Spis treści
Firma pana Tomka (imię zmienione) zajmuje się obróbką drewna. Co roku zużywa ok. 300 MWh prądu. Kiedy jesienią ub. roku ceny zaczęły bić rekordy, pan Tomek kalkulował ile zapłaci za prąd w 2023 r. – Dostawałem oferty powyżej 2 tys. zł za MWh, dotychczas płaciłem 300 zł. Oczywiście nie byłem w stanie tyle zapłacić, to rozwaliłoby firmę– opowiada.
Pan Tomek nie podpisał więc umowy ze swoim dotychczasowym dostawcą – Eneą i czekał na rozwój wypadków. W międzyczasie Sejm uchwalił ustawę zamrażającą ceny dla małych i średnich firm do 785 zł z MWh. Pan Tomek miał gwarancję, że nie zapłaci więcej niż 785 zł chociaż i tak podwyżka o 100 proc. była bolesna.
Ale rychło okazało się, że ustawowe 785 zł wcale nie musi być najkorzystniejsza cena. Enea zaczęła akcję odzyskiwana klientów. W styczniu przyszła do niego jeszcze raz i nie proponowała już 2600 zł za MWh, lecz cenę indeksowaną giełdową formułą, ale nie wyższą niż 785 zł.
Oferta okazała się korzystna bo ceny na Towarowej Giełdzie Energii zaczęły spadać. Pan Tomek zapłacił już w styczniu 730 zł za MWh – mniej niż cena maksymalna 785 zł. Teraz płaci jeszcze mniej – w ostatnich dniach średnie ceny giełdowe zjechały poniżej 500 zł.
Pan Tomek poprosił więc o ofertę na 2024 r. Ale tu spotkała go niespodzianka. Enea i PGE zaproponowały mu ceny powyżej 1000 zł za MWh. Pan Tomek pytał też o umowy indeksowane giełdą na 2024 r. , ale Enea na razie mu ich nie proponowała.
Skąd się biorą ceny powyżej 1000 zł za MWh, skoro ceny kontraktów rocznych na 2024 r. na giełdzie oscylują wokół 750 zł?
Odpowiedzi na to pytanie musimy poszukać w tym co się dzieje na hurtowym rynku energii.
Rząd wprowadził dwa hamulce, które miały powstrzymać wzrost cen energii – jeden to pułap cen na rynku bilansującym, który wpływa bezpośrednio na ceny hurtowe. Drugi to specjalny domiar, który muszą płacić wytwórcy energii jeśli sprzedają prąd powyżej określonej ceny, określonej osobno dla każdej technologii.
Rezultat okazał się w jednym elemencie zgodny z oczekiwaniami rządu – ceny hurtowe spadły, zwłaszcza na rynku spotowym, na którym sprzedawana jest bieżąca produkcja Przy obecnych cenach węgla i uprawnień do emisji CO2 elektrownie na węgiel kamienny muszą sprzedawać prąd poniżej kosztów i tracą na każdej MWh – ten rok będą jechać na stracie, dlatego duzi państwowi czempioni będą próbowali sobie to odbić w cenach na przyszłe lata.
Prąd dla firm – dla kogo są te cenniki?
Zapytaliśmy więc wszystkie grupy po ile oferują prąd dla małych i średnich firm na 2024 r.
W PGE Obrót (handlowym ramieniu naszego największego wytwórcy) cennikowa oferta w taryfie C11, najpopularniejszej dla małych firm, to pod koniec kwietnia 945 zł na 2024 i 958 zł na 2025 r. Spółka ma też ofertę indeksowaną giełdą.
W Tauronie i Enerdze cennikowe oferty pozostały na poziomie z czasów najgorszego kryzysu na rynku energii jesienią 2023 r. W Enerdze to 2290 zł za MWh, chociaż firma dodaje, że z większością klientów Energi Obrotu zawiera indywidualne porozumienia cenowe, gdzie stawki kształtują się na niższym poziomie.
Ceny powyżej 2100 zł za MWh cennikowo ma też Tauron. Ale można też zawrzeć dwuletnią umowę na „produkt z gwarancją ceny”, która wynosi 1200 zł za MWh. Taką umowę trudniej jednak wypowiedzieć z dnia na dzień – bo grożą kary.
Innymi słowy, cena 2100 zł może dotyczyć wyłącznie przedsiębiorców, którzy w ogóle nie dbają o swoje rachunki i nie zamierzają negocjować z dostawcą ani poszukać nowego. W Enerdze zwracają też uwagę, że w związku z dynamicznymi zmianami na rynku porównanie obecnych cen zakupu energii (na rynku hurtowym –red) do tych sprzed kilku miesięcy nie jest miarodajne – obecnie ceny ustabilizowały się i są dużo niższe.
