Spis treści
Rynek gazu uspokojony, teraz zamieszanie w dieslu
Związkowcy z instalacji eksportowych LNG Chevrona w Zachodniej Australii skończyli strajk, który przez ostatnie tygodnie straszył na rynkach gazu. Na razie spektakularnych spadków cen nie ma, ale notowania nie rosną. Najbardziej wrażliwe na sygnały z Australii kontrakty na październik na TTF ustabilizowały się na poziomie poniżej 40 euro za MWh.
Zupełnie inaczej jest na rynkach paliw. Ropa nieustannie drożeje, a dość mocno zamąciła na nim Rosja, wprowadzając nagle zakaz eksportu benzyny i oleju napędowego. Zakaz ma związek z brakami na stacjach benzynowych, które pojawiły się na południu Rosji, eksport paliw jest bowiem dużo bardziej opłacalny.
Co prawda, i tak na przywóz rosyjskiego diesla do UE jest embargo, ale rynki i tak zareagowały skokiem, ponieważ oznacza to, że kraje spoza UE, importujące dotychczas z Rosji zaczną się rozglądać za innymi źródłami paliwa.
Tymczasem w Polsce mamy ciąg dalszy cudów na stacjach benzynowych – paliwo w Polsce jest tańsze niż u sąsiadów. Złoty jest słaby, ropa droga, a w krajowym hurcie, kontrolowanym przez Orlen i Saudi Aramco nieustanny zjazd cen w dół. „Polityka Insight” napisała, że Orlen sięgnął już do swoich rezerw obowiązkowych, aby zaspokoić popyt na tanie paliwo. W takim wypadku zgodę musiał wydać minister klimatu. Rzecznik resorty klimatu stwierdził, że zapasy zostały uszczknięte po wybuchu wojny, ale potem je odbudowano.
Sam Orlen odmówił potwierdzenia tej informacji, powołując się na tajemnicę handlową. Prawdę poznamy zapewne po wyborach. Jeśli ceny pójdą w górę, to dość oczywiste będzie, że przed 15 października utrzymywano je sztucznie na niskim poziomie. Oznaczałoby to, że opróżniano magazyny, żeby zaspokoić popyt, z pewnością nakręcany również przez przysłowiowych Niemców i Czechów, tankujących pod korek na polskich stacjach.
Pierwsza decyzja środowiskowa dla atomu
Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe dostała od GDOŚ decyzję środowiskową dla elektrowni jądrowej w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino na Pomorzu. W całej procedurze administracyjnej to ważny krok i pierwsza taka decyzja w całej Polsce. Następnym etapem ma być uzyskanie decyzji lokalizacyjnej. PEJ liczy, że ją dostanie do końca roku i formalnie obejmie już teren przyszłej elektrowni.
W ostatnim tygodniu września prawdopodobnie zostanie też podpisana umowa na prace projektowe ESC (Engineering Service Contract) z właśnie zawiązanym konsorcjum Westinghouse-Bechtel. Obie amerykańskie firmy oczekują bowiem podpisania umowy z PEJ do końca września. Westinghouse i Bechtel podpisały też umowę powołania konsorcjum do budowy elektrowni atomowej w Polsce.
Tymczasem przedstawiciele rządu rozpoczęli nieformalne rozmowy z Komisją Europejską na temat systemu wsparcia. Oczywiście prezentują urzędowy optymizm, twierdząc, że spotkali się w Brukseli z pełnym zrozumieniem i liczą na ostateczną zgodę Komisji do końca przyszłego roku. Do tego czasu opinia publiczna ma pozostawać w błogiej nieświadomości kosztów, jakie będzie musiała ponieść w związku z atomowymi planami rządu.
Odbiorcy prądu nie dowiedzą się, ile i w jaki sposób zapłacą za ten wielki projekt, rząd bowiem zamierza trzymać pomysł na system wsparcia w tajemnicy przez obywatelami do czasu przyklepania go przez Komisję.
Orlen z kredytami na offshore
Orlen wraz z kanadyjskim partnerem Northland Power dopiął finansowanie wspólnej morskiej farmy wiatrowej w ramach projektu Baltic Power. Spółka Baltic Power podpisała umowy na 3,6 mld euro kredytu na budowę farmy mocy 1140 MW.
Opcje przewidują dodatkową linię kredytową w wysokości 1 mld euro oraz linię rezerwową w wysokości 600 mln euro. Okres spłaty to 23 lata, a spłata ma być oparta na nadwyżkach finansowych, generowanych przez farmę. Całkowity koszt projektu jest szacowany na ponad 4,7 mld euro. Umowy kredytowe z Baltic Power podpisało konsorcjum składające się z 25 instytucji finansowych.
Orlenowskie offshore wyszło w ten sposób na prowadzenie jeśli chodzi o zaawansowanie projektów na polskim Bałtyku. To pierwszy przypadek dopięcia finansowania morskiej farmy wiatrowej.
Niemcy: prąd do pomp ciepła za drogi
Niemcy zastanawiają się w jaki sposób poradzić sobie z problemem cen energii elektrycznej, których wysokość zagraża planom masowej elektryfikacji ogrzewania za pomocą pomp ciepła.
Zgodnie z rządowymi planami od przyszłego roku przybywać ma co najmniej pół miliona nowych pomp ciepła rocznie. Jednak jako źródło ogrzewania są one obecnie z powodu wysokich cen energii elektrycznej zbyt drogie w stosunku do ogrzewania gazowego czy olejowego.
Koalicyjna partia liberalna FDP zaproponowała więc praktycznie całkowite zniesienie opodatkowania prądu, pod warunkiem, że będzie zużywany przez pompy ciepła. Dziś w Niemczech jedna megawotogodzina, zużywana przez gospodarstwo domowe jest obłożona podatkami w wysokości 20,5 euro. FDP zaproponowało, aby pozostało z tego zaledwie 0,5 euro, co w praktyce oznacza zmniejszenie opodatkowania o 95%. W ślad za FDP poszła opozycyjna CDU, która zamierza zaproponować obniżkę opodatkowania prądu do pomp ciepła do minimalnego, dozwolonego w UE poziomu.
Na razie jednak Niemcy, obawiając się przyszłych restrykcyjnych przepisów masowo kupują piece na paliwa kopalne. Ich sprzedaż skoczyła w tym roku prawie o połowę i tylko w pierwszej połowie roku sprzedano ich prawie 670 tys. sztuk.
