Spis treści
Orlen przedstawił w tym miesiącu nową Strategię Zrównoważonego Rozwoju na lata 2024- 2030. To już druga taka strategia grupy, pierwsza obejmowała lata 2021-23. Tym razem spółka przedstawiła bardziej konkretne zobowiązania, które uwzględniają już nowe regulacje pakietu Fit for 55, w tym zmienioną dyrektywę o odnawialnych źródłach energii RED III.
Duże przedsiębiorstwa muszą jako pierwsze wdrożyć w przyszłym roku obowiązek raportowania zgodnie z dyrektywą ws. sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju CSRD. Nie tylko jednak regulacje unijne wpływają na konieczność coraz mocniejszego uwzględnienia kwestii zrównoważonego rozwoju w strategiach firm. Presja jest widoczna także ze strony inwestorów. „Przyjęcie i realizacja nowej, kompleksowej strategii strategii w tym zakresie to dla naszych inwestorów kolejne potwierdzenie, ze jesteśmy wiarygodnym i solidnym partnerem, a dla nas samych możliwość dalszego rozwoju” – mówił cytowany w komunikacie prezes Orlenu Daniel Obajtek.
Co z tą dekarbonizacją?
W praktyce inwestorzy pytają najczęściej o dekarbonizację. Tych pytań jest zawsze dużo podczas tzw. roadshow, gdy spółka prezentuje potencjalnym inwestorom swoje plany inwestycyjne. Coraz bardziej liczy się też rating ESG, np. miał on bezpośrednio przełożenie na oprocentowanie obligacji zrównoważonego rozwoju, jakie Orlen wypuścił trzy lata temu.
– Najczęściej pytania rynku i naszych akcjonariuszy dotyczą ograniczania emisji i sprawiedliwej transformacji – wyjaśnił podczas spotkania z dziennikarzami Stanisław Barański, dyrektor Biura Zrównoważonego Rozwoju i Transformacji Energetycznej w Orlenie. Jako przykład podał pytania inwestorów o dekarbonizację i przyszły los pracowników Elektrowni Ostrołęka B, gdzie Energa z grupy Orlen planuje do końca 2025 roku uruchomić blok gazowo-parowy o mocy ok. 750 MW. Dlatego częścią strategii zrównoważonego rozwoju Orlenu jest Plan Sprawiedliwej Transformacji, który zakłada wsparcie społeczności na terenach objętych transformacją energetyczną, poprzez m.in szkolenia i warsztaty.
O dekarbonizację pytają też partnerzy biznesowi oraz klienci. – W branży petrochemicznej warunkują podpisanie kontraktów na dostawę półproduktów konkretnymi zobowiązaniami dotyczącymi zrównoważonego rozwoju – wyjaśnił dyrektor Barański. Jak dodał, dyrektywa RED III wymagać będzie z kolei, wymaga już stosowania zielonego amoniaku przy produkcji nawozów.
Produkcja energii elektrycznej i cieplnej z węgla ma spaść w całej grupie z ok. 20 TWh do 6 TWh w 2030 roku, a pięć lat później – do zera. Do 2050 roku Orlen zobowiązał się osiągnąć neutralność emisyjną, uwzględniając w tym zarówno emisje bezpośrednie, czyli własne (scope 1), jak i pośrednie – dostawców i klientów (scope 2 i 3). Jak wyjaśnił Stanisław Barański, osiągnięcie „net zero” będzie możliwe dzięki zastosowaniu CCUS – wychwytywania i składowania dwutlenku węgla, co spółka zamierza oferować w postaci usługi także innym przedsiębiorstwom. W ten sposób do 2030 r. planuje zagospodarować ok. 3 mln ton CO2. W tym roku Orlen kupił udziały w koncesji na składowanie dwutlenku węgla na Morzu Barentsa.
Czytaj także: Wyścig do złapania CO2 ruszył na dobre
Na koniec ubiegłego roku łączne moce OZE w grupie Orlen nie przekraczały 1 GW. Do 2030 r. spółka planuje już 9 GW mocy w OZE, w czym mieści się sztandarowy projekt morskiej farmy wiatrowej Baltic Power o mocy 1,2 GW, realizowany wspólnie z Northland Power. To jak na razie jedyny projekt morskiej farmy wiatrowej w polskiej części Morza Bałtyckiego, który zdobył finansowanie i ma ostateczną decyzję inwestycyjną.
