Spis treści
Elektrownia Hinkey Point C, symbol odrodzenia brytyjskiej energetyki atomowej, nie powstanie do 2023 roku.
To, o czym mówiło się nieoficjalnie już od miesięcy, we wtorek potwierdził oficjalnie prezes brytyjskiej spółki koncernu EDF Vincent de Rivaz. Przyznał, że spółka nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji inwestycyjnej i w związku z tym elektrownia na pewno nie rozpocznie pracy w 2023 roku, jak zakładał podpisany w październiku 2013 roku wstępny kontrakt pomiędzy spółką a poprzednim rządem Davida Camerona.
Czekając na Chińczyków
Brytyjskie media przypuszczają, że opóźnienie to może być spowodowane chęcią ogłoszenia ostatecznej decyzji o realizacji projektu podczas październikowej wizyty w Londynie prezydenta Chin Xi Jinpinga. Chińskie koncerny energetyczne CGN oraz CNNC mają bowiem objąć nawet ponad 40 proc. udziałów w konsorcjum, które zbuduje elektrownię.
Nie jest to pierwsze przesunięcie ostatecznej decyzji w sprawie rozpoczęcia tej, kluczowej dla brytyjskiej energetyki, inwestycji. Pierwotnie miała ona zapaść w czerwcu 2014 roku po tym, jak jesienią 2013 roku podpisano umowę z brytyjskim rządem. Niedotrzymanie tego terminu spowodowane było wszczęciem przez Komisję Europejską postępowania odnośnie skali pomocy publicznej zaoferowanej EDF-owi przez rząd.
Kolejny termin, marzec 2015 roku, również nie został dotrzymany. Władze koncernu mówiły wówczas, że ostateczna decyzja jest jeszcze odległa „o kilka miesięcy” ze względu na konieczność „doprecyzowania” szczegółów kontraktu z rządem. Teraz EDF żadnej konkretnej daty nie podaje ale październikowa wizyta chińskiego prezydenta wydaje się być idealną okazją na ogłoszenie długo wyczekiwanego sukcesu.
Podpisana w październiku 2013 umowa z rządem przewidywała, że jakiekolwiek opóźnienie w stosunku do roku 2023 będzie obciążało finansowo inwestora. EDF zapowiada co prawda, że sam czas budowy nie wydłuży się a więc i opóźnienie uruchomienia elektrowni nie powinno być większe niż rok ale po doświadczeniach z budową elektrowni w Flamanville niczego nie można być pewnym.
Japończycy depczą po piętach
Już dotychczasowe opóźnienie w realizacji projektu sprawia, iż nie jest wcale przesądzone, że to Hinkley Point C będzie pierwszą nową elektrownią jądrową w Wielkiej Brytanii. Francuzom po piętach depczą bowiem Japończycy z Toshiby i Hitachi, które to koncerny w ramach osobnych konsorcjów realizują własne projekty atomowe na brytyjskim rynku.
Toshiba, wraz z francuskim GDF Suez, planuje rozpocząć produkcję w elektrowni Moorside przed końcem 2024 roku. Z kolei Hitach, w ramach projektu Horizon, chce pod koniec pierwszej połowy przyszłej dekady uruchomić reaktory w elektrowni Wylfa.
Obu konsorcjom udało się póki co uniknąć większego rozgłosu medialnego. Oba nie dotarły jednak do kluczowego punktu, jakim jest wynegocjowanie i podpisanie umowy z rządem zawierającej m.in. tzw. cenę docelową (strike price), czyli gwarantowaną kwotę za wyprodukowaną energię. To projekt Hinkley Point C skupia na sobie uwagę zarówno brytyjskiego jak i międzynarodowego lobby antynuklearnego.
