Spis treści
W spocie emitowanym jesienią w Russia Today Europejczycy mieli tej zimy siedzieć przy świeczkach i zjadać zwierzęta domowe z głodu. Załamać miała się też europejska gospodarka.
Rzeczywiście, koszty wojny surowcowej UE-Rosja były w ubiegłym roku dojmujące. Jak oszacowała firma doradcza McKinsey, wydatki Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii na węgiel, gaz i ropę wzrosły w 2022 roku o 160% − z 700 mld euro do 1,8 bln euro. Mocno odczuli to wszyscy Europejczycy.
Putin wygrał kilka bitew politycznych
Wzrost kosztów życia miał (i wciąż jeszcze może) przynieść zwycięstwa wyborcze europejskim partiom ze skrajnej prawicy i skrajnej lewicy, którym Moskwie po drodze. Galopująca inflacja może też skłonić Europejczyków do naciskania na wycofanie wsparcia dla Ukrainy i powrót do szerokiego handlu z Rosją.
Wygrana skrajnej prawicy we Włoszech, znanej wcześniej z bliskich kontaktów z Kremlem (Silvio Berlusconi nawet po wojnie nie odciął się od przyjaźni z Putinem), czy wzrost popularności wśród francuskich wyborców Marine Le Pen, która na ulotkach wyborczych chciała reklamować się zdjęciem z Putinem, a także utrzymująca się popularność Victora Orbana na Węgrzech, są częściowym zyskiem taktyki Rosji. Podobne przesunięcia społecznego poparcia widać też w wielu innych krajach Europy, Polski nie pomijając.
Ostentacyjne zapewnienia węgierskiego rządu, że nie zrealizuje on nakazu aresztowania Putina wydanego przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze w związku ze zbrodniami wojennymi na Ukrainie, to kolejny sukces Moskwy w rozbijaniu jedności UE. Jednocześnie rząd Orbana pochwalił się właśnie, uzgodnioną w Moskwie, opcją dodatkowych dostaw gazu z Rosji na Węgry i zapowiedział modyfikacje w umowie na budowę przez Rosatom nowych bloków jądrowych nad Dunajem.
Szczyt kryzysu mamy za sobą?
Jednak dalsze sukcesy Moskwy, dzięki eskalowaniu kosztów życia w Unii, w związku z ograniczeniem dostaw surowców energetycznych, nie są już takie pewne. Po panice rynków paliwowych, z jaką mieliśmy do czynienia jesienią 2022 roku, przyszło ostre ochłodzenie nastrojów.
Unijne ograniczenia zużycia energii, spadek popytu na gaz wywołany wysokimi cenami oraz zbudowanie nowych szlaków dostaw surowców (zwłaszcza LNG drogą morską) zauważalnie wpłynęły na bilans surowcowy Unii. Częściowo pomogła też dość łagodna zima.
Dzięki temu, chociaż zwykle na wiosnę mieliśmy w Europie jedynie 20-30% pozostających jeszcze rezerw gazu w magazynach, w tym roku zeszliśmy z zapasami do 55,4% (624 TWh) i od tego momentu (7 kwietnia) rozpoczęło się ponowne napełnianie magazynów. Uzupełnianie zapasów gazu ziemnego na kolejną zimę zaczynamy od najwyższego poziomu w historii.
Giełdowe ceny surowców i energii w dół
Dane o spadku zużycia i wysokich zapasach podziałały na rynki surowcowe jak kubeł zimnej wody. Notowania gazu ziemnego, które w szczycie paniki przekraczały 300 euro za megawatogodzinę, teraz nieznacznie przekraczają 50 euro. Natomiast prąd z dostawą na przyszły rok, który w szczycie paniki przekraczał w Polsce 2500 zł/MWh, dziś wyceniany jest nieco powyżej 700 zł/MWh.
Według przywołanej już analizy McKinsey’a, tegoroczne koszty zakupy surowców energetycznych przez UE i Wielką Brytanię, spadną do 1,4 bln euro, za rok osiągną 1,1 bln, a w 2025 roku nie przekroczą 1 bln euro. Udział tych kosztów w unijnym PKB, który wzrósł z 3,9% w 2021 roku do 9,7% w 2022 roku, w tym roku ma już spaść do 7,7%.
