Spis treści
Globalna energetyka zmienia się najszybciej w historii. W codziennym szumie informacyjnym coraz trudniej wyłapać te informacje, które pokazują szerszy kontekst, a nie tylko wąski wycinek rzeczywistości – zwłaszcza, gdy na co dzień uwagę przykuwa głównie to, co dzieje się na krajowym podwórku.
Jednak to właśnie poza granicami Polski można zaobserwować trendy, które wpływają na kształtowanie transformacji energetycznej. Dlatego nawet jeśli obecnie ich nie doświadczamy, to w przyszłości będą miały wpływ również na to, co będzie działo się w polskiej energetyce.
Warto przy tym sięgać po takie źródła, która są czytane przez decydentów na całym świecie. W dużej mierze to właśnie mające globalny zasięg renomowane media i agencje informacyjne kształtują opinie oraz wpływają na to, w którą stronę później podąża biznes i politycy.
Dlatego WysokieNapiecie.pl uruchamia nową stałą rubrykę. w której będziemy omawiać najważniejsze i najciekawsze naszym zdaniem teksty, które ukazały się w zachodniej prasie, także tej schowanej za „paywallem”, do której wielu naszych Czytelników nie dociera. Chcemy w ten sposób pomóc Czytelnikom zrozumieć którędy przebiegają kręte ścieżki transformacji energetycznej na świecie.
Zielony wodór nie będzie nową ropą światowego handlu
Nadchodząca era zielonego wodoru, czyli produkowanego w procesie elektrolizy wody zasilanym energią odnawialną, nigdy nie doprowadzi do powstania takich potęg w światowym handlu jak stało się to chociażby w przypadku ropy naftowej i Arabii Saudyjskiej – ocenia David Fickling, jeden z najbardziej cenionych publicystów Bloomberga, piszących o energetyce.
Choć Unia Europejska, USA, Japonia oraz wiele innych krajów wysokorozwiniętych zapowiada odchodzenie od paliw kopalnych i osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 r., to globalny handel wodorem nigdy nie osiągnie takiej wielkości jak obecnie ma to miejsce w przypadku ropy naftowej.
Zobacz również: Jakie elektrolizery wyprodukują zielony wodór w Polsce?
W efekcie nawet takie państwa o bardzo dobrych warunkach do rozwoju OZE jak Australia, Brazylia czy Chile, które mają też duże aspiracje wodorowe, nigdy nie staną się centrami produkcyjnymi tak ważnymi dla globalnej gospodarki jak Zatoka Perska dzięki wydobyciu węglowodorów. Poza tym nawet Arabia Saudyjska planuje budowę gigafabryki zielonego wodoru za ok. 8,5 mld dolarów.
Zobacz też: Polska energetyka gaz zastąpi wodorem? To nie takie proste
Jak tłumaczy Bloomberg, podstawowe prawidła światowego handlu są niezmienne od czasów starożytnych i z tego powodu zielony wodór nie będzie pełnił w nim roli „nowej ropy” ery neutralności klimatycznej. Od zawsze kluczowe dla handlu były bowiem koszty transportu i choćby z tego powodu starożytne Chiny i Rzym handlowały między sobą drogocennym jedwabiem i ceramiką, a nie ryżem i pszenicą, których transport na duże odległości nie był opłacalny.
Podobnie jest obecnie, choć istnieją pewne wyjątki. Na całym świecie brakuje wysokiej jakości zasobów rudy żelaza i ropy naftowej, więc konsumenci nie mają innego wyboru, jak tylko transportować je z odległych miejsc. Geologia jest nieubłagana i innowacje technologiczne nigdy nie sprawią, że przykładowo pozbawiona bogatych złóż surowców Japonia stanie się głównym producentem ropy naftowej, a Korea Południowa rudy żelaza.
Jednak do produkcji zielonego wodoru będą potrzebne OZE i woda, a dostęp do nich nie tak limitowany w największych gospodarkach jak w przypadku ropy czy żelaza.
Ponadto wodór jest znacznie trudniejszy pod kątem transportu – z uwagi na bardzo wysoką reaktywność i niską gęstość. Z kolei doprowadzenie go do postaci płynnej jest bardzo energochłonne, co dodatkowo obniża opłacalność całego procesu. Potencjalnie łatwiej byłoby transportować wyprodukowany z wodoru amoniak, metanol czy stosowany m.in. do produkcji farb toluen, ale ich wytwarzanie również jest wysoce energochłonne.
Zobacz więcej: Amoniak będzie lepszy niż wodór?
Dlatego najbardziej opłacalny zielony wodór będzie w pobliżu miejsca, w którym został wyprodukowany, czyli choćby, gdy elektrolizery będą znajdowały się w pobliżu hut czy zakładów chemicznych, potrzebujących dużych ilości bezemisyjnego paliwa.
Nie oznacza to oczywiście, że wodór nie będzie miał znaczenia w globalnym handlu, ale jak podsumowuje Bloomberg, według prognoz będzie stanowił mniej więcej 1/5 aktualnego handlu ropą. Statki transportujące wodór nie będą więc tak powszechnym widokiem na morzach i oceanach jak obecnie tankowce z ropą.
Teksańskie magazyny energii przyciągają potentatów
Tymczasem w Teksasie, amerykańskim stanie kojarzonym z przemysłem naftowo-gazowym i polityczną dominacją Republikanów, trwa gorączka inwestycyjna w sektorze wielkoskalowego bateryjnego magazynowania energii – donosi Reuters.
Trwa wyścig o to, komu uda się podłączyć jak najwięcej magazynów do teksańskich sieci elektroenergetycznych, które mają trudności z bilansowaniem mocy, a w ostatnich latach ulegały też potężnym awariom na skutek klęsk żywiołowych.