Rzut oka na ceny na Towarowej Giełdzie Energii nie pozostawia wątpliwości – trend się odwrócił. Kontrakty spotowe chodzą poniżej 600 zł za MWh, a roczne spadły do nieco ponad 700 zł za MWh. Skąd biorą się zatem tak duże różnice w cenie hurtowych kontraktów na giełdzie energii na 2024 r. a ofertach przedstawianych przedsiębiorcom?
Piotr Hałoń z Deloitte tłumaczy, że firmy energetyczne kalkulują ryzyko. – Ryzyko wzrostu cen hurtowych spółki kalkulują w zróżnicowany sposób, natomiast elementem wspólnym jest próba przeniesienia go na odbiorcę – tłumaczy ekspert. –W zależności od przyjętej strategii zakup-sprzedaż, wewnętrznych procedur bądź apetytu na ryzyko otwartej pozycji, spółki obrotu mogą realizować sprzedaż do klientów końcowych ze zróżnicowanym zabezpieczeniem portfela energii kupionej w hurcie. Coraz ciężej jest także zawrzeć długoterminowe umowy – to z kolei wynika z braku płynności na rynku hurtowym – wyjaśnia Hałoń.
Potwierdza to Mateusz Brandt, który doradza firmom i samorządom w zakupach energii i gazu. Zwraca też uwagę. że zawsze segment SME był opóźniony w stosunku do tych większych przedsiębiorstw, a spółki obrotu robią wszystko żeby przerzucić ryzyko na klienta. Radzi też szukać nowych dostawców. – Klient z zewnątrz dostanie zawsze lepsze warunki, znamy to z banków i telekomów. Potem nawet jak już wraca do swego dostawcy, to negocjuje z dużo lepszej pozycji– dodaje Brandt.
Dodatkowym elementem zwiększającym niepewność na rynku jest kwestia powstania NABE – wciąż nie wiadomo kiedy ten podmiot powstanie i w jakim finalnie będzie kształcie.
Ekspert Deloitte zwraca też uwagę, że energetyka zaczęła też dużo uważniej przyglądać się sytuacji finansowej potencjalnych klientów z sektora MŚP. – Dziś starannie bada się rating czy branżę, w której działa klient – wyjaśnia Hałoń. – Coraz częściej energetyka korzysta też z usług wywiadowni gospodarczych, które pomagają ocenić sytuację finansową klientów, aby pokazać jaki rating posiada kontrahent.
Co mogą zatem zrobić małe i średnie firmy, którym na 2024 r. oferuje się ceny znacznie przekraczające ceny hurtowe? Ich sytuacja jest trudna, bo 300 MWh, które zużywa przywołana na wstępie firma z branży drzewnej to dla energetyki „niezauważalny” klient.
Oczywiście mogą – jak opisany pan Tomek – zawrzeć umową indeksowaną ceną giełdową. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo atrakcyjna. Takie umowy oferują dziś niemal wszystkie prywatne spółki obrotu – m.in. Axpo czy Enefit, ale także firmy państwowe. Umowy indeksowane giełdą mają PGE, Energa. Także Tauron i Enea także, ale tylko dla większych firm z grupy C.
Żeby zawrzeć umowę „giełdową” z Tauronem trzeba zużywać co najmniej 3 GWh rocznie – tartak pana Tomka pożerający zaledwie 300 MWh odpada więc na starcie. Ale mimo to Tauron zawarł na 2024 rok zawarto blisko 200 umów tego typu. Inne spółki nie ujawniają ilu klientów już skorzystało z „giełdowych” ofert, PGE poinformowało nas, że chodzi o kilkuset.
Grupą, mości panowie
Co jeszcze mogą zrobić małe i średnie firmy?- Jednym z rozwiązań są grupy zakupowe, które zwiększają siłę przetargową przedsiębiorców. Ale zebranie się w taką grupę wymaga specjalistycznej wiedzy m.in. na temat profili zużycia poszczególnych przedsiębiorców czy w ogóle funkcjonowania rynku energii. Tutaj pomocą mogą służyć firmy doradcze. Chociaż rynek w Polsce został uwolniony w połowie 2007 roku, w dalszym ciągu stosunkowo niewielki procent klientów zmienia sprzedawcę – to również jedno z rozwiązań jakie MŚP mogą stosować, samodzielnie lub w grupach zakupowych – mówi Piotr Hałoń.
