Spis treści
Przypomnijmy, że lekarstwo na szybujące ceny prądu składało się z trzech dawek – po pierwsze wprowadzono pułap maksymalnych cen na rynku bilansującym, uzależniony od kosztów węgla i kosztów uprawnień do emisji CO2. To ustabilizowało ceny na rynku hurtowym.
Na rynku detalicznym zamrożono ceny dla gospodarstw domowych do poziomu zużycia 3 MWh. Wprowadzono pułapy cen dla małych i średnich firm oraz dla samorządów i innych instytucji budżetowych. Spółki obrotu sprzedające prąd oczywiście notują straty, otrzymują więc wielomiliardowe rekompensaty. Na rynku panowała panika, powiększana w dodatku przez przygotowane na kolanie ustawę i rozporządzenie, które trzeba było wielokrotnie nowelizować.
Trzecia dawka była najbardziej kontrowersyjna – z początkiem grudnia 2022 r. zniknęło obligo giełdowe czyli obowiązek sprzedaży energii na giełdzie przez elektrownie. Rząd zlikwidował je używając takich samych argumentów jak wtedy, gdy je podnosił z 30 do 100% w 2018 roku – doprowadzenie do spadku cen, ukrócenie manipulacji i generalnie zwiększenie przejrzystości, tak ważnej dla prawidłowego działania wolnego rynku. Obligo miało wyeliminować możliwość manipulacji cenami przy okazji zawierania transakcji wewnątrzgrupowych.
Zniesienie obliga spowodowało, że państwowe elektrownie węglowe mogły swobodnie sprzedawać energię do swoich spółek obrotu po cenach, które – teoretycznie – mogą trochę odbiegać od rynkowych, choć spółki muszą uważać, żeby nie odchylała się za bardzo.
Ze sprawozdania URE za pierwsze dwa kwartały wynika, W I kwartale 2023 roku średnia cena w takich transakcjach wyniosła 864 zł za MWh. Natomiast średnia cena na rynku konkurencyjnym – czyli energii sprzedanej w ramach OTC, przez TGE i inne giełdy – wyniosła prawie 890 zł za MWh. W drugim kwartale cena spadła do 790 zł za MWh, ale nie ma jeszcze danych na temat sprzedaży wewnątrz grup. Jeśli elektrownia w ramach grupy taniej sprzedaje prąd swojej spółce obrotu niż konkurencji, to oczywiście ta druga ma przewagę na rynku detalicznym.
Trudno jednak coś przesądzać na podstawie jednego kwartału, zwłaszcza, że sytuacja na rynku jest niejasna. Zniknął bowiem jeden z publikowanych przez URE indeksów. Uchylono artykuł, na mocy którego URE publikowało średnią kwartalną cenę w transakcjach pozagiełdowych zawieranych poza grupami kapitałowymi. oraz wolumen na podstawie którego ją wyliczono. URE ma tę wiedzę, ale nie może się nią podzielić.
Kupuj dziś, bo nie wiadomo co będzie za miesiąc
Jakie są skutki wszystkich tych działań i co zrobić aby rynek energii wrócił do zdrowia? Nad tym zastanawiali się przedstawiciele kluczowych graczy podczas odbywających się pod koniec września Targów Energii – najważniejszej branżowej konferencji o rynku energii.
Co zatem widać ze statystyk? Pomimo likwidacji obliga obroty na giełdzie nie spadły, ale zmienił się kształt rynku hurtowego. Przez wiele lat – 80 –do 90 proc. wolumenu stanowiły transakcje na giełdowym rynku terminowym – głównie kontrakty roczne, wspomagane przez kwartalne i miesięczne. Teraz dominuje rynek spotowy. Przedsiębiorstwa dostają propozycje umów indeksowanych cenami giełdowymi. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin nie ukrywał, że oznacza to iż ryzyko zmienności cen przeniesione na odbiorcę. Sprzedawcy energii oczekują, że odbiorcy wezmą to ryzyko na siebie, ale – jak ostrzegał prezes URE- nie wszyscy potrafią to ryzyko oszacować.