Przeciwników przyjętej przez rząd strategii nie brakuje nawet wśród zwolenników energetyki atomowej. W niedawnej debacie na ten temat w Izbie Lordów lord Howell, były minister ds. energii w rządzie Margaret Thatcher, nazwał projekt Hinkley Point C „jednym z najgorszych w historii dla brytyjskich gospodarstw domowych i przemysłu”. Zwracał on uwagę na problemy EDF z terminowością realizowanych projektów atomowych, rosnącymi kosztami i relacje z dostawcami kluczowych podzespołów.
W jego opinii znacznie większe nadzieje należy wiązać z projektami realizowanymi przez koncerny japońskie, które dysponują sprawdzonymi technologiami i dowiodły, że potrafią budować elektrownie szybciej i taniej.
Strategia do wymiany?
Liczby rzeczywiście mogą przerażać. Według szacunków Komisji Europejskiej koszt budowy elektrowni może sięgnąć 24,5 mld funtów, gdy jeszcze do niedawna EDF utrzymywał, że nie przekroczy on 16 mld funtów. Zapisana w umowie z rządem kwota 92,5 funta za każdą MWh wytworzonej energii również jest ponad dwukrotnie wyższa od aktualnej hurtowej ceny energii na brytyjskim rynku (wynosi ona około 42 funtów za MWh). Według oficjalnych prognoz rządowych, na początku przyszłej dekady cena energii nie przekroczy nadal 54 funtów za MWh.
Coraz więcej ekspertów jest zdania, że obecna strategia rządu nie jest optymalną kosztowo drogą do celu, jakim jest bezpieczeństwo energetyczne. Pojawiają się opinie, że strategia ta wymaga ponownego przeanalizowania, zwłaszcza w kontekście coraz bardziej optymistycznych głosów na temat potencjału tzw. „kieszonkowych” reaktorów modułowych ( projektowanych w USA) czy reaktorów zasilanych torem zamiast uranu.
Zwłaszcza te pierwsze mogłyby odpowiadać na brytyjskie potrzeby umożliwiając stosunkowo krótki czas budowy oraz względną łatwość rozbudowy czy demontażu a nawet relokacji w inne miejsce. Ale komercyjnych modeli wciąż nie ma i nie wiadomo kiedy będą dostępne, a brytyjski rząd stoi przed perspektywą deficytu energii po planowanym wyłączeniu reaktorów starszych typów.
Wątpliwości wciąż wzbudza także znaczące zaangażowanie w projekt koncernów chińskich. Choć nie ma wciąż oficjalnego potwierdzenia, to mogą one objąć w konsorcjum nawet 45 proc. udziałów. Niektórzy eksperci podkreślali ich całkowite uzależnienie od polityki rządu w Pekinie a tym samym potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa tego kluczowego sektora gospodarki.
Rząd póki co nie planuje rewizji swojej polityki wobec sektora atomowego. Departament ds. Energii i Zmian Klimatu (DECC) konsekwentnie podkreśla, że wierzy w powodzenie projektu Hinkley Point C i uważa go za niezbędny element docelowego kształtu brytyjskiego miksu energetycznego.
Nieoficjalne źródła mówią, że w gabinetach DECC wciąż trwają gorączkowe negocjacje nad szczegółami finalnego kontraktu z EDF by dopiąć porozumienie podczas październikowej wizyty chińskiego prezydenta.
– W tym kraju wielkim inwestycjom infrastrukturalnym często towarzyszy sceptycyzm. To samo działo się z projektem szybkiej kolei Crossrail, tunelem pod kanałem La Manche oraz terminalem 5 na lotnisku Heathrow – mówił 15 września Vincent de Rivaz.
Warto pamiętać też, że brytyjski rząd włożył ogromny wysiłek w uzyskanie zgody Komisji Europejskiej na kontrakt różnicowy z EDF.
Ślimaczące się przygotowania nie świadczą jednak najlepiej o dotychczasowej realizacji projektu. Dwa lata po podpisaniu wstępnej umowy strony nie mogą bowiem dogadać się co do szczegółów kontraktu, który jest papierkiem lakmusowym dla przyszłości energetyki atomowej w UE.