Spis treści
„Samochód palił się przez 21 godzin”, „Gaszenie trwało 21 godzin”, „Samochód gaszono blisko dobę” – to tylko wybrane tytuły artykułów w największych portalach informacyjnych w Polsce. Żaden z nich nie jest prawdziwy.
Jeden z nielicznych rzetelnych tytułów poświęconych temu zdarzeniu z końca marca 2023 roku pochodzi z depeszy PAP: „Ponad 21 godzin trwała akcja gaszenia elektrycznego mercedesa”. Co to za różnica?
Samochód elektryczny palił się 21 godzin? Ugaszono go w 20 minut
− Gaszenie przez nas tego samochodu elektrycznego trwało około 20 minut, może mniej. W każdym razie tyle samo co gaszenie zwykłego samochodu spalinowego – wyjaśnia w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Marek Szwaba, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach, wezwanej do pożaru elektrycznego mercedesa EQA na Kaszubach. Jak tłumaczy oficer, pozostały czas akcji gaśniczej to głównie dozorowanie spalonego samochodu, wymagane przez obowiązujące procedury.
Tytuł artykułu prasowego w stylu „Spłonął samochód elektryczny. Ugaszono go w 20 minut” nie wzbudziłby jednak emocji czytelników i nie zapewnił tysięcy kliknięć. Wprowadzenie czytelników w błąd zwyczajnie się opłacało.
Wyobrażenia o pożarach elektryków przeczą zasadom fizyki
To tworzy w umysłach czytelników absurdalne mity, które przeczą zasadom fizyki. Samochód, zarówno spalinowy jak i elektryczny, to pewien zasób energii w postaci tworzyw sztucznych we wnętrzu (produkowanych z ropy naftowej) i zgromadzonej energii trakcyjnej (paliwa w baku lub prądu w baterii). Łączna ilość tej energii jest bardzo podobna. Samochód elektryczny mógłby się zatem palić bardzo silnym ogniem, ale krótko (bo szybko by się wypalił) lub niewielkim ogniem, ale długo (ten scenariusz byłby lepszy dla strażaków, bo mały ogień to mały problem). Tymczasem wielu czytelników odnosi mylne wrażenie, że będzie się on palić mocno i długo. To niemożliwe z czysto fizycznego punktu widzenia.
Zupełnie błędne jest też przekonanie, że bardzo trudno go ugasić. Wspomniana akcja na Kaszubach, gdzie palącego się elektryka ugaszono tak samo szybko jak auto spalinowe, jest tylko jednym z dowodów. Kolejnym są testy pełnoskalowych pożarów elektryków prowadzone np. w tunelach drogowych w Austrii. Strażacy przetestowali tam nie tylko tradycyjne gaszenie wodą, dające efekty jak przy aucie spalinowym, ale też gaszenie kocem gaśniczym, gdzie udało się błyskawicznie zdusić pożar.
Różnicą w autach elektrycznych jest bateria, która – w przypadku jej uszkodzenia w pożarze (co nie musi wcale wystąpić) – może się ponownie rozgrzewać. Dlatego niekiedy ugaszony już samochód zanurza się jeszcze w wodzie. Tymczasem Austriacy przetestowali lance gaśnicze, którymi strażacy przebijają się do baterii ugaszonego już wstępnie auta. „Lanca przebiła obudowę akumulatora i przy około 30 litrach wody udało się zatrzymać ucieczkę termiczną i ugasić pożar w ciągu 2 minut” – podsumowali austriaccy strażacy i inżynierowie z Uniwersytetu Technicznego w Grazu.
Tytuły artykułów prasowych z Polski jakie mogliśmy przeczytać w ubiegłym miesiącu, wynikające z braku wiedzy i podzielania powszechnych obaw społecznych, mogą pomóc zrozumieć dlaczego zarząd Wodnego Parku „Warszawianka” kilka dni temu powiesił przed wjazdem na swój parking podziemny tablicę „Zakaz wjazdu EV i LPG”, a kolejni zarządcy budynków w kraju to rozważają.
