Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Rynek
  4. >
  5. Quo Vadis OZE? O perspektywach rozwoju branży

Quo Vadis OZE? O perspektywach rozwoju branży

Materiał Partnera
Ostatnio wiele się zmieniło w przepisach związanych z odnawialnymi źródłami energii: najpierw liberalizacja zasady 10H, potem wprowadzenie tzw. cable pooling i możliwości budowy linii bezpośredniej, wreszcie reforma planistyczna i ograniczenie warunków zabudowy. Czy mamy wreszcie odwilż i OZE wracają do łask?
Sevivon. Projekt Kuślin, 12 turbin o łącznej mocy 39, 6 MW

Rozmowa z Holgerem Gallasem, członkiem zarządu Sevivon (grupa PNE)

Czy mamy wreszcie odwilż i OZE wracają do łask?

Rzeczywiście można tak pomyśleć. Z jednoznaczną oceną byłbym jednak ostrożny. Cel tych regulacji wydaje się wspierać rozwój OZE, ale dopiero praktyka pokaże, na ile państwo, a zwłaszcza nowy rząd, faktycznie wesprze ten proces. Spodziewamy się, że niebawem rozpocznie się dyskusja o kierunku zmian w energetyce. To naturalne. Będziemy, podobnie jak cała branża, uważnie przyglądać się kierunkowi zmian.

Niezależnie jednak od tego kierunku my na rynek patrzymy długoterminowo – w końcu jesteśmy obecni w Polsce od 2000 roku, najpierw jako WKN, a od 15 lat jako Sevivon. W tym okresie największą barierą w rozwoju OZE był brak stabilnych przepisów. I to się nie zmieniło. Niestabilność legislacyjna i brak konsensu dotyczącego miejsca OZE w polskim miksie energetycznym.

Holger Gallas, członek zarzadu Sevivon sp z o o  (2)
Holger Gallas, członek zarządu Sevivon (grupa PNE)

Długoletnia obecność w Polsce nauczyła nas, że na deklaracje, również te w postaci nowo uchwalonych przepisów, warto patrzeć z perspektywy praktycznej. Bo w warstwie deklaracji prawie wszyscy od lat są zgodni, że docelowo udział paliw kopalnych musi zmaleć. Tylko że te deklaracje nie zawsze przekładają się na czyny, a w szczególności na ustawodawstwo. Jesteśmy po wyborach, zobaczymy, co będzie się działo przez najbliższe miesiące.

Ale ma pan rację, że wprowadzone niedawno nowe przepisy mogą być jaskółkami zmian. Już uruchomiliśmy kilka procedur planistycznych na zmodyfikowanych zasadach. Co jednak znacznie ważniejsze, na spotkaniach z mieszkańcami i przedstawicielami samorządów obserwujemy zdecydowanie wyższy poziom akceptacji dla naszych inwestycji. To jest bardzo dobra wiadomość dla całej branży.

To po kolei. Nowe przepisy liberalizujące zasadę 10H to krok w dobrą stronę?

To zależy, czy ocenia je optymista, czy pesymista. Podczas prac legislacyjnych wprowadzono tak zwaną poprawkę 700 metrów. Stanowi ona, że siłownię wiatrową można zbudować w odległości 700 metrów od zabudowań mieszkalnych. Na etapie konsultacji i uzgodnień spodziewaliśmy się, że ta odległość wyniesie 500 metrów. Choć to pozornie niewielka różnica, to w praktyce wyeliminowała wiele projektów, a inne bardzo mocno opóźniła. Na marginesie zaznaczę, że do wspomnianych 700 metrów trzeba dodać promień rotora, o czym czasami się zapomina. A turbiny są i będą coraz większe, więc w rzeczywistości jest to prawie 800 metrów.

To może bardziej ucieszyły pana regulacje dotyczące linii bezpośredniej, czyli przesyłania energii z farmy fotowoltaicznej czy wiatrowej wprost do odbiorcy?

Tak, bo to dobry pomysł! Przemysł coraz częściej pyta nas o możliwość budowy własnego źródła zielonej energii zlokalizowanego w bliskim sąsiedztwie. Ale pamiętajmy, że wiele zakładów nie pobiera prądu przez całą dobę i cały tydzień, a źródła wytwórcze energię produkują. Dlatego nadmiar wyprodukowanej energii chętnie przekazalibyśmy do sieci elektroenergetycznej.

O możliwości zastosowania linii bezpośredniej decyzję podejmie ostatecznie Urząd Regulacji Energetyki, który przede wszystkim ocenia wpływ takiej inwestycji na sieć elektroenergetyczną. Dokonuje tego na podstawie ekspertyzy, którą otrzymuje od zainteresowanego podmiotu. Oczywiście w Sevivon wspólnie z danym zakładem przygotowujemy tego typu opracowania i pomagamy sprawdzić, czy model biznesowy oparty na linii bezpośredniej będzie się opłacać.

