęście jeszcze ich nie wydało.
A jaki efekt osiągnięto? Kompania ma pieniądze do grudnia. Przed Wigilią trzeba będzie ją znowu ratować.
Polityka gaszenia pożaru pieniędzmi budzi coraz większy sprzeciw w samym rządzie. Poniższy list otrzymaliśmy od jednego z najważniejszych urzędników odpowiedzialnych za politykę energetyczną kraju. Za ironią i sarkazmem autora kryje się głęboka frustracja człowieka, który wie, że uczestniczy w aberracji, ale musi ją firmować, jak również sprzeciw fachowego urzędnika wobec jego zwierzchników – zapatrzonych w słupki wyborcze dyletantów.
Nasi politycy rzeczywiście bardzo potrzebują węgla. Jako lekarstwa na biegunkę wyborczą.
Wstęp pochodzi od redakcji
List do redakcji
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem, jak może być fajnie, nie zdawałem sobie sprawy, gdzie mogę skończyć. Były lata siedemdziesiąte i trzeba było budować potęgę. Węgiel był królem. Był czymś, co wyróżniało nas „na dzielni“.
Śląskie gruby zawsze były w modzie. Można było na nich zarobić. Można było wykorzystać do prowadzenia wojenek. Stal i energia jest jak testosteron i w głowie może porządnie zawrócić. Zawróciło i mnie. I nie tylko. Tysiące, ba, setki tysięcy ludzi budowały swoje fortuny na węglu. Szeregi familoków na Śląsku wypełnione były rodzinami, które powierzyły swoje losy świętej Barbarze. Było trudno, ciężko i śmiertelnie niebezpiecznie. Życie stracił niejeden i osierocił niejedno dziecko, ale chętnych do podjęcia ostatecznego ryzyka nie brakowało.
Z całej Polski ciągnęły rodziny, aby być częścią tej gorączki, częścią tej wielkiej, dziejowej budowy. Węgiel spod śląskiej ziemi jechał nawet do Wielkiego Brata budować prawdziwy socjalizm szerokimi torami z naszego czarnego serca wschodniej Europy.
Czasy się zmieniały. Weszliśmy do NATO, OECD i przyszedł czas na Unię. Koledzy z zachodu mrugali okiem. Jak rozmawialiśmy o węglu, drapali się nerwowo w nos, ale nie wiedziałem, o co im chodzi. Każdy ma prawo robić, co chce, póki innym nie szkodzi. Nie wiedziałem, że Francuzi właśnie kończyli odwyk. Anglicy byli akurat w fazie nawrotu i ze wstydu nie chcieli o tym gadać. Z Portugalią i Holandią nikt nie gadał, bo się sami zamknęli, żeby wyleczyć swoje czarne hobby. A szkoda, że nikt wtedy nie wziął za kołnierz, bo można się było dowiedzieć, że zmiany są ciężkie. I sporo zdrowia i pieniędzy będzie to kosztowało. Ale wszyscy się bali. Bo co komu do tego, że ja się bezpieczniej czuję, jak słyszę, jak się na kopalni szychta zaczyna.
Dobrze ubrani wujkowie z Banku Światowego wcisnęli do kieszeni parę groszy i powiedzieli, żebym sie ogarnął. Żebym coś z tym zrobił, bo jak nie teraz, to później będzie trudniej. W sumie to na odwal się można by coś zrobić, bo koperta gruba była. Odstawiłem Morcinka. Nie był to jakiś trudny ruch, bo dużo jeszcze zostało. Ale pokazałem, że coś robię. Żeby nie było, że taki niewdzięcznik. W rodzinie trochę było zamieszania. Część to się nawet śmiertelnie obraziła i do dziś się nie odzywają.
Jak już weszliśmy do tej Unii, koledzy wetknęli kasę do kieszeni i okiem mrugają. „Stary, to niezdrowe.” Ogólnie jakoś tak w tym nowym klubie europejskim mają dziwne hobby. Nikt się nie chce ze mną napić. Tylko sok z ogórka. I tylko na mnie dziwnie patrzą. Nikt mi nic w twarz nie powie, ale wiem, że za plecami gadają. W sumie sam bym się czasem soczku napił, bo ostatnio nawet nasze gazety piszą, że czarne szkodzi i że się wcześniej umiera. Ale co oni tam wiedzą. U nas nikt nie lubi ogórków.
Jednak ostatnio jakoś taka melancholia mnie naszła. Że jednak rodzinie może problem robię. Gadałem szczerze z żoną. I ona wcale nie lubi czarnego. Jak nie widzę, nawet sałatkę z ogórków robi dzieciakom. Kuzyni się mnie wstydzą i nawet, jak im czasem imponuję, to się nie przyznają, bo obciach. Sąsiedzi pokupowali sobie lepsze domy, podobno za oszczędności na czarnym złocie. A jeden z południa to nawet w maratonie w Berlinie wystartował i dobiegł (już wiem, dlaczego menda na imieniny do mnie nie przychodzi). Aniołowa mnie na bok ostatnio w Brukseli wzięła, mówiąc, że ona też ma problem, ale walczy i może mi dać parę rad, jak będę gotowy. Więc może czas z tym skończyć? Wszystko jest dla ludzi, ale ja chyba rzeczywiście straciłem umiar. Krzywdę robię sobie i rodzinie. Postanowiłem, że dziś zaczynam nową drogę. Czas się zmienić, nie dla siebie, ale dla innych.
Pierwszy krok to szczerość wobec siebie, więc to powiem głośno i z przekonaniem: jestem polskim politykiem i jestem węgloholikiem.
Skarbek z Gór