Do 2050 roku świat może produkować niemal całą potrzebną mu energię ze źródeł odnawialnych. To technicznie możliwe i opłacalne ekonomicznie – przekonują autorzy najnowszego raportu Greenpeace pt. „rewolucja energetyczna”. Jak wygląda ta wizja przyszłości?
Data publikacji raportu nie jest przypadkowa – zespół pod redakcją niemieckiego dra inż. Svena Teske prezentuje go na niecałe trzy miesiące przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego ONZ w Paryżu (tzw. COP21). To właśnie na nim ma zapaść decyzja o nowym globalnym porozumieniu ws. redukcji emisji gazów cieplarnianych.{norelated}
Greenpece jest zwolennikiem ambitnych, a więc daleko idących, ograniczeń emisji gazów cieplarnianych i przekonuje w raporcie, że niemal całkowita dekarbonizacja światowych gospodarek do 2050 roku jest technicznie i ekonomicznie możliwa, a zyski z transformacji będą przekraczać jej koszty.
A kwoty są niebagatelne – potrzebnych jest średnio 1,2 bln dolarów rocznie – to dwa razy więcej, niż w scenariuszu bazowym (bez transformacji energetycznej). Koszty dodatkowych inwestycji średnio mają się jednak zwracać z nawiązką, a to dzięki ograniczaniu wydatków na wydobycie, dotowanie i zakup paliw kopalnych, na które będziemy wydawać średnio o 1 bln dol. rocznie mniej.
W efekcie średnia cena energii elektrycznej na świecie miałaby wzrosnąć do 2030 roku tylko o ok. 0,7 gr/kWh, aby w latach 2030-2050 spaść nawet o ok. 8 gr/kWh w stosunku do cen w scenariuszu bazowym. Dla państw UE wzrost cen wyniósłby ok. 7 gr/kWh do 2030, a następnie zrównałby się z ceną ze scenariusza bez zmian do połowy wieku. Te kwoty nie uwzględniają jednak wyższych kosztów bilansowania pracy niestabilnych źródeł – fotowoltaiki i wiatru, ani magazynowania energii z nich np. na bezwietrzne wieczory.
Zgodnie ze scenariuszem duży udział niestabilnej fotowoltaiki i farm wiatrowych (przekraczający 50%) łagodzić będzie praca elektrowni na biomasę, biogaz, biopaliwa, geotermia czy instalacji solarnych cieplnych (CSP mogą magazynować energię w postaci ciepła). Niestety autorzy nie opublikowali informacji o tym jakie współczynniki obciążenia w związku z tym dla nich przewidują. Innymi słowy przez ile godzin w roku taka instalacja będzie tylko w gotowości, bo akurat energii z wiatru i słońca nam w konkretnej chwili wystarczy, a ile godzin sama będzie mogła produkować i sprzedawać energię, a więc zarabiać. To kluczowy element układanki, bo znacznie zwiększa koszty funkcjonowania takich OZE. Oczywiście problem ten częściowo będzie mogło zastąpić magazynowanie energii i chwilowe zmniejszanie lub zwiększanie popytu na prąd, ale to także kosztuje, a dokładnych wyliczeń tych kosztów w raporcie nie znajdziemy.
Mimo tych braków raport Greenpeace’u jest bez wątpienia ważnym głosem w dyskusji wokół grudniowego szczytu w Paryżu, ale też długoterminowej polityki energetycznej UE i Polski. Dyskusji, w której w Polsce hasła polityczne przeważają zwykle nad pogłębionymi analizami ekonomicznymi.