Spis treści
Premier Mateusz Morawiecki odwołał pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Mateusza Bergera i powołał na jego miejsce dotychczasową wiceminister klimatu, Annę Łukaszewską-Trzeciakowską. Berger był pełnomocnikiem od lipca, kiedy to zastąpił Piotra Naimskiego, zdymisjonowanego – jak pisały media – z powodu konfliktu z prezesem PKN Orlen Danielem Obajtkiem.
Berger zdążył jeszcze pilotować przyjęcie przez RM uchwały w sprawie finansowania elektrowni atomowej (czytaj niżej).
Łukaszewska-Trzeciakowska przed objęciem funkcji wiceministra kierowała spółkami Baltic Power i Orlen Neptun, budującymi morskie farmy wiatrowe koncernu. Wcześniej pracowała też w Polskim Komitecie Energii Elektrycznej oraz Wodach Polskich. Uchodzi za prawą rękę minister Anny Moskwy.
W rządzie prowadziła m.in. projekty ograniczenia cen dla odbiorców energii i paliw oraz domiarów płaconych przez wytwórców. Ostatnio reprezentowała rząd w czasie sejmowych prac nad 97% domiarem od przychodów ze sprzedaży gwarancji pochodzenia energii z OZE. Następca lub następczyni przesuniętej wiceminister nie został powołany.
Pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej nadzoruje operatorów przesyłowych gazu, prądu i paliw, czyli Gaz-System, PSE i PERN oraz rządowy projekt jądrowy.
Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl zmiany są związane z objęciem kurateli nad atomowym projektem osobiście przez minister Moskwę, która chce mieć swojego człowieka jako pełnomocnika. Z kolei Mateusz Berger wykazał się na tym stanowisku na tyle, że ma zostać prezesem Polskich Elektrowni Jądrowych, czyli spółki, która jest odpowiedzialna za budowę atomówki w partnerstwie z Amerykanami. Pełniącym obowiązki prezesa był tam dotychczas Łukasz Młynarkiewicz, prawnik, który przyszedł z Państwowej Agencji Atomistyki.
Rząd myśli nad gwarancjami dla atomu
Jeszcze przed odwołaniem Bergera rząd przyjął uchwałę, dotyczącą gwarancji Skarbu Państwa dla budowy elektrowni jądrowej przez Westinghouse i Bechtel. Oczywiście uchwała nie dotyczy udzielenia gwarancji, tylko „podjęcia działań” i „opracowania projektów przepisów”, na podstawie których będzie możliwe udzielenie gwarancji lub poręczeń „w imieniu i na rachunek Skarbu Państwa, dla zapewnienia finansowania dłużnego” – zgodnie z informacją CIR, bo uchwała nie została jeszcze opublikowana.
Uchwała, z której treścią zapoznał się portal WysokieNapiecie.pl, nie daje niestety żadnego terminu, w którym mechanizm finansowania ma zostać opracowany. Jego uruchomienie będzie też zależne od zgody Komisji Europejskiej.
Drugim punktem uchwały jest podniesienie kapitału własnego spółki Polskie Elektrownie Jądrowe, nad czym również mają działać „właściwe organy i podmioty”. Przypomnijmy, w grudniu 2022 roku PEJ dostały 4 mld zł w obligacjach na bieżące działanie. Podniesienie kapitału niezbędne będzie zapewne przy podpisaniu z konsorcjum Westinghouse-Bechtel kontraktu na prace projektowe, ponieważ jego wartość będzie niebagatelna. Uchwała nie zawiera jednak kwoty dokapitalizowania.
Za dużo węgla w Europie
Miliony ton węgla, sprowadzonego w zeszłym roku na fali wojennej paniki, zalega w całej Europie. A ponieważ składowanie na wolnym powietrzu degraduje jakość paliwa, ale także i kosztuje, to importerzy starają się go pozbyć. Wiadomo, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy z portów w Hiszpanii i Holandii wysłano ponad milion ton węgla do Indii, Maroka czy Gwatemali.
Góry zapasów przekładają się też na ceny rynkowe. Cena ARA spadła już poniżej 100 dolarów za tonę. Dla porównania, w zeszłym roku sięgała 400 dolarów. W tym roku rynek wycenia ryzyko braku paliwa w zimie znacznie niżej, chociażby z powodu ogarnięcia w miarę problemu gazu. Zatłaczanie magazynów idzie szybko i ryzyko niedoborów błękitnego paliwa jest niewielkie.
Polska specjalnie od reszty Unii nie odstaje. Na placach piętrzą się góry opału, ściągniętego w zeszłym roku, a samorządy dalej mogą sprzedawać go po cenie znacznie wyższej niż obecne ceny rynkowe. Mało tego, na kolejny sezon będzie trzeba znów sprowadzić góry węgla, bo tylko niewielka jego część po odsianiu nadaje się do palenia w domowych piecach.
Niemieckie landy kłócą się o strefy cenowe
Landy z północy Niemiec coraz mocniej domagają się podziału kraju na strefy cenowe na rynku energii elektrycznej. Landy południowe z kolei mobilizują się w oporze przeciwko strefom. Rząd federalny wydaje się umywać ręce, minister gospodarki Robert Habeck stwierdził, że stworzenie stref nie jest dla rządu priorytetem.
Większość taniej energii elektrycznej z OZE powstaje na północy Niemiec, w lądowych i morskich farmach wiatrowych. Najwięksi odbiorcy są z kolei na południu, dokąd prąd trzeba przesyłać.
Lokalne władze północnych landów skarżą się, że obecna sytuacja, w której cena energii jest taka sama w całym kraju, obniża ich konkurencyjność, bo odbiorcy z północy muszą partycypować w kosztach przesyłu na południe.
Z kolei południowe landy, gdzie np. obowiązują ograniczenia dla budowy wiatraków, we wspólnym stanowisku z maja 2023 roku sprzeciwiają się podziałowi kraju na strefy, określając jednolitą cenę jako wyraz gospodarczej jedności Niemiec.
Teoretycznie Komisja Europejska, bazując na obowiązujących regulacjach, może polecić podział rynku na strefy cenowe. W 2019 roku po interwencji KE nastąpił taki podział między Austrią a Niemcami. Jednak teraz władze w Berlinie sygnalizują, że nie zgodzą łatwo się na taką ingerencję w rynek krajowy.
Slovenske elektrarne pozywają rząd Słowacji za pułapy cenowe
Największy koncern energetyczny Słowacji Slovenske elektrarne pozwał rząd Słowacji za straty spowodowane rządowym nakazem sprzedaży prądu po regulowanej cenie. Firma zamknęła 2022 rok 217 mln euro straty, spowodowanej – jak napisał koncern w sprawozdaniu finansowym – narzuconymi przez rząd regulacjami i w związku z tym podjęto odpowiednie działania prawne przeciwko decyzjom Ministerstwa Gospodarki.
Rząd Słowacji poprzez to samo Ministerstwo Gospodarki ma w Slovenske elektrarne 34% udziałów. Reszta należy do Slovak Power Holding – spółki czeskiego EPH i włoskiego Enela.