Zerowe emisje coraz popularniejsze
– W ostatnich latach na całym świecie obserwujemy gwałtowny wzrost liczby zobowiązań podejmowanych przez przedsiębiorstwa, które dotyczą osiągnięcia celu „net zero”, jednocześnie coraz większa grupa krajów także podejmuje podobne zobowiązania. W wyniku tej polityki zobowiązania dotyczące osiągnięcia neutralności klimatycznej objęły około 90 proc. światowej gospodarki, przy czym niektóre spośród nich, jak Wielka Brytania, podjęły prawnie wiążące kroki w tym zakresie, inne złożyły łagodniejsze deklaracje. W świetle tego globalnego trendu coraz trudniej jest odizolować działalność firmy od tego nadrzędnego ruchu ekologicznego – mówi w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl Bernard de Longevialle, Global Head of Sustainable Finance w S&P Global Ratings.
Jak wylicza, w ciągu ostatnich pięciu lat rynek zrównoważonego zadłużenia wzrósł pięciokrotnie – z 200 mld USD do ok. 1 bln USD spodziewanych w tym roku. W tym samym okresie rynek zrównoważonego kredytowania ze strony banków wzrósł siedmiokrotnie. W 2022 r. banki udzieliły ok. 600 mld USD nowego finansowania, z czego większość związana jest z transformacją klimatyczną.
– Rynek zrównoważonego finansowania przeżywa szybki wzrost ze względu na szereg czynników, w tym coraz większą powszechność realizacji celów neutralności klimatycznej przez duże europejskie przedsiębiorstwa, zgodnie z wytycznymi SBT (Science Based Targets). -Ponadto, globalne korporacje, które zobowiązały się do dostosowania do celów SBT, na koniec 2021 roku odpowiadały za 35 proc. światowej wyceny giełdowych aktywów. Co ważne, główne firmy zarządzające aktywami również podjęły zobowiązania do osiągnięcia z czasem neutralności klimatycznej swoich portfeli – wyjaśnia.
Najpierw greenwashing, potem greenhushing
Inwestorzy wymagają jednak analiz, by zyskać pewność, że zebrane fundusze będą rzeczywiście przynosiły deklarowane efekty.
– Biorąc pod uwagę ogólny brak spójnego oraz jakościowego sposobu udostępniania informacji na temat wpływu inwestycji na zrównoważony rozwój, inwestorzy obawiają się ryzyka występowania greenwashingu – mówi Bernard de Longevialle. Aby ograniczyć taką możliwość, przedsiębiorstwa, inwestorzy i zarządzający funduszami zwracają się o opracowanie niezależnych ocen, tzw. opinii drugiej strony. Jako przykład podaje miasto Łódź, które skorzystało z usług firmy Shades of Green przy emisji zielonych obligacji wykorzystywanych do finansowania projektów związanych z gospodarką wodno-ściekową oraz czystym transportem.
Zdaniem Stanisława Barańskiego z Orlenu, sektor energetyczny nie ma nic do ukrycia. – Nie boimy się oskarżeń o greenwashing, ponieważ mamy świadomość ryzyk i zobowiązań. Branża energetyczna musi odpowiedzieć na bardzo realne oczekiwania. Greenwashing się więc nie opłaca – przekonuje.
Duże polskie spółki energetyczne: Tauron, PGE, Enea mają w planach neutralność klimatyczną w 2050 r. Jednym z pierwszych kroków, by to mogły osiągnąć, jest przeniesienie aktywów węglowych do NABE, ale nadal to nie nastąpiło. Gdy to już się stanie, prawdopodobnie wówczas przedstawią konkretniejsze strategie zrównoważonego rozwoju. Bez tego trudno im będzie przeprowadzić transformację i przekonać do rzeczywistej „zielonej zmiany” czy „zielonego zwrotu”. PGE, która nadal 80 proc. energii produkuje z węgla, za swoje kampanie reklamowe podkreślające zaangażowanie w odnawialną energię, ściągnęła na siebie krytykę ekologów i posądzenie o tzw. greenwashing, czyli „ekościemę”.
Czytaj także: PGE została bez strategii, ale za ro z prezesem
Problem greenwashingu, czyli przedstawiania się firm jako bardziej ekologiczne niż są w rzeczywistości, stał się powszechny w wielu sektorach, także w branży finansowej. Posądzenie o ekościemę budzi realne obawy i to do tego stopnia, że wywołało kolejny trend, określany jako greenhushing czyli przemilczanie kwestii związanych z ekologią czy zrównoważonym rozwojem.
Jak doniósł „Financial Times”, w odpowiedzi na rosnące obawy związane z reputacją zarządzający aktywami wycofują słowo „zrównoważony” z nazw funduszy . Według danych firmy doradczej Broadridge w pierwszej połowie roku 44 fundusze usunęły taką etykietę ze swojej nazwy. Dla porównania, rok wcześniej 99 funduszy dodało do swojej nazwy słowo „zrównoważony”. Zamiast podejmować zobowiązania na wyrost firmy decydują się po prostu nie publikować szczegółów swoich celów klimatycznych, próbując w ten sposób uniknąć kontroli i późniejszych rozliczeń.