Spis treści
Nie ma chętnych na gaz
Plany ustawienia w przyszłości w Gdańsku drugiego pływającego terminala LNG na razie zawisły na kołku. Klapą zakończyła się procedura Open Season, czyli proces zbierania wiążących deklaracji na wykorzystanie przepustowości drugiego FSRU. Jak poinformował Gaz-System, operator nie uzyskał „zamówień na poziomie, który stanowiłby podstawę do realizacji projektu w zakresie FSRU 2”. Gaz-System zastrzegł jednak, że złożone deklaracje zainteresowania dają podstawy do kontynuowania w przyszłości jakichś rozmów.
Według nieoficjalnych informacji projekt położyli Czesi z CEZ wycofując swoje zainteresowanie. CEZ miał być niezadowolony z warunków, oferowanych przez Gaz-System. W takim układzie padnie pewnie projekt Stork II, czyli dużego gazociągu Polska-Czechy.
Wersję o niezadowoleniu CEZ z polskich warunków potwierdzałby fakt, że kilka dni później czeski koncern zarezerwował 2 mld m sześc. rocznie z niemieckiego terminala Stade w Hamburgu, który ma ruszyć w połowie 2027 roku. Odległość podobna, decydowały zatem koszty przesyłu i regazyfikacji.
Porażka FSRU 2 oznacza, że na razie Orlen dalej będzie miał monopol na import LNG, kontrolując całość zdolności regazyfikacyjnych terminala w Świnoujściu i FSRU 1, w którym zarezerwował 100% zdolności.
Spór wokół odpisów na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny
Prezes URE znalazł się praktycznie w otwartym sporze z uczestnikami rynku energii wokół problemu, od jakiej ceny energii elektrycznej należy odprowadzać tak zwany odpis na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny, czyli domiar od nadmiernych zysków osiąganych przez spółki energetyczne.
Zgodnie z obowiązującymi regulacjami, wytwórcy energii elektrycznej i spółki obroty wywiązują się z odprowadzania zysków, uznanych za nadmierne na Fundusz Wypłaty Różnicy ceny. Z tego Funduszu rząd wypłaca im rekompensaty za sprzedaż prądu po zaniżonej, regulowanej cenie.
Regulator ostatnio zapowiedział kontrole wywiązywania się z tego obowiązku, jasno komunikując, że daje czas na naprawienie domniemanych nieprawidłowości. A mają one polegać na zaniżani odpisów. URE stoi na stanowisku, że odpis powinien być od ceny rynkowej, czyli tej figurującej w umowie sprzedaży.
Odmienne stanowisko zajęło Towarzystwo Obrotu Energią, skupiające uczestników rynku. TOE uważa, że odpis powinien być odprowadzany od faktycznej ceny sprzedaży, czyli tej ustalonej administracyjnie, która co do zasady powinna być niższa niż rynkowa. Towarzystwo argumentuje, że wyliczanie odpisu od ceny rynkowej, której spółka obrotu nigdy nie otrzyma, powoduje, że płaci dużo więcej.
Ceny w umowach są wyższe, inaczej nie byłoby sensu ich ograniczać – wskazuje TOE. I powołuje się na wytyczne Zarządcy Rozliczeń, w których stwierdza się, że jeżeli w umowie sprzedaży cena energii jest wyższa niż ustalona administracyjnie cena maksymalna, to we wzorze do wyliczenia odpisu stosuje się cenę maksymalną.
Rynkowa cena sprzedaży w umowie mocy prawa nie może zostać pobrana przez spółkę obrotu, w żaden sposób nie może więc być kwalifikowana do przychodu na podstawie którego wylicza się odpis. To cena ustawowa jest ceną umowną, zstępując cenę z umowy – uważa TOE. Ponieważ gra idzie o grube miliardy, prawdopodobnie szykuje się długa dysputa.
Prezes PGE Wojciech Dąbrowski oraz wiceprezes Enei Lech Żak zapowiedzieli już, że spółki będą przelewać domiar według starych zasad. W takiej sytuacji URE może wszcząć kontrolę, której efektem będzie decyzja wyznaczająca „domiar od domiaru”. Spółki będą mogły odwołać się do sądu.
Czytaj także: Komisja Europejska akceptuje zmieniony KPO. Najwięcej zyska energetyka
Czarna polewka Azotów dla Orlenu
W końcu musiało się to stać, zapewne nie przypadkiem tuż po wyborach, których konsekwencją będzie zmiana układu politycznego u władzy. Po raz pierwszy kontrolowana przez państwo spółka powiedziała „nie” zakusom Orlenu – również kontrolowanego przez państwo potentata. W ostatnich latach Orlen przejmował w Polsce co chciał – firmy, zazwyczaj państwowe, wielkie, a czasami małe, tyle że mające odpowiednie polityczne „plecy”.
Jedną z wielkich transakcji miało być przejęcie przez Orlen Zakładów Azotowych Puławy, najważniejszego aktywa Grupy Azoty. Zamiar Orlen zaanonsował wiosną tego roku.
Teraz jednak Azoty oficjalnie ogłosiły, że analizy nie dają podstaw do kontynuowania rozmów dotyczących akwizycji Puław przez Orlen. W dodatku mają zupełnie inną koncepcję rozwoju Grupy. W konsekwencji Orlen dostaje kosza.
Prezes Orlenu Daniel Obajtek oczywiście nie szczędził krytyki. – Decyzja Zarządu Grupy Azoty nie służy stabilizacji ich sytuacji finansowej oraz rynkowi nawozowemu – pisał w mediach społecznościowych. Zadeklarował też dalsze zainteresowanie Puławami. Tyle, że niedługo zmieni się rząd, a potem i zarząd Orlenu.
Czytaj także: Ile zapłacimy za prąd i gaz w przyszłym roku? Odchodzący rząd przyjął projekt ustawy, ale koalicja ma swój
Pomyłka za 70 mln euro na NordPool
Teoretycznie 70 mln euro mogłaby kosztować tradera Kinnect Energy omyłkowe zlecenie złożone na fińskim rynku dnia następnego na NordPool. Na giełdę trafiła oferta sprzedaży przez wszystkie 24 godziny handlowe 24 listopada 5787 MW. W rezultacie cena spadła do minus 500 euro za MWh. Kinnect ogłosił, że to skutek, że to wynik błędu w wewnętrznym systemie firm. A NordPool szybko poinformował, że pracuje ze wszystkimi uczestnikami rynku w celu rozwiązania tej sytuacji. Teoretycznie, gdyby Kinnect miał się rozliczyć z całości zaoferowanego wolumenu, to musiałby zapłacić kupującym prawie 70 mln euro.
Błąd wywołał pewne zamieszanie na rynku. Na wszelki wypadek fiński operator Fingrid od razu wstrzymał handel na rynku intraday na kierunku z Finlandii do Szwecji na całą dobę 24 listopada, deklarował też gotowość awaryjnych zakupów na intraday w razie potrzeby, aby utrzymać prawidłowe funkcjonowanie systemu przesyłowego. Ostatecznie handel ze Szwecją został przywrócony około południa.
Bez dwóch zdań błędne zlecenie należało do znanej z sądów kategorii „oczywista pomyłka pisarska”. Ciekawe jednak kto, ile i za co zapłaci, bo koszty na pewno były.
Czytaj także: Górnictwo pod ścianą. PGG tnie ceny węgla o 40%