Spis treści
Amerykański prezydent Dwight Eisenhower mawiał: „Przygotowując się do bitwy, zawsze okazuje się, że plany są bezużyteczne, ale planowanie jest niezbędne”. Im dłuższa perspektywa czasowa planowania, tym większe ryzyko odchyleń, ale strategie są niezbędne do wyznaczenia pożądanego kierunku zmian.
Zgodnie z maksymą Eisenhowera, Komisja Europejska wyznaczyła na początku lutego flagowy cel 90% redukcji emisji netto w unijnej gospodarce do 2040 r. względem 1990 r. Co określony przez Brukselę cel oznacza dla europejskiego sektora elektroenergetycznego – po analizie szczegółowej oceny wpływu towarzyszącej głównemu komunikatowi Komisji – opisujemy poniżej.
Na wstępie warto podkreślić, że cel na 2040 r. nie zmienia diametralnie stanu prawnego względem zobowiązań instalacji w elektroenergetyce UE, które są objęte systemem handlu uprawnieniami do emisji i musiałyby i tak liczyć się z kontynuacją spadku puli uprawnień w systemie EU ETS po 2030 r. A tempo kurczenia się podaży pozwoleń zostało już wcześniej ustalone zmienioną w ubiegłym roku dyrektywą EU ETS.
Tym niemniej, analizy Komisji jak osiągnąć cel na 2040 r. w energetyce mają duże znaczenie, bo pokazują listę strategiczną technologii, na które Bruksela będzie stawiać i przeznaczać środki na ich rozwój. Po drugiej stronie pozostaną z kolei technologie przegrane, które mają być stopniowo wygaszane.
Wychwycone emisje energetyki i wielki powrót CCS
Głównym założeniem analizy wpływu jest całkowicie zdekarbonizowana w ujęciu netto elektroenergetyka już w perspektywie 2040 r. W scenariuszu 90% redukcji emisji CO2 do 2040 r. Bruksela pokazuje nawet negatywne emisje tego sektora w ujęciu netto (-10 mln ton CO2). Nie oznacza to, że w sektorze nie będzie wtedy zupełnie emisji – te, które nadal będą występować są jednak zneutralizowane przez nowe instalacje o negatywnej emisji netto jak technologie wychwytu i magazynowania CO2 w instalacjach biomasowych (tzw. BECCS – Bioenergy with Carbon Capture and Storage) i z powietrza (ang. Direct Air Carbon Capture and Storage – DACCS).
Są to technologie obecnie raczkujące – pierwszy projekt BECCS w Europie dopiero startuje w elektrowni Drax w Wielkiej Brytanii i już wywołuje dużo kontrowersji środowiskowych. Biomasa (zwłaszcza drzewna) jest obecnie wypierana z produkcji energii elektrycznej w Europie z uwagi na kwestie zrównoważonego rozwoju, czy konkurencję o surowiec z przemysłem drzewnym.
Znajdujemy tego przykład chociażby w najnowszej dyrektywie OZE, która wprowadza hierarchię celów wykorzystania biomasy i produkcja energii z tego surowca jest na szarym końcu. Pytanie więc, czy rzeczywiście to jest właściwy koń, na którego warto stawiać.
Z kolei w przypadku DACCS jest obecnie w Europie kilka projektów pilotażowych jednak na bardzo małą skalę. Bruksela zakłada, że w 2040 r. obydwie technologie rozwiną się na tyle żeby zredukować emisję energetyki europejskiej aż o ok. 153 mln ton CO2 (skala porównywalna do rocznej emisyjności całego sektora wytwarzania energii i ciepła w Polsce). Dodatkowe 32 mln ton CO2 redukcji w 2040 r. ma zapewnić technologia CCS instalowana w blokach gazowych. Co ważne, w analizach Brukseli pojawia się również biometan, który ma zapewnić ok. 22 mln ton redukcji emisji CO2 w 2040 r.