A jak pan ocenia cable pooling?

To bardzo ciekawe rozwiązanie, ale jednocześnie niemałe wyzwanie biznesowe. Pozwala łączyć moce farm PV i wiatrowej, ale także umożliwia łączenie projektów wiatrowych.

Niemniej trzeba pamiętać, że w miejscu przyłączenia do ogólnej sieci elektroenergetycznej oddawana moc nie może w żadnym wypadku przekroczyć przyznanej wielkości mocy przyłączeniowej, stąd trzeba dokładnie wyliczyć, o ile ograniczamy produkcję poszczególnych źródeł. Dlatego przy tego typu projektach jeszcze bardziej wzrośnie rola know-how w prognozowaniu produkcji energii.

To znaczy?

W uproszczeniu, planując instalację OZE, bazujemy na prognozach wietrzności i nasłonecznienia. W przypadku cable pooling produkcja z poszczególnych źródeł może się uzupełniać, ale sumarycznie nie może przekroczyć mocy przyłączeniowej. Jeżeli tak się stanie, to inwestor naraża się na kary, z rozwiązaniem umowy dystrybucyjnej włącznie.

Zanim więc podejmiemy decyzję o cable pooling, musimy przeanalizować dosłownie każde 15 minut warunków pogodowych i towarzyszące im ceny energii. Bazujemy na danych historycznych; w przypadku wietrzności mamy w Sevivon własne, bogate zasoby. Trzeba je przetworzyć, a sam proces modelowania wymaga specjalistycznej wiedzy i zasobów technologicznych, sprzętowych i oprogramowania. To zapewnia grupa PNE, której jesteśmy częścią.

Trzeba też dodać, że przy projektach typu cable pooling inwestorzy różnych źródeł mogą się porozumieć i wspólne korzystanie z przyłączenia jest technicznie do realizacji. Ustawodawca stworzył taką możliwość, natomiast nie cennik. Cena rynkowa za współkorzystanie z infrastruktury technicznej i wspólne przyłącze dopiero się ukształtuje, a rynek w tym zakresie jest oczywiście mało transparentny.

Musimy więc poczekać, jak się rozwinie. Nie chodzi tylko o ograniczenie produkcji farmy fotowoltaicznej, ale nawet bardziej o prognozę ceny „straconej” energii elektrycznej. Stąd szacowanie rekompensat w sytuacji, gdy konieczne będzie ograniczenie mocy farm PV. To zależy od zakładanego rozwoju cen w takich momentach w kolejnych kilku dekadach, a zatem od ilości OZE w miksie energetycznym, rozwoju magazynów energii itp. Jak więc widać, nie są to proste obliczenia, a błędy mogą okazać się dla inwestorów kosztowne.

Jak wygląda budowa farm wiatrowych w kontekście reformy planowania przestrzennego? Czy ta zmiana sprzyja OZE?

Tu także nie jest łatwo o jednoznaczną odpowiedź. Popatrzmy na praktykę. Dobrą wiadomością jest to, że możemy uchwalać plany i nie muszą być one zgodne ze studiami, które i tak teoretycznie do końca 2025 roku utracą moc. To istotnie skraca nam procesy inwestycyjne. Reforma wprowadziła także zintegrowane plany inwestycyjne (ZPI). Liczyliśmy, że pozwolą wreszcie rozwiązać kwestię ponoszenia kosztów za procesy planistyczne. A one są dla gmin istotnym obciążeniem i to opóźnia start prac nad planami miejscowymi.

Wedle wcześniejszych przepisów nie mogliśmy finansować opracowania planów. Dla nas, przedsiębiorców z branży energii odnawialnej, jest oczywiste, że jeżeli uruchamiamy procedury planistyczne, powinniśmy za nie płacić – niezależnie od wyniku tego procesu, bo to gmina zdecyduje na końcu o zapisach planów miejscowych.

Sevivon  Projekt Jasna, 39 turbin o łącznej mocy nominalnej 132 MW

Wiele farm OZE powstaje w gminach, które niekoniecznie są bogate i nie mają wystarczających środków, żeby przygotować odpowiednie dokumenty związane z zagospodarowaniem przestrzennym albo już inaczej rozplanowały wydatki. Tymczasem prawnicy przestrzegają nas, że o ile dla projektów fotowoltaicznych procedura administracyjna w ramach ZPI jest możliwa i inwestorzy mogą ponosić jej koszty, to już wykorzystanie procedury na podstawie ZPI dla farm wiatrowych jest ryzykowne. Myślę, że cała branża chciałaby wreszcie jednoznacznych wytycznych w sprawie finansowania planów.