W samochodach pali się głównie wnętrze, a nie bateria czy paliwo
Po rozmowach z przedstawicielami właściciela budynku, Państwowej Straży Pożarnej i ekspertami od zabezpieczeń przeciwpożarowych trudno nie odnieść wrażenia, że na razie decydują tu emocje, a nie konkrety. Nie oznacza to wcale, że takiego zakazu w tym miejscu nie powinno być. Na razie nie wiadomo czy zakaz rzeczywiście powinien się pojawić, ani jakich samochodów powinien dotyczyć.
Jak tłumaczy Państwowa Straż Pożarna, eksperci ochrony przeciwpożarowej i naukowcy zajmujący się pożarami aut elektrycznych, z którymi rozmawialiśmy, pożary elektryków niewiele różnią się od pożarów samochodów spalinowych. Większe znaczenie ma to czy będzie to duże auto (choćby spalinowe), czy małe (choćby elektryczne). Większość pożaru samochodu to bowiem plastiki w środku. Im większy i lepiej wyposażony samochód, tym dłużej i mocniej będzie się palić. Paliwo lub bateria (palące się podobnie), odpowiadają raptem za jakieś 20% ognia. Szerzej o tym za chwilę, ale wróćmy jeszcze do „Warszawianki”
Zakaz wjazdu obejmie też… prezesa obiektu
Wspomniana tabliczka „Zakaz wjazdu EV i LPG”, wisząca przez jeden dzień przed garażem podziemnym warszawskiego basenu, była najprawdopodobniej pierwszym takim zakazem w Polsce. Regulamin parkingu nie został jeszcze zmieniony, dlatego zapytaliśmy „Warszawiankę” o to jakich dokładnie aut „EV” dotyczyć ma ograniczenie. „Zmiany w regulaminie są w trakcie wprowadzania i będą dotyczyły wszystkich pojazdów z bateriami trakcyjnymi” – odpowiedziała fundacja. Zakaz ma zatem objąć m.in. klasyczne hybrydy, hybrydy plug-in i pojazdy całkowicie elektryczne.
Pierwszą osobą, która go złamała, był zatem… sam prezes „Warszawianki”. Nie zrobił tego jednak celowo. – Szczerze powiedziawszy nie wiem czy auto, którym jeżdżę, ma baterię trakcyjną czy nie. Wiem tylko, że to hybryda – tłumaczy w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Dariusz Pastor. Chodzi o nową toyotę camry, która występuje jedynie w wersji hybrydowej z wysokonapięciowym akumulatorem trakcyjnym. Zakaz dotyczy więc także auta prezesa.
W tej sytuacji, jak zapowiedział szef parku wodnego, on także będzie parkować na zewnątrz. Zakaz dotyczyć ma bowiem tylko ok. 90 miejsc parkingowych w garażu podziemnym. Do dyspozycji wszystkich gości pozostanie jeszcze 140 miejsc parkingowych na świeżym powietrzu. Tam z kolei „Warszawianka” rozważa nawet postawienie ładowarek dla aut elektrycznych.
Kto wydał opinię o wprowadzeniu zakazu? To tajemnica
Na swoim profilu w mediach społecznościowych „Warszawianka” poinformowała, że „decyzje o wyznaczeniu strefy dla pojazdów EV i LPG na parkingu naziemnym są efektem konsultacji i sugestii ze strony Państwowej Straży Pożarnej”. Zaprzeczyła temu jednak Komenda Główna PSP. − Państwowa Straż Pożarna, w ramach podejmowanych inicjatyw, nie zgłaszała propozycji w zakresie wprowadzenia zakazu wjazdu pojazdów elektrycznych do garaży wielostanowiskowych – poinformował nas rzecznik KG PSP, bryg. Karol Kierzkowski.
Dopytywany przez nas o to prezes Pastor przyznał, że rzeczywiście opinia pochodzi od firmy prywatnej, doradzającej fundacji w kwestiach bezpieczeństwa przeciwpożarowego, ale jej nazwy nie może zdradzić. Gdy dopytujemy o szczegóły, okazuje się, że fundacja nie otrzymała żadnej analizy czy choćby opinii pisemnej. Oparła się po prostu na rozmowach z rzeczoznawcą. Sama firma, jak tłumaczy prezes Pastor, nie chce się ujawniać. Fundacja wystąpiła jednak do niej o opinię pisemną ws. zakazu. Jeżeli uda jej się ją uzyskać, być może uda się też porozmawiać z jej autorami o szczegółach.