W 2021 r. atak zimy doprowadził do załamania sieci w wielu częściach stanu, którego powierzchnia jest dwukrotnie większa niż terytorium Polski. Miliony Teksańczyków pozostawały wiele dni bez prądu, co przyczyniło się też do zwiększenia liczby śmiertelnych ofiar kataklizmu.
Zobacz też: Magazyny energii coraz bardziej potrzebne polskiej energetyce
Ceny energii w Teksasie mogą wahać się od ok. 90 dolarów za MWh w normalny letni dzień do prawie 3000 dolarów/MWh, gdy popyt na energię jest wysoki, a mniej sprzyjające warunki atmosferyczne negatywnie oddziałują na generację z OZE.
To sprawia, że inwestycje w magazyny energii mogą przynieść nawet 20-procentowe stopy zwrotu w porównaniu z jednocyfrowymi w przypadku farm fotowoltaicznych i wiatrowych. Opłacalność magazynów podkręca też wprowadzona przez administrację Joe Bidena ustawa o redukcji inflacji (Inflation Reduction Act), która przewiduje atrakcyjne preferencje podatkowe dla magazynowania energii.
Zobacz więcej: USA mogą wyssać z Unii zielony przemysł
W efekcie do bateryjnego wyścigu w Teksasie stanęli tacy potentaci jak amerykański fundusz BlackRock, koreański czebol SK Group czy szwajcarski bank UBS. Jak tłumaczy Reuters, pośpiech wynika z chęci uzyskania jak najszybszego zwrotu z projektów nim rynek ulegnie nasyceniu. Dlatego m.in. spora część przedsięwzięć dotyczy obiektów o mocy poniżej 10 MW, które mają łatwiejszą ścieżkę administracyjną.
Według danych firmy badawczej Wood Mackenzie, Teksas odpowiadał za 31 proc. nowych magazynów energii uruchomionych w ubiegłym roku, ustępując tylko Kalifornii, która wspiera ich rozwój już od dekady. Docelowo Teksas ma odpowiadać za ok. 25 proc. amerykańskiego rynku magazynowania energii. Prognozy przewidują, że Stany Zjednoczone zainstalują 65 GW sieciowych magazynów w ciągu najbliższych pięciu lat.
Zobacz również: Magazyny energii są niezbędne, ale ich podłączenie nie jest proste
Tysiące gigawatów OZE czeka na podłączenie do sieci
– Istnieje ryzyko, że jeśli światowe sieci nie będą zmieniać się w odpowiednim tempie, to staną się głównym wąskim gardłem transformacji energetycznej – czytamy w opublikowanym w „Financial Times” artykule lorda Adaira Turnera, przewodniczącego międzynarodowego think-tanku Energy Transitions Commission.
– Sieci muszą się zmieniać, aby móc przesyłać coraz więcej energii. Wycofujemy paliwa kopalne i przechodzimy na pojazdy elektryczne i pompy ciepła, przez co energia elektryczna będzie w przyszłości stanowić prawie 70 proc. światowego miksu energetycznego wobec 20 proc. obecnie – podkreślił Turner.
W Wielkiej Brytanii scenariusz neutralności klimatycznej przewiduje wzrost zużycia energii elektrycznej z obecnych 300 TWh rocznie do ok. 650 TWh w 2050 r. Natomiast w Unii Europejskiej będzie to skok z 3000 TWh do 6800 TWh.
W przeszłości sieci elektroenergetyczne budowano tak, aby przesyłały energię z dużych elektrowni konwencjonalnych położonych w pobliżu największych miast. Natomiast w gospodarce zeroemisyjnej sieć będzie musiała przesyłać energię z niezliczonych, rozproszonych źródeł OZE.
Jednocześnie – w zależności od specyfiki danego państwa – będą powstawać też główne zagłębia energetyczne, z których moc trzeba będzie rozesłać w inne części kraju. Przykładowo w Wielkiej Brytanii energia wytwarzana w morskich farmach wiatrowych u wybrzeża Szkocji będzie musiała zostać dostarczona do Londynu. Z kolei energia z fotowoltaiki wyprodukowana w południowych Włoszech będzie musiała zostać wysłana w stronę uprzemysłowionej północy.
Inwestowanie w sieci jest jednak czasochłonne z uwagi na procedury administracyjne, opór społeczny oraz koszty. Doświadczają tego m.in. Niemcy, którzy mają problemy z budową „energetycznych autostrad”, umożliwiających dostarczenie energii z farm wiatrowych z północy do południowych landów.
Zobacz też: 500 mld zł na sieci do 2040 roku. Realny plan czy fantastyka?
Jak informuje „Financial Times”, według stanu na luty 2023 r. brytyjska energetyka miała 83 GW zainstalowanych mocy i kolejne 257 GW wnioskujących o przyłączenie do sieci – znacznie więcej niż prognozowane potrzeby. Według National Grid, tamtejszego odpowiednika PSE, do wejścia na ścieżkę neutralności klimatycznej do 2030 r. trzeba podłączyć ok. 123-147 GW nowych mocy.
Takie problemy nie ograniczają się jednak tylko do Wielkiej Brytanii. Dla przykładu w Stanach Zjednoczonych, gdzie do sieci jest przyłączonych ok. 1150 GW mocy, w kolejce czekają nowe projekty na ponad 2000 GW. Natomiast w ubiegłym roku w Polsce, jak pisaliśmy niedawno w portalu WysokieNapiecie.pl, odmowy o wydanie warunków przyłączenia otrzymały inwestycje o łącznej mocy ok. 51 GW.
Zobacz więcej: Projekty OZE odbijają się od sieci. Odmowy przyłączenia pobiły rekord