Jeśli uda się przezwyciężyć te trudności, to czeka nas równie dynamiczny rozwój energetyki wiatrowej na lądzie jak w przypadku projektów offshore?

Niestety nie. Na próżno szukać w przepisach istotnych ułatwień dla lądowych farm wiatrowych, które mają np. inwestycje gazowe, elektroenergetyczne, o drogowych nie wspominając. Cały czas traktuje się lądowe inwestycje wiatrowe jak źródła drugiej lub trzeciej kategorii. A w systemie naprawdę potrzeba energii.

Do przepisów wprowadzono nowe, obszerne regulacje dotyczące chociażby udziału społecznego w planowaniu farm wiatrowych. Dobrym przykładem jest wymóg uzyskania opinii sąsiedniej gminy, niezbędny do zmiany miejscowego planu zagospodarowania. Konsultacje społeczne zostały również mocno rozszerzone, co może zwiększyć zrozumienie dla działań gminy i inwestora, ale daje też możliwości blokowania inwestycji przez przeciwników OZE, którzy często wcale nie reprezentują lokalnej społeczności.

Oczywiście, nie apeluję o specustawę OZE. Ani tym bardziej o wyłączenie społeczności z decydowania o swojej przestrzeni – przeciwnie! Myślę, że jak mało kto rozumiemy w Sevivon znaczenie dialogu. Wskazuję natomiast, żeby ostrożnie oceniać zmiany w prawie.

Obecne procesy uzyskiwania pozwoleń są cały czas bardzo skomplikowane i planistyka to zaledwie początek inwestycji. Właśnie procedura środowiskowa jest prawdziwym sprawdzianem dla dobrze przygotowanej inwestycji. To sprawia, że w Polsce istnieją OZE różnych prędkości. Projekt w przypadku lądowej energetyki wiatrowej zajmie średnio 6–8 lat i nie dostrzegamy tutaj szans na przyspieszenie bez zmiany przepisów.

Porozmawiajmy o technologii. Jakie turbiny zamierzacie instalować w projektach, nad którymi obecnie pracujecie, a których budowa rozpocznie się pewnie nie wcześniej niż za 5 lat?

Takie, które dziś są w fazie koncepcyjnej. Przyglądamy się rozwojowi technologii stosowanej przez liderów branży. Konstrukcje są coraz wyższe, bo im wyżej, tym więcej wiatru jest do dyspozycji. Na razie korzystamy z turbin o mocy do 3–4 megawatów. Nie mają one jednak racji bytu w projektach, które będziemy budować za kilka lat.

Dlatego już dziś, prowadząc procedury planistyczne, uwzględniamy w nich turbiny o mocy przynajmniej 6 megawatów, a co ważniejsze: o znacznie większych średnicach rotora, np. 170 metrów, i większej wysokości całkowitej, to znaczy nawet do 300 metrów.

Nie boi się pan, że w związku z tym na nowo rozgorzeją dyskusje o szkodliwości wiatraków?

Prawdę mówiąc, nie sądzę. Po pierwsze, zmienia się poziom świadomości społeczeństwa dotyczącej OZE i kwestii związanych z ekologią. Po drugie, wojna w Ukrainie i szantaż gazowy dosyć jasno pokazały, że warto mieć własne zasoby energii. Po trzecie, nowe turbiny, choć wyższe, będą poruszać się wolniej, a wcale nie są głośniejsze. Po czwarte, jako że będą większe, będzie ich po prostu mniej na danej przestrzeni.

Widzimy to doskonale na symulacjach rozkładów – gdyby projektować nasze już istniejące farmy od nowa z zastosowaniem nowych turbin, to byłoby na nich o 30–40 procent mniej siłowni. Więc choć wieże wiatrowe będą wyższe, to ich mniejsze zagęszczenie spowoduje, że zmniejszy się oddziaływanie krajobrazowe i skumulowanego hałasu. Rozwój technologii sprzyjać będzie zatem wzrostowi akceptacji społecznej.

Porozmawiajmy na koniec o wodorze, bo to bardzo nośny temat. Czy jego produkcja bezpośrednio w parkach OZE rozwiąże bolączki związane z trudnymi do uzyskania warunkami przyłączeniowymi?

Obawiam się, że nie. Żeby produkcja wodoru okazała się komercyjnie opłacalna, potrzebny będzie efekt skali. To nie jest rozwiązanie dla źródła energii o dowolnej mocy. Na przykład farma wiatrowa o wielkości 50 czy 60 megawatów nie jest wystarczająca, żeby myśleć o projekcie wodorowym na skalę przemysłową.