Pożegnanie z węglem i gazem
Jak stwierdza Komisja Europejska w głównym komunikacie, węgiel ma być całkowicie odstawiony z unijnego miksu energetycznego do 2040 r., a niewielka produkcja z elektrowni gazowych my być w dużej mierze do tego czasu zneutralizowana przez zastosowanie technologii CCS. Nie oznacza to, że Bruksela zakaże Polsce wykorzystywania elektrowni węglowych w 2040 r. jeśli takie nadal będą działać na rynku. Chodzi o to, że model stosowany przez Komisję eliminuje to paliwo pod kątem ekonomicznym biorąc pod uwagę rosnące obciążenia związane z kosztami CO2. Decyzje strategiczne w zakresie długoterminowej roli węgla w krajowej strukturze paliwowej produkcji prądu polski rząd musi podjąć sam.
Co może dziwić, nie znajdujemy żadnych danych dotyczących konwersji konwencjonalnych instalacji gazowych na zielony wodór. Pokazuje to rosnący sceptycyzm dotyczący roli zielonego wodoru w europejskiej elektroenergetyce, coraz mocniej podkreślany przez wytwórców energii – ostatnio w oświadczeniach kluczowego niemieckiego stowarzyszenia branżowego – BDEW.
Niemieccy wytwórcy namawiają regulatorów krajowych do zakończenia mrzonek o zielonym wodorze uzasadniając to brakiem zasadności ekonomicznej – ze względu na wysokie koszty pozyskania wodoru, przy jednoczesnej krótkiej pracy nowych gazówek w szczytach zapotrzebowania. Jest to powiązane z planami wprowadzenia rynku mocy w Niemczech. Ma on służyć wsparciu budowy nowych 10 GW mocy gazowych (gotowych do konwersji na wodór w przyszłości) potrzebnych do zbilansowania systemu.
OZE rządzą i dzielą
Dominującą technologią produkcji energii w 2040 r. mają być odnawialne źródła energii, które w 2040 r. mają zapewnić już aż 85% generacji w Unii. W 2050 r. ma to być już 90%. Dzieje się to przy drastycznym wzroście zapotrzebowania na energię elektryczną związanym z elektryfikacją innych branż jak transport, czy ciepłownictwo. W 2040 r. zapotrzebowanie zgodnie z analizami sięga ponad 5000 TWh, by w 2050 r. dojść do prawie 7000 TWh – dla porównania w 2022 r. zapotrzebowane na energię elektryczną w UE wyniosło ok. 2800 TWh.
Odnawialne źródła energii mają być wspierane magazynami energii (bateryjne i elektrownie szczytowo-pompowe), których rola w systemie ma znacząco wzrosnąć. W 2040 r. magazyny mają stanowić aż 275 GW mocy zainstalowanej. W 2022 r. bateryjne magazyny energii w UE stanowiły niecałe 3 GW mocy, więc mówimy tu o zakładanej przez KE rewolucji i boomie technologii magazynowania. Patrząc na ostatnie aukcje rynku mocy w Polsce i prawie 2 GW zakontraktowanych magazynów trudno nie zgodzić się z tą tezą.
Atom na marginesie miksu
W prognozach Brukseli istotnie spada znaczenie energetyki jądrowej, która w 2040 r. ma odpowiadać tylko za ok. 10% produkcji energii – dziś jest to ok. 25%. Moc zainstalowana w atomie ma spaść do ok. 70 GW w 2040 r., a produkcja do 495 TWh. Komisja zaznacza, że założenia dla energetyki jądrowej uwzględniają stan z marca 2023 r. i ostatnie zapowiedzi niektórych państw UE o większym zwrocie ku atomowi mogą zwiększyć moc w 2040 r. do niecałych 90 GW.
Z pewnością obóz projądrowych krajów UE będzie dążył do zaakcentowania mocniejszej roli energetyki jądrowej w dekarbonizacji sektora, bo jeśli ta technologia ma odpowiadać tylko za 10% produkcji w 2040 (a w 2050 r. już tylko ok. 7%) to może prowadzić prawodawców do wniosku, że nie warto jej zbytnio wspierać ani finansowo, ani regulacyjnie. Z takim podejściem z pewnością problem będzie miał Paryż i reszta koalicjantów dążących do zrównania statusu atomu z OZE w podejściu do kreowania polityki dekarbonizacji przez Brukselę.