Dlaczego „Warszawianka” chce wprowadzić zakaz?
Pracownicy „Warszawianki” wyjaśnili nam jednak swoje obawy na parkingu, prezentując basenową infrastrukturę. – Garaż podziemny w całości znajduje się pod basenem olimpijskim o pojemności 2,7 mln litrów – tłumaczy nam prezes Dariusz Pastor, oprowadzając po parkingu „Warszawianki” i pokazując plątaninę rur nad gipsowym sufitem zawieszonym na lekkim stelażu nad samochodami.
− Między podwieszonym sufitem a dnem basenu mamy sieć rur z PVC, którymi transportowana jest woda z prędkością ponad 100 litrów na sekundę, ale też roztwór chloru do jej uzdatniania czy kwas siarkowy do wyrównywania pH. Gdyby na parkingu doszło do pożaru, z samochodem spalinowym sobie poradzimy, bo mamy tu gaśnice i hydranty. Natomiast z autem elektrycznym moglibyśmy sobie już nie poradzić. Jest tylko jeden wjazd na parking i ze względu na gęsto posadowione słupy, jest tu ciasno. Ewentualne odholowanie palącego się auta byłoby trudne – wyjaśnia w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Dariusz Pastor. Naszą uwagę wzbudziło jednak to, że parking jest bardzo niski (ma ok. 2,2 m) i to – przede wszystkim – powinno przykuć uwagę zarządcy budynku. Dlaczego? O tym za chwilę opowiedzą eksperci.
Czy pożar elektryka jest gorszy od spalinówki?
Wszyscy strażacy, eksperci i naukowcy, z którymi rozmawialiśmy, tłumaczą, że różnice miedzy pożarem spalinówki i elektryka nie są tak istotne, jak można by to wywnioskować z przekazów medialnych. Potwierdzają to także wyniki badań prowadzonych w Polsce i za granicą. − Gaszenie samochodu elektrycznego i spalinowego wygląda bardzo podobnie – tłumaczy Karol Kierzkowski z Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej.
− Od strony wielkości pożaru nie bardzo widzimy jakąś różnicę między pożarem auta spalinowego a elektrycznego – przyznaje także prof. Wojciech Węgrzyński z Zakładu Badań Ogniowych Instytutu Techniki Budowlanej i członek zarządu europejskiego Stowarzyszenia Inżynierów Ochrony Przeciwpożarowej. − Nadmiernie dużo uwagi poświęcamy pożarom elektryków, a mało czasu pożarom samochodów klasycznych, które też są bardzo niebezpieczne. W zamkniętym garażu pożar pojazdu będzie dość niebezpieczny bez względu na napęd – tłumaczy w rozmowie z WysokieNapiecie.pl.
W pożarze samochodu, wbrew pozorom, nieduże znaczenie ma tak benzyna w baku jak i bateria w podwoziu. – W samochodzie płoną głównie tworzywa sztuczne. Dlatego rodzaj napędu ma drugorzędne znaczenie – tłumaczy nam Michał Zugaj, rzeczoznawca ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. Tworzywa sztuczne palą się z mocą zbliżoną do benzyny, a w aucie mamy ich 200-300 kg, podczas gdy paliwa w baku zmieścimy ok. 30-50 kg (litr benzyny waży 0,75 kg).
− Moc rozwiniętego pożaru samochodu może osiągać w szczycie 6-8 megawatów, z tego udział płonącej baterii dochodzi do 1,5 MW – wylicza prof. Węgrzyński. Jak tłumaczy, podobną moc będzie mieć palący się bak samochodu. W obu przypadkach znaczenie ma także to czy bak lub bateria są pełne czy puste. W przypadku pożaru baterii, gdy dochodzi do całkowitego stopienia się membrany oddzielającej elektrody i w efekcie zwarcia, naładowana bateria będzie wydzielać więcej ciepła niż rozładowana.