Pamiętajmy, że sam proces wytwarzania zielonego wodoru wymaga poświęcenia części energii. Musimy mieć więc tanią energię, która tę stratę pokryje. To oznacza, że projekt oparty na zielonym wodorze musi być naprawdę opłacalny. Raczej wykluczone byłyby więc chociażby lokalizacje z gorszą wietrznością.

A jeśli dołączymy farmę PV?

Mały projekt wiatrowy, nawet z farmą fotowoltaiczną, to moim zdaniem za mało na efektywną elektrolizę. Ona musi być oparta na niskich cenach energii z wiatru, ewentualnie z dodaniem farmy fotowoltaicznej celem uzupełnienia produkcji energii.

Jako Sevivon działacie na polskim rynku od 15 lat. Z perspektywy tego czasu czego potrzeba najbardziej do rozwoju OZE w Polsce? Jesteśmy tuż po wyborach. O co apelowałby pan do polityków?

Przede wszystkim konieczny jest ponadpartyjny konsensus dotyczący miejsca OZE w miksie energetycznym Polski. Bez tego trudno o stabilność przepisów. Jeżeli OZE nie staną się czymś w rodzaju racji stanu, to wciąż będziemy musieli się zastanawiać, czy inwestować i jaki poziom ryzyka jest dla nas akceptowalny.

Sevivon  Projekt Barwice, 14 turbin o łacznej mocy 42 MW

Poza tym potrzeba nam większego, systemowego wsparcia w uzgodnieniach formalnych. Chciałbym, żeby pracownicy urzędów nie tracili z oczu nadrzędnego celu: że OZE są naprawdę temu krajowi potrzebne; że te inwestycje są korzystne pod kątem środowiskowym; że coraz więcej samorządów opiera na nich byt ekonomiczny, a energia, którą produkują, jest najtańsza.

Nie chcemy kwestionować roli tej czy innej instytucji, apelujemy natomiast o wysłuchania naszej branży i uznanie również tego, że mamy wspólny interes gospodarczy w zdążeniu do konkurencyjnych cen energii elektrycznej.

Świadomość korzyści, jakie mogą przynieść OZE na poziomie krajowym i lokalnym, jest wyższa w krajach, w których zielona energia ma priorytet, nazwijmy go, cywilizacyjny. Tam rozwój OZE postrzegany jest w kategoriach interesu publicznego.

Oczywiście również w tych krajach regulacje prawne nie są idealne. Ale tam decydenci wspólnie z praktykami podejmują próby ponownego przeanalizowania przepisów, które okazują się tak naprawdę uznaniowe. Tam obie strony próbują działać razem. W efekcie ich wspólnej pracy powstaje dodatkowa energia w systemie, a to sprawia, że ceny prądu dla konsumentów są niższe. Chciałbym, żeby też tak było w Polsce. I wierzę, że to się stanie.

Zielone technologie rozwijają:
Fotowoltaikę wspiera:
Rynek energii rozwija:
Nadchodząca zima nie budzi już tak dużych obaw w europejskim sektorze gazowym jak poprzednia. Z analiz organizacji gazowych operatorów ENTSOG wynika, że potencjalne ograniczenia dostaw nie będą znaczące. Nie wiadomo tylko czy jest się z czego cieszyć - jednym z powodów gazowego bezpieczeństwa jest recesja w przemyśle, którą pogłębia niepewna przyszłość
gaz
Rynek energii rozwija:
Agresja Rosji na Ukrainę rozregulowała unijną politykę konkurencji i trudno będzie przywrócić dawny porządek. Jaskrawo widać to na przykładzie wsparcia dla energochłonnego przemysłu po obu stronach Odry.
pomoc trk energia
Tymczasowe Ramy Kryzysowe - dla przedsiębiorstw energochłonnych, a także pomoc ogółem na wszystkie cele.
Autor zdjęcia: WysokieNapiecie.pl
Zagraniczna prasówka energetyczna: Chińskie elektryki obniżają popyt na europejskie aluminium; Zielone subsydia w służbie słusznej sprawy; Dlaczego morskie wiatraki nie chcą się kręcić w USA; Kto kontroluje kluczowe surowce dla nowej energetyki.
Huta aluminium fot. Norsk Hydro
W 2022 r. pojazd elektryczny wyprodukowany w Europie zawierał średnio 283 kg aluminium w porównaniu z 169 kg w samochodach z silnikami spalinowymi. Fot. Norsk Hydro
Technologie wspiera:
Zielone technologie rozwijają:
Rynek energii rozwija: