Czy minister skarbu Mikołaj Budzanowski padł ofiarą własnych błędów, czy medialnego zamieszania?
Bez wątpienia niewiedza w sprawie memorandum podpisanego przez Europol Gaz i Gazpromu drugiej nitce gazociągu jamalskiego oraz sprawa nowych bloków w elektrowni w Opole stawiają ministra w nienajlepszym świetle. O sprawie Jamału Budzanowski powinien wiedzieć i powiadomić wcześniej premiera, w dodatku zupełnie niepotrzebnie histerycznie zareagował na pozbawiony w gruncie rzeczy znaczenia list intencyjny między polską a rosyjską spółką.
Jeszcze bardziej symptomatyczna jest sprawa Elektrowni Opole.
Szef Polskiej Grupy Energetycznej Krzysztof Kilian podjął decyzję o rezygnacji z budowy bloków – inwestycji za 11 mld zł i przekonał do swej decyzji premiera. Tymczasem Budzanowski – teoretycznie zwierzchnik Kiliana – niemal do końca przekonywał, że elektrownia powstanie. Oznacza, to że jego siła przebicia w rządzie była coraz mniejsza.
Ale nie do końca jest to wina samego ministra. Takie wpadki są wpisane w obecną strukturę rządu. Dopóki energetyka będzie nadzorowana przez dwa konkurujące ze sobą ministerstwa, które w dodatku są obsadzone przez polityków różnych partii – to nadzór nad nią będzie nieefektywny.
Dziś za regulacje prawne sektora energetycznego oraz nadzór właścicielski nad spółkami węglowymi odpowiada resort gospodarki. On też określa tzw. politykę energetyczną. Z kolei nadzór właścicielski nad spółkami energetycznymi ma resort skarbu. W sytuacji, w której te resorty często nie mogą dojść ze sobą do porozumienia, trudno mówić o jakimkolwiek spójnym nadzorze i polityce energetycznej.
Powinien powstać jeden resort energetyki, górnictwa i klimatu. Wówczas skończyłyby się wieczne przepychanki między resortami skarbu i gospodarki. Powiązane ze sobą ściśle sprawy znalazłyby się w jednym ręku i byłaby szansa na jedną politykę.
Janusz Piechociński mógłby zostać szefem nowego resortu, ale wówczas PO utraciłaby wpływ na obsadzanie stanowisk w największych spółkach energetycznych kraju, na co z pewnością się nie zgodzi. Dlatego chaos w polityce energetycznej będzie trwał nadal.
Żeby zdymisjonować pozbawionego politycznego wsparcia Mikołaja Budzanowskiego Donald Tusk nie musiał wykazywać się specjalną determinacją. Znacznie więcej jej potrzeba, żeby wreszcie uporządkować nadzór nad nieszczęsną energetyką i górnictwem.