Czym różnią się pożary samochodów spalinowych i elektrycznych?
− Zarówno szczytowa moc pożaru, jak i łączna ilość wydzielonej energii [czyli, de facto, długość pożaru – red.], będą podobne w przypadku samochodu elektrycznego i spalinowego. Znaczenie będzie mieć za to wielkość auta. Duże SUV-y mają we wnętrzu znacznie więcej tworzyw sztucznych niż małe auta, które były przyjmowane do obliczeń podczas projektowania zabezpieczeń – wyjaśnia także Jan Rachoń, rzeczoznawca ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. – Różnica może tkwić w początkowej fazie pożaru, o ile zaczął się on od baterii. Moc pożaru może wzrosnąć szybciej. W takiej sytuacji, o ile w garażu nie ma stałej instalacji gaśniczej [na przykład zraszaczy – red.], ogień może łatwiej się rozprzestrzenić na sąsiednie auta − dodaje.
Dotychczas zakładało się, że w przypadku wybuchu pożaru na parkingu, do przyjazdu strażaków pożar obejmie najwyżej trzy auta. Gdyby te sąsiednie także były elektryczne, wówczas pożar do przyjazdu ratowników, w skrajnej sytuacji, może rozszerzyć się nawet na pięć aut. Ryzyko takiej sytuacji przy obecnej liczbie aut elektrycznych w Polsce jest mikroskopijne, ale będzie rosnąć. Taka wielkość pożaru może już sprawić strażakom trudności w jego opanowaniu.
Taką sytuację praktycznie do zera wyeliminowałaby stała instalacja gaśnicza. Wówczas nie tylko w przypadku pożaru elektryka, ale i auta spalinowego, nie ma większych szans na zajęcie choćby sąsiednich aut. Mokre samochody znacznie trudniej zapalić. Przy projektowaniu parkingów można także sięgnąć po ogniotrwałe ścianki działowe stawiane np. co trzy miejsca parkingowe. Znaczenie mają też instalacje wentylacji i oddymiania, które odbierają ciepło i wyprowadzają na zewnątrz parkingu. Ułatwiają też ewakuację ludzi. To właśnie dym podczas spalania może być najpoważniejszym problemem.
Trujący dym
− Jeżeli garaż jest stosunkowo wysoki, pożar samochodu elektrycznego będzie przebiegać bardzo podobnie do pożaru samochodu spalinowego. Gorące powietrze będzie się pod stropem mieszać z zimnym. Jednak przy niskich garażach ilość odbieranego ciepła będzie mniejsza. Bardzo szybko może też dojść do zadymienia utrudniającego szybką ewakuację ludzi. Jeżeli mówimy o budynku mieszkalnym, to nie jest specjalny problem, ale w budynkach komercyjnych, gdzie w garażu jednocześnie przebywać może wiele osób, to już jest wyzwanie – tłumaczy prof. Węgrzyński.
Eksperci i naukowcy zwracają uwagę na jeszcze jedną różnicę. Podczas pożaru samochodów wydzielają się duże ilości szkodliwych substancji. Większość z nich w podobnych ilościach w pożarach aut spalinowych i elektrycznych. Jest jednak jeden gaz – kwas fluorowodorowy – którego w pożarze elektryka wydziela się znacznie więcej. Na szczęście w Polsce ten problem jest dość dobrze ograniczany. – Akurat u nas systemy wentylacji pożarowej są obowiązkowe, więc jesteśmy w tym obszarze dobrze rozwinięci. Taka wentylacja znacząco ułatwia ewakuację dużego obiektu – wyjaśnia prof. Wojciech Węgrzyński.
− Dużo gorzej jest w przypadku stałych instalacji gaśniczych. W Polsce bardzo rzadko się ją montuje, podczas gdy np. w Stanach Zjednoczonych to właściwie standard w przypadku każdego garażu. Niestety, w Polsce zbyt często myślimy o kosztach na etapie budowy, a zbyt rzadko bierzemy pod uwagę potencjalne straty podczas pożaru. Różnie jest też w przypadku systemów detekcji pożarowej. W Polsce była obowiązkowa w garażach o powierzchni powyżej 1500 m2. Efekt? Mamy w kraju ogromną liczbę garaży o powierzchni 1499 m2 – dodaje naukowiec.
