W śląskich kopalniach pensje rosną równie szybko jak zwały węgla, którego nikt nie chce kupić. W rządzie nie ma pomysłów na uzdrowienie branży.
Pod koniec marca na Śląsku związki zawodowe zorganizowały strajk ostrzegawczy. Miał być protestem przeciwko polityce rządu. Najbardziej tłumny udział wzięli w nim górnicy. Na dwie godziny wstrzymali wydobycie węgla. Zarządy spółek węglowych, które zwykle ostro psioczą na strajkowiczów i pokazują, ile straciły firmy wskutek strajku, tym razem zareagowały bardzo miękko.
I nic dziwnego. Zwały niewykorzystanego węgla wciąż rosną. W marcu na hałdach leżało 9 mln ton węgla. To rekord. W kryzysowym dla górnictwa 2010 r. na zwałach tkwiło „tylko” ponad 6 mln ton.
Dwie trzecie niechcianego węgla należy do potentata – Kompanii Węglowej.
Sytuacja finansowa spółek węglowych jest coraz trudniejsza. Kryzys sprawia, że spada popyt na prąd, bo mniej zużywają fabryki. Elektrownie produkują więc mniej energii i potrzebują mniej węgla, a ten potrzebny to coraz częściej tańszy węgiel brunatny, wykorzystywany przez trzy ogromne elektrownie. Hurtowe ceny prądu są wyznaczane przez giełdę energii, bo posłowie wprowadzili dla największych elektrowni obowiązek handlu właśnie tam. Ceny węgla wyznacza de facto największa w kraju Kompania Węglowa. Pozostałe firmy – Bogdanka, Katowicki Holding Węglowy, Południowy Koncern Węglowy dostosowują się do ruchów giganta.
Od kilku miesięcy trwa przeciąganie liny między kopalniami, a firmami energetycznymi. Dziś elektrownie płacą ok. 11-12 zł za gigadżul. Ale umowy były zawierane w 2010 i 2011 r., kiedy sytuacja na rynku była zupełnie inna. Energetycy naciskają żeby kopalnie obniżyły ceny. – Powinny spaść poniżej 10 zł za gigadżul – mówi menedżer z elektrowni. Kopalnie bronią się rękami i nogami, bo każda obniżka oznacza pogorszenie, i tak bardzo trudnej, sytuacji finansowej