Polski rząd unika współpracy z Rosjanami, po czym dziwi się, że Moskwa, ponad naszymi głowami, dogaduje się z Berlinem.
Waldemar Kuczyński, wybitny działacz solidarnościowej opozycji, a w latach 90-tych doradca ekonomiczny rządu Jerzego Buzka, opisał niedawno w „Gazecie Wyborczej” jak rząd Jerzego Buzka przyczynił się do zbudowania, omijającego Polskę, gazociągu Nord Stream pod Bałtykiem. Kuczyński wylicza grzechy ówczesnej ekipy – przecenienie własnej siły i niedocenienie determinacji zarówno Rosjan, jak i Europy Zachodniej w budowie nowego gazociągu. Polskie władze wierzyły, że bez zgody Polski nowy gazociąg z Rosji do Europy w ogóle nie powstanie.
Kuczyński cytuje Bartłomieja Sienkiewicza, ówczesnego wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, a dziś ministra spraw wewnętrznych. W 2000 r. mówił on: „Po raz pierwszy od wielu lat jesteśmy w sytuacji, z której możemy wyciągnąć konkretne korzyści z geopolitycznego położenia w Europie. Nie sądzę, aby zachodni partnerzy wydali dodatkowo kilkadziesiąt milionów dolarów, by trasa gazociągu pobiegła np. przez Skandynawię z pominięciem Polski, bo tak chce Rosja”. A gazociąg przez Bałtyk był dla niego absurdem.
Polska walczyła o interesy swego sojusznika – Ukrainy. Gazociąg miał ją omijać, ale sami Ukraińcy oficjalnie nie protestowali przeciw jego budowie.
Tekst Waldemara Kuczyńskiego i cytowane przez niego opinie przywodzą na myśl obecną sytuację z elektrownią atomową w Obwodzie Kaliningradzkim. Rosjanie budują ją od 3 lat. Niedawno ukończyli kolejny etap, wylewając beton pod tzw. basen reaktora. Jednak nowa elektrownia będzie zdecydowanie za duża, w stosunku do potrzeb rosyjskiej enklawy, która już teraz dysponuje nadwyżką produkcji z elektrowni gazowych. Rosjanie nie kryją, że siłownia powstaje, aby eksportować energię.
Energia ma trafiać do krajów bałtyckich, które także planują budowę elektrowni jądrowej w litewskiej Visaginas. Jednak szanse na jej powstanie z roku na rok maleją. Zresztą swoją cegiełkę do osłabienia bałtyckiej inicjatywy dołożyła także Polska Grupa Energetyczna, która pod koniec 2011 roku wycofała się z tego projektu.
Rosjanie mocno zabiegają o budowę łącznika energetycznego z Polską, którym energia popłynęłaby także do naszego kraju. Wprawdzie jej część i tak będzie mogła do nas trafić budowanym właśnie mostem energetycznym Polska-Litwa, ale dla Rosjan bezpośrednie połączenie z Polską to kwestia bezpieczeństwa.
Co więcej, energia z Kaliningradu byłaby także potrzebna polskiemu systemowi energetycznemu, bo w północno-wschodniej części kraju nie tylko nie ma żadnych większych elektrowni, ale po wycofaniu się Energi z budowy elektrowni w Ostrołęce, nie ma także planów takiej inwestycji.
Tymczasem nasz rząd zachowuje się dokładnie tak samo jak 13 lat temu w sprawie gazociągu. – Mamy świetną pozycję przetargową. Bez łącznika do Polski ta elektrownia nie powstanie, bo nie ma sensu – powtarzali nieoficjalnie wysocy polscy urzędnicy. Ale Rosjanie w ogóle się tym nie przejmowali. Zapowiadali, że jeśli Polska nie zgodzi się na łącznik, to położą kabel do Niemiec, wzdłuż gazociągu Nord Stream. – Strachy na lachy. To za drogie, a Niemcy i tak mają już zbyt wiele energii na północy kraju, gdzie powstają farmy wiatrowe – kwitowali nasi politycy i urzędnicy.
Jakakolwiek współpraca z Rosjanami przy budowie elektrowni w Obwodzie byłaby ponadto „zdradą” Litwy, chociaż plany budowy elektrowni w Visaginas coraz bardziej przypominają rysowanie palcem po piasku, bo Litwini nie mają pieniędzy.
Grzegorz Tomasik, wiceprezes Polskich Sieci Energetycznych mówił niedawno, że z technicznego punktu widzenia budowa połączenia jest jak najbardziej możliwa. Potrzebna jest decyzja polityczna i analiza ekonomiczna. Ale polski rząd w ogóle unika jakiejkolwiek dyskusji z Rosjanami w tej sprawie. Moskwa wciąż zabiega o naszą współpracę, ale w końcu przestanie.
Czyżby ludzie, dzięki którym powstał Nord Stream, niczego się nie nauczyli?