Czy zakaz wjazdu dla elektryków w „Warszawiance” ma sens?
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że w niektórych budynkach ograniczenie ryzyka w postaci zakazu wjazdów samochodów elektrycznych może mieć sens, ale będą to raczej rzadkie przypadki. W przypadku „Warszawianki” elementem ryzyka z pewnością jest niski strop. Podczas szybkiego rozwoju pożaru poziom zadymienia utrudniającego ewakuację może wystąpić szybciej. Garaż „Warszawianki” ma jednak instalację oddymiającą i jest relatywnie mały, co ogranicza to ryzyko.
Zagrożenie stwarzają też przewody z chlorem i kwasem siarkowym biegnące nad garażem. Jednak, jak tłumaczy prof. Węgrzyński, zagrożenie dla nich w porównywalnym stopniu stworzy pożar auta spalinowego i elektrycznego. W pewnym stopniu ograniczyć to ryzyko mogłoby np. zabezpieczenie ich wełną mineralną.
„Warszawianka”, co bardzo ważne, ma detektory dymu i instalację powiadamiającą o wybuchu pożaru, co – jak podkreślają nasi rozmówcy – jest kluczowe przy każdym rodzaju pożaru, bo im szybciej rozpocznie się walkę z ogniem, tym łatwiej będzie go zwalczyć. Jednak prof. Węgrzyński przestrzega przed zakładaniem, że dzięki gaśnicom i hydrantom uda się ugasić pożar samochodu spalinowego bez pomocy straży pożarnej. Przebieg pożaru samochodów spalinowych także może być bardzo dynamiczny.
Z naszych rozmów z ekspertami wynika że fundacja do której należy obiekt, powinna więc, przede wszystkim, bardzo dobrze przeanalizować ryzyka pożarowe na swoim parkingu, tak dla aut elektrycznych jak i spalinowych, biorąc pod uwagę znaczną zmianę rozmiarów współczesnych samochodów i wynikającą z nich rosnącą siłę potencjalnych pożarów.
Nowa technologia zawsze budzi emocje
Gdyby ktoś dziś zaproponował, abyśmy wrócili w naszych mieszkaniach do lamp naftowych, to poza problemem wydzielanego dymu i niewielkiej ilości światła, uznalibyśmy też, że to skrajnie niebezpieczny sposób oświetlania mieszkania. Płynna łatwopalna substancja i ogień to nie najlepsze połączenie, prawda? A oświetlenie elektryczne? Oczywiście, że jest znacznie bezpieczniejsze. O tym, że średnio co godzinę gdzieś w Polsce wybucha pożar spowodowany instalacją lub urządzeniem elektrycznym, przecież nie słyszymy. Teksty o pożarach od instalacji elektrycznej interesowały Polaków może w latach 20. XX wieku. Jednak dziś elektryczność spowszedniała i nie budzi już emocji. Pożary z tego powodu nikogo już nie interesują.
W transporcie też posługujemy się odpowiednikiem lamp naftowych, czyli pojazdami napędzanymi łatwopalną substancją, której opary są w dodatku wybuchowe. Czy się tego boimy? No skąd, chociaż także co godzinę gdzieś w Polsce płonie kolejny samochód spalinowy, a ich pożary są porównywalne do pożarów aut elektrycznych. Za 60 lat, gdy samochody spalinowe będą takim samym wspomnieniem, jakim dziś są lampy naftowe, na myśl o tym, że w tysiącach miejsc w kraju można było legalnie kupować dowolne ilości benzyny i w dodatku jeździło się na silnikach wprawianych w ruch wybuchami mieszkanki paliwowo-powietrznej, ludzie będą się wzdrygać i pukać w czoło mówiąc, ze było to rozwiązanie skrajnie niebezpieczne.
W tym czasie auta elektryczne też będą się zapewne palić średnio co godzinę, ale nikt, poza statystykami, nie będzie sobie tym głowy zawracać, bo i do tej technologii przywykniemy.