Ale właściwie dlaczego tak szybko stopniał rynek terminowy? Jak tłumaczył Arkadiusz Zielezny, prezes Orlen Energia – obligo giełdowe niejako zmuszało dużych wytwórców do rynku terminowego. Po jego zniknięciu ryzyko utrzymywania pozycji terminowych na giełdzie przy tak drastycznych zmianach cen było olbrzymie ze względu na konieczność utrzymywania depozytów zabezpieczających. To nie jest tylko polski fenomen. – Większość giełd towarowych zaobserwowała spadki płynności na rynkach terminowych w okresach zwiększonej zmienności cen – wyjaśniał Zielezny. Do tego dochodzą kolejne regulacje – rekompensaty wyliczane są w stosunku do notowań spotowych.
I podobnie jak prezes URE Zielezny wzywał przedsiębiorców do refleksji, tak aby nie wybierali bezmyślnie kontraktów indeksowanych spotem, bo na spocie jest dziś taniej. – To może nie być najlepsza strategia, trzeba porównać do strukturę kosztów do przychodów, jeśli ktoś produkuje towary sprzedawane po stałej cenie, a kupuje energię na spocie to może być prosta droga do kłopotów.
Problem w tym, że przedsiębiorcy nie bardzo mają wybór – prezes Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu Henryk Kaliś mówił, że mając wybór między ceną 1200 zł za MWh w kontrakcie terminowym i 800 zł na spocie większość wybierze niższą cenę, bo na kontrakt terminowy po prostu ich nie stać. – My musimy pilnować swojego biznesu, jeśli będzie gwarancja zbywalności naszych produktów, to będziemy kontraktować terminowo.
A może alternatywą jest kontraktacja na rynku pozagiełdowym, tzw. OTC? Teoretycznie można tam znaleźć bardziej atrakcyjne ceny na giełdzie. Tyle, że jak przypomniał wiceprezes Towarowej Giełdy Energii Piotr Listwoń kontrakty bilateralne zawierane bez giełdowych zabezpieczeń bardzo łatwo wypowiedzieć gdy ceny wzrosną. – Nikt nie chce sprzedawać za tanio lub kupować za drogo – mówił Listwoń.
Czy tarcza na rok wystarcza
Co zatem musiałoby się stać żeby rynek się uspokoił? Przede wszystkim potrzebna jest jasna deklaracja ze strony rządu, że interwencja skończy się w tym roku. Teoretycznie wszystkie „tarcze antykryzysowe” wygasają z końcem roku, jednak rząd i parlament mogą je przedłużyć. Kilka państw UE już to planuje, pomimo negatywnej opinii Komisji Europejskiej. Ale jasnej deklaracji przed wyborami nikt nie złoży.
Dyrektor Departamentu Elektroenergetyki w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, Aleksandra Świderska nie ukrywała, że decyzji nie ma i wszystko zależy od rozwoju cen. Ostrzegła jednak, że „wychodzenie z interwencji nie może być zbyt gwałtowne” i przypomniała, że rynek w zeszłym roku się nie sprawdził. Potwierdził to zresztą prezes URE, mówiąc, że interwencja była konieczna.
– Patrzymy z perspektywą nadziei, że interwencji nie będzie – mówił wiceprezes Towarowej Giełdy Energii Piotr Listwoń. Dodał, że trudno przesądzać czy kontrakty terminowe znów zdominują rynek, ale generalnie optymizm jest większy niż w zeszłym roku.
Także prezes URE Rafał Gawin przekonywał, że stara się z optymizmem patrzeć w przyszłość. – Rynek ciągle jest, nikt nie lubi interwencji, ale po drugiej stronie jest społeczeństwo.
Gawin nie ukrywał też, że decyzjom w sprawie regulacji na przyszły rok nie sprzyja czas wyborczy. Ale akurat z tego wszyscy uczestnicy rynku świetnie zdają sobie sprawę.