Grupy zakupowe rzeczywiście pojawiają się coraz częściej, choć przystąpienie każdej firmy rzeczywiście wymaga dokładnej analizy. Karkonoska Izba Gospodarcza organizuje np. grupę złożoną z 600 firm. Przedstawiciel Izby powiedział portalowi WysokieNapiecie.pl, że w przypadku umowy na 3 lata grupa jest w stanie wynegocjować cenę poniżej 700 zł za MWh lub umowę indeksowaną formułą giełdową – w w grupie organizowanej przez Izbę do ceny z giełdy trzeba dodać 130 zł za MWh. Mateusz Brandt ocenia, że cena poniżej 700 zł na trzy lata jest atrakcyjna, choć trzeba przyjrzeć się warunkom umowy, zaś w przypadku umowy indeksowanej giełdą prowizja 130 zł za MWh jest dość słona i na rynku można dostać lepsze oferty.
Oczywiście umowy nie zawiera sama Izba – ona tylko organizuje grupę. Usłyszeliśmy, że nie pobierają za to prowizji, izba robi to w ramach działalności statutowej. Trzeba wysłać rachunki z ostatnich 12 miesięcy, by dopasować profil zużycia do grupy.
PV pomaga oszczędzać. Ale uwaga…
Wysokie ceny przyniosły też hossę dla fotowoltaiki w małych i średnich firmach. Kto tylko może, ma kawałek wolnego gruntu lub dachu instaluje własne panele.
Piotr Hałoń ostrzega jednak, że obserwowany w MŚP „boom” na własną fotowoltaikę może też przynieść przykrą niespodziankę w postaci kar umownych naliczanych przez firmy energetyczne. – Jeśli przedsiębiorca zadeklarował się na określony w umowie wolumen energii, podpisał umowę a potem zainstalował PV, np. 50 kWp, to pobierze mniej energii z sieci. Niektóre spółki obrotu traktują to jako naruszenie umowy i naliczają kary – ostrzega Hałoń.
Coraz popularniejsze stają się też umowy kwartalne. Nie dają one przedsiębiorcom pewności na jakich warunkach będą nabywać energię elektryczną przez cały rok, ale umożliwiają negocjację lepszych cen. Taki rodzaj umów dla mniejszych odbiorców pojawił się 2018 r., gdy po raz pierwszy zamrożono ceny prądu, a teraz wrócił – opisuje Hałoń.
Samorządy płaczą lub unieważniają
Kolejnym sygnałem tego co się będzie działo na rynku w przyszłym roku są przetargi organizowane przez gminy i ich rozmaite spółki komunalne. Podmioty mają znacznie mniejszą skłonność do ryzyka więc od umów indeksowanych giełdą raczej wolą przetargi w których decydującym kryterium jest cena.
Ale ponieważ na rynku panuje ogromna niepewność, to ofert jest też niewiele. Przeanalizowaliśmy kilkadziesiąt rozstrzygniętych przetargów na 2024 r. i wnioski są takie: ok. połowy z nich zostało unieważnionych, bo nie zgłosił się żaden chętny. Oczywiście wpływ mają na to także warunki – często samorządy oczekują, że cena nie będzie wyższa niż 785 zł (tyle wynosi pułap dla samorządów i małych firm wprowadzony ustawą na 2023 r.). A takich cen nikt im nie da, skoro w przyszłym roku pułap teoretycznie nie będzie już obowiązywał.
Tam, gdzie przetargi dochodzą do skutku, ceny są dużo wyższe od obecnych cen hurtowych – wynoszą od 950 zł do 1200 zł za MWh. Przy czym państwowe spółki raczej unikają przetargów poza swoim tradycyjnym obszarem działania.
PGE Obrót poinformowała nas, że startowała w kilkudziesięciu postępowaniach przetargowych, które zakresem obejmowały 2024 r. Wygrała ponad 30. Ale PGE potwierdza też nasze ustalenia, że kilkadziesiąt postępowań obejmujących swoim zakresem sprzedaż w latach 2023-2025 zostało unieważnionych.
W szpitalu w Jeleniej Górze PGE Obrót wygrała oferując 1131 zł za MWh, w Złotowie Enea zaoferowała 950 zł za MWh. Ciekawy był przetarg w wodociągach w Mielnie bo spółka chciała kupić prąd od razu na 2024 i 2025 r – Energa zaoferowała 925 zł za MWh na 2024 r. ale na 2025 r. już 1321 zł. Dlaczego tak drogo w 2025 r. ? Energa tłumaczy, że trudno teraz na dwa lata w przód kupić prąd na rynku hurtowym – płynność jest bardzo niska.
W przetargu organizowanym przez popularne sanatorium „Kryniczanka” PGE zaproponowała „rozbicie w formularzu cenowym ceny jednostkowej na podział ceny na poszczególne lata dostawy tj. możliwość złożenia innej ceny energii elektrycznej dla dostawy w 2023 r oraz innej w 2024 r.”, tłumacząc to właśnie ustawą o domiarze, która ma obowiązywać tylko do końca roku. Uzdrowisko się nie zgodziło. Szkoda, bo wtedy poznalibyśmy faktyczną różnicę między ceną sztucznie zaniżoną przez przepisy, a ceną rynkową na przyszły rok.
