Kompania Węglowa rozpaczliwie próbuje utrzymać płynność finansową – płaci kontrahentom po czterech miesiącach!
Na rynku można kupić węgiel już nawet po 6,5 zł za gigadżul, podczas gdy koszty eksploatacji wynoszą powyżej 10 zł. Wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, wywodzący się zresztą ze Śląska, kilkanaście dni temu nieśmiało wspomniał o konieczności zamknięcia nierentownych kopalń. Natychmiast spotkał się z ostrą ripostą związkowców, którzy stwierdzili, że nie ma czegoś takiego jak „nierentowna kopalnia” – wystarczy, że się w nią zainwestuje, to będzie zysk.
Na inwestycje jednak trzeba mieć pieniądze. Problem w tym, że Kompania Węglowa, dumnie nazywająca się „największą firmą górniczą w Europie”, tych pieniędzy nie ma, a banki nie kwapią się, żeby jej udzielić wielomiliardowych kredytów. Płynność spółki się pogarsza, niedawno ogłosiła, że wydłuża kontrahentom terminy płatności z 90 do 120 dni. Firmy sprzedające materiały i maszyny górnicze będą musiały się kredytować, a koszty kredytu rozliczą, podnosząc Kompanii ceny, co jeszcze pogorszy sytuację górniczego giganta.
Patrz: Górnicy pogrzebią górnictwo
Poświęcony górnictwu panel Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Niestety, dyrektor Departamentu Górnictwa w Ministerstwie Gospodarki Maciej Kaliski nie miał wiele do powiedzenia. Oczywiście twierdził, że koszty w spółkach węglowych mają spaść o 5 proc. Ale jak to zrobić, jeśli zarządy już zgodziły się na wzrost wynagrodzeń, które pochłaniają ponad połowę wydatków kopalń?
W Głównym Instytucie Górnictwa powstaje dokument, który określi, ile jeszcze węgla kamiennego mamy i ile opłaca się go wydobywać. Dokument jest niewątpliwie potrzebny, ale nie zastąpi decyzji. Decyzji o zmianie anachronicznych układów zbiorowych z załogami kopalń, decyzji o obniżce lub przynajmniej zamrożeniu płac. Niestety, jak pokazuje przykład kopalni Silesia, która została sprzedana Czechom, górnicze związki godzą się na to dopiero wtedy, gdy mają na gardle nóż w postaci groźby zamknięcia kopalni. Ale rząd jest zbyt tchórzliwy, żeby tego noża użyć.
Dyrektor Kaliski ma jednak dla górnictwa receptę. Po pierwsze ma powstać program promujący markę Polski Węgiel, dzięki któremu mali odbiorcy będą mogli odróżnić nasz kochany węgiel od wrażego, importowanego. Polski węgiel będzie – zdaniem Kaliskiego – chętniej wybierany.
Proponuję, żeby sprzedawać go wyłącznie w polskich sklepach, a nie w paskudnej Biedronce. Oczywiście my klienci, będziemy wybierać nasz węgiel, nawet jeśli będzie droższy, bo przecież jesteśmy patriotami i kochamy górników oraz dyrektora Kaliskiego.
Kaliski obwieścił też, że górnictwo obok roli gospodarczej pełni ważną rolę społeczną i kulturową. Jak uzasadniał, jedna ze spółek sfinansowała ołtarz w śląskim kościele.
Rzeczywiście, ołtarz się przyda. Niektóre polskie kopalnie są już w takiej sytuacji, że pozostaje im tylko modlić się o przetrwanie…