Gazowy portal randkowy
Tymczasem w tym tygodniu zaczęła funkcjonować inicjatywa AggregateEU. To platforma zakupowa, która ma umożliwić firmom z UE wspólne zakupy gazu. Nie jest to klasyczna giełda gazu, bo te mają ustandaryzowane kontrakty i zabezpieczenia, lecz raczej platforma zakupowa. Hiszpańska prasa porównała ją nawet do portalu randkowego. Oferty odbiorców i sprzedawców będą się „spotykać”, ale szczegóły kontraktu strony będą musiały dogadać. Nowe przepisy mówią, że przez platformę powinno przejść 15 proc. obowiązkowych zapasów w magazynach gazu, ale urzędnicy KE mają nadzieję, że platforma zwiększy siłę przetargową zwłaszcza małych firm, które często nie mogą wynegocjować dobrych warunków, bo kupują za mało gazu.
Urzędnicy KE poinformowali, że zainteresowanie platformą jest spore – zapisało się na razie ok. 80 firm, w tym PKN Orlen Kluczowe będzie jednak to, czy na platformie pojawią się wielcy sprzedawcy gazu LNG – firmy z USA czy Kataru. Na razie żaden z nich nie pochwalił się uczestnictwem w AggregateEU.
Ceny prądu dla klientów podbijają węgiel, CO2 i niepewność
Przed dalszymi znaczącymi spadkami cen prądu na giełdach, powstrzymują już jednak koszty uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Aktualny koszt CO2 w cenie energii elektrycznej to blisko 400 zł/MWh. Co prawda w ostatnich dniach uprawnienia do emisji zauważalnie potaniały (z 95 do 85 euro za tonę CO2), to jednak nadal są one wielokrotnie droższe niż przed pandemią koronawirusa (wówczas kosztowały ok. 25 euro).
Czytaj także: Niemcy i Francuzi już nie ogrzeją się gazem
Koszty CO2 to tylko jedna przyczyna, dla której odbiorcy mogą na razie tylko pomarzyć o powrocie cen prądu z 2019 roku. Drugą są gigantyczne przebitki w ofertach sprzedaży energii i to bez znaczenia czy mówimy tu o wielkim zakładzie przemysłowym czy malutkim gospodarstwie domowych. Zarówno państwowe jak i prywatne spółki energetyczne oferują dziś ceny prądu nawet o 100% przekraczające giełdowe notowania energii na przyszły rok. Jak tłumaczą, to efekt niepewności co do dalszej sytuacji i ewentualnych kolejnych interwencji na rynku.
W dodatku, po zniesieniu obowiązku transparentnej sprzedaży prądu przez elektrownie węglowe na giełdzie, handel kontraktami na kolejny rok niemal zamarł. Skoro nie ma jak kupić prądu na 2024 roku, to nie da się go też zaoferować swoim klientom po rozsądnej cenie. Wiele postępowań na zakup energii na kolejny rok, organizowanych przez samorządy, pozostaje bez rozstrzygnięcia.
Pod znakiem zapytania pozostaje także druga główna składowa cen prądu w Polsce, a więc stawki za zakup węgla. Państwowe kopalnie oczekują od państwowych elektrowni (czyt. wszystkich odbiorców energii) najwyższych w historii stawek (blisko 900 zł/t). To znacznie więcej niż kosztuje dziś węgiel sprowadzany do Europy np. z Ameryki Południowej czy Australii (ok. 500 zł/t w przeliczeniu na kaloryczność polskiego węgla).
Czytaj także: Jak może wyglądać gazowy system przyszłości
W dużym uproszczeniu do cen energii elektrycznej na polskim rynku trzeba wliczać 1 tonę CO2 (obecnie 400 zł) i pół tony węgla kamiennego (250-300 zł po cenach zachodnioeuropejskich lub 450 zł po cenach oferowanych przez polskie kopalnie). W efekcie minimalne ceny prądu, jakich można się dziś spodziewać, to 650-850 zł/MWh. Dla porównania przed pandemią było to ok. 200 zł/MWh.