Ceny energii zamrożone do 2050 r.
Ciekawym zagadnieniem są podane w ocenie wpływu ścieżki cen energii. W ujęciu realnym hurtowe ceny energii dla przemysłu praktycznie stoją w okresie 2030-2050 na poziomie ok. 130 EUR/MWh. Zjawisko to nie jest wyjaśnione w dokumentach, a wcześniejsze analizy Komisji zakładały istotny spadek cen w czasie w związku z przejściem na wyznaczanie cen energii przez instalacje OZE nieponoszące kosztów zmiennych. Utrzymanie się cen energii w długim terminie na stosunkowo wysokim poziomie może być efektem założenia istotnego zastosowania technologii CCS zarówno w instalacjach gazowych jak i w biomasowych, których łączne koszty wytwarzania energii kształtują się na podobnym poziomie.
Dużym minusem analiz KE jest brak w dokumentach prognoz w zakresie kosztów uprawnień do emisji, co nie pozwala na ocenę założeń w zakresie kosztów wchodzenia nowych technologii do miksu energetycznego, czy zakładanych kosztów zmiennych instalacji wytwórczych opartych na paliwach kopalnych.
90 proc. przejdzie gładko?
Po prezentacji Komunikatu przez odchodzący skład KE, sprawa musi teraz poczekać na zmianę warty i nowe wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w czerwcu tego roku. Kwestia realizacji celów Europejskiego Zielonego Ładu napotyka coraz większy opór ze strony wybranych grup społecznych, co będzie z pewnością elementem nadchodzącej kampanii wyborczej.
Następna Komisja przedstawi wniosek ustawodawczy ukierunkowany na włączenie celu na rok 2040 do unijnej legislacji, a ściślej do Rozporządzenia o europejskim prawie klimatycznym. Jak zapowiada już Ministerstwo Klimatu i Środowiska, wygląda na to, że domknięcie negocjacji nowego celu pomiędzy Radą i Parlamentem może przypaść na polską prezydencję, która będzie miała miejsce w I połowie 2025 r. Jeśli tak się stanie, to sprawowanie prezydencji będzie sporym utrudnieniem w forsowaniu partykularnych interesów Polski w negocjacjach, z uwagi na zwyczaj zachowywania neutralności przez państwa sprawujące tą funkcję. Dla Polski może więc być lepiej tą kwestię zamknąć podczas kolejnej prezydencji duńskiej.
Wygląda na to, że cel 90% ma duże szanse na utrzymanie się, ponieważ silna grupa państw UE już poparła wyznaczenie celu ambitnego – zgodnego z rekomendacjami Rady Naukowej powołanej przez Komisję (czyli mieszczącego się w przedziale 90-95%). Dużo będzie zależało od składu przyszłego Parlamentu Europejskiego, który w większej mierze składać się będzie z przedstawicieli sceptycznych wobec Zielonego Ładu polityków. Tym niemniej, nie powinno być problemów z utrzymaniem wymaganej większości po stronie klimatycznie ambitnych europosłów. Z pewnością większy akcent musi zostać położony na ochronę najbardziej wrażliwych na zmiany grup społecznych, jak protestujący obecnie w całej Europie rolnicy.
Jak stwierdziliśmy na początku, samo przyjęcie celu 90% redukcji emisji netto do 2040 r. nie zmieniłoby istotnie tempa dekarbonizacji energetyki unijnej, które zostało wcześniej wyznaczone poprzez rewizję dyrektywy EU ETS i kontynuację rokrocznego spadku puli uprawnień w systemie w długim terminie. Dyskusja w negocjacjach będzie dotyczyła w większym stopniu innych sektorów gospodarki, które pozostają poza EU ETS.