Im dłużej, tym taniej
W samorządowych przetargach uczestniczą też prywatne spółki obrotu. Jedną z nich jest Respect Energy. Oferuje ceny w okolicach 1000 zł za MWh. – Im dłuższa umowa, tym niższą cenę jesteśmy w stanie zaproponować – wyjaśnia w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl Sebastian Jabłoński, prezes i współwłaściciel Respect Energy. – Na 2024 to 1125 zł, ale jeśli ktoś chce podpisać pięcioletnią umowę, to proponujemy 950 zł.
Respect sprzedaje energię z własnych źródeł OZE – istniejących i planowanych, dlatego zawierając 5 -letnie umowy z klientami, może łatwiej pozyskać finansowanie w bankach na budowę kolejnych.
Mateusz Brandt uważa, że samorządy i spółki komunalne zbyt pochopnie odrzucają możliwość zawarcia umów indeksowanych giełdą. Jest im trudniej niż firmom – muszą zabezpieczyć stały budżet na koszty energii, a w przypadku gdyby ceny na giełdzie dramatycznie wzrosły, to włodarze miast narażają się na zarzuty o niegospodarność. Ale zdaniem Brandta zdaniem da się skonstruować taką umowę zabezpieczającą interesy samorządów. – Mieliśmy komunalnych klientów, którzy zdecydowali się na kontrakty indeksowwane giełdą.
Stała cena czy formuła giełdowa?
Najważniejszy dylemat, który stoi dziś przed przedsiębiorcami jest następujący: albo zawrzeć umowy ze stałą ceną, która będzie boleć, bo choć 700 zł za MWh wydaje się teraz niską kwotą, to jednak jest to dwa razy więcej niż w 2021 r. albo zaryzykować i zawrzeć umowy indeksowane giełdą. Taka umowa zwykle oznacza, że klient płaci cenę z rynku spot (obecnie to ok. 550 zł) plus prowizja.
Prąd indeksowany ceną giełdową dziś jest zdecydowanie bardziej opłacalny, ale czy tak będzie przez cały 2024 rok? Czy znowu ceny nie wystrzelą w górę? Wprawdzie „bezpiecznikiem” są specjalne pułapy cen na rynku bilansującym, wprowadzone w zeszłym roku, ale nie wiadomo jak długo będą utrzymane.
Pułapy i domiar nałożony na spółki energetyczne kompletnie rozregulowały bowiem hurtowy rynek energii. Przed kryzysem najwięcej prądu sprzedawano w kontraktach rocznych. Dziś na tym rynku jest bardzo słaba płynność. W porównaniu do ubiegłego roku kontraktów jest o połowę mniej. Dla przykładu w marcu 2022 zawarto 632 transakcje i przehandlowano 5,8 TWh. W marcu 2023 zaledwie 2,4 TWh, transakcji było tylko 254. W marcu tego roku na rynku terminowym zawarto dwa razy więcej kontraktów kwartalnych i miesięcznych niż rocznych.
Na kolejne lata jest dużo gorzej. Na rynku terminowym handluje się bardzo małymi wolumenami – tłumaczy Jabłoński – Bywają dni ze sprzedażą rzędu 5 MW, 39 MW to już dużo.
Rozmawialiśmy 20 kwietnia i jedyna oferta sprzedaży na 2026 r. opiewała na 13 MW. – Płynność rynku na kolejne lata praktycznie nie istnieje – dodaje szef Respect Energy.
Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem Jabłońskiego poziom cen na rynku terminowym nie pokrywa kosztu wytworzenia energii z węgla, więc sprzedaż na nie ma sensu.– Sądzę, że na rynku terminowym handluje się teraz tylko energią z OZE a węgiel czeka na spadek cen CO2 lub wzrost cen hurtowych energii – mówi Jabłoński.
Czy to oznacza, że cena oferowana dziś małym i średnim firmom oraz samorządom na 2024 r. oscylująca wokół 1000 zł za MWh jest nieuchronna? Tego nie sposób przewidzieć, bo nie wiadomo czy znowu z interwencją nie pospieszy rząd. – Mimo wszystko biznes sobie na razie poradził. Pozytywnie oceniam to, że o energii i energetyce coraz więcej osób zaczyna mówić i myśleć. To edukacja kijem, ale jednak edukacja – mówi jeden z analityków rynku energii.
Czytaj także Ceny prądu w 2024: URE i energetycy negocjują