Wydobycie węgla kamiennego w Polsce maleje od 1979 roku, ale od końca lat 90. spadek przebiega niemal jak po sznurku – średnio o 2,7 mln ton rocznie. Pięć lat temu po raz pierwszy pokazaliśmy wykres z ekstrapolacją trendu wydobycia węgla kamiennego w Polsce, która sugerowała, że 2023 rok zamkniemy w okolicach 50 mln ton wydobycia. Nie była to żadna prognoza, lecz zwykła ekstrapolacja trendu trwającego od 1990 roku. Polskie górnictwo wydobywało wówczas blisko 65 mln ton węgla, a rząd Morawieckiego przyjął Program dla górnictwa zakładający, że jeszcze w 2030 roku polskie wydobycie węgla kamiennego będzie przekraczać 60 mln ton rocznie.
Tymczasem 2023 roku polskie kopalnie wydobyły ok. 49 mln ton węgla kamiennego. Możemy iść o zakład, że do 2030 roku dalsza zwykła ekstrapolacja trendu zrobiona w jednej kolumnie excela ponownie okaże się lepszą „prognozą” wydobycia w Polsce niż 100-stronnicowy program sektorowy. Dokładnie tak samo chybione były bowiem wszystkie rządowe strategie dla górnictwa publikowane w ostatnich 30 latach.
Niestety, podpisana w 2021 roku między rządem i górniczymi związkowcami „Umowa społeczna”, o utrzymanie której rząd Tuska będzie zabiegać w Brukseli, wpisuje się w ten trend. Jest nierealistycznie optymistyczna. Dlaczego?
Odchodzący rząd PiS oszacował, że do 2049 roku górnictwo będzie wymagać 100 mld zł dopłat z pieniędzy polskich podatników (każda rodzina przekaże na górnicze pensje po 7 tys. zł). Tymczasem już w przyszłym roku na uratowanie PGG i Tauron Wydobycie potrzebnych będzie aż 7 mld zł (każda polska rodzina dołoży po 500 zł). W dodatku górnicy walczą o kolejne podwyżki i z pewnością je dostaną. Dziura może się więc jeszcze zwiększyć i nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeżeli w ciągu kilkunastu miesięcy górnictwo wykorzysta 1/10 całego planowanego hojnego dofinansowania ze strony podatników. Powodem jest ogromny wzrost materiałów, podwyżki płac i wypłata hojnych premii, przy jednoczesnym dalszym spadku wydobycia.
Polskie górnictwo znalazło się dokładnie w tym samym miejscu, w jakim znalazło się górnictwo holenderskie, belgijskie i francuskie w latach 60., górnictwo brytyjskie w latach 70., a górnictwo niemieckie na przełomie lat 70. I 80. Wysokość zarobków w całym kraju, a zwłaszcza w górnictwie (najwyższe średnie pensje w całym sektorze przedsiębiorstw) jest już zbyt wysoka, aby utrzymywać wydobycie w starym zagłębiu, gdzie nie ma już płytkich pokładów węgla, ani nowoczesnych kopalń, a szansa na zbudowanie nowej wysokowydajnej kopalni węgla kamiennego energetycznego przeminęła co najmniej dekadę temu (nikt jej dziś nie sfinansuje). Dziś trudno zbudować byłoby nawet nową kopalnię węgla koksowego, choć ten towar jeszcze długo może być nam potrzebny, a jego cena jest dużo wyższa.
Zobacz także: Górnictwo pod ścianą. PGG tnie ceny węgla o 40%
Co więcej, z każdą kolejna podwyżką koszty płac (stanowiące połowę kosztów wydobycia węgla w Polsce), zbliżają się do poziomu 300-350 zł/t. Dla porównania jeszcze w 2020 roku węgiel z Kolumbii czy RPA można było sprowadzić do Polski za 200 zł/t i jego ceny na światowych rynkach ponownie zmierzają w tym kierunku (dziś w portach ARA nieznacznie przekraczają 400 zł/t).
Tymczasem umowa społeczna przewiduje, że podatnicy będą dokładać do utrzymania wydobycia węgla w ilości przekraczającej krajowe zapotrzebowanie. Będzie to oznaczać, że albo będziemy płacić górnikom postojowe np. przez kilka miesięcy w roku, albo dotować eksport węgla np. do Niemiec.
Można się więc spodziewać, że zarówno kopalnie będą wydobywać mniej, niż wynikałoby z ich zdolności, jak i rosnące koszty ich funkcjonowania będą zmuszać rząd do likwidacji najbardziej deficytowych zakładów szybciej, niż wynikałoby to z umowy społecznej. Trend spadku zacznie się zapewne wypłaszczać dopiero w okolicach 30 mln ton rocznego wydobycia, gdzie produkcja będzie utrzymywana głównie w wydajniejszych kopalniach, z czego blisko połowę stanowić będzie już droższy węgiel koksowy.
Zobacz także: Ile jest warta umowa społeczna rządu z górniczymi związkami?
Polska, poprzez hojne subsydia do upadającej branży, jest dziś dumnym „gaszącym światło” w zachodnioeuropejskim górnictwie, a więc w zagłębiach węglowych, które zostały już de facto wyeksploatowane w ciągu ostatnich 200 lat i dziś już raczej „wyskrobuje się” tu resztki sensownych pokładów, niż prowadzi opłacalny biznes.
Dla porównania efektywność wydobycia węgla w częściach świata, gdzie jest to opłacalne ze względu na złoża odkrywkowe, niskie płace lub wysoką mechanizację (Rosja, Chiny, USA, Kolumbia, Australia, RPA) jest kilku- a nawet kilkudziesięciokrotnie wyższa niż w Polsce. Poniższe zestawienie należy czytać bardzo uważnie, aby dostrzec żółte słupki z poziomem efektywności w polskich złożach.
Szerzej o przyczynach i skutkach transformacji górnictwa pisaliśmy na łamach WysokieNapiecie.pl już wielokrotnie, więc na koniec, na prośbę czytelników, przypomnimy je na tym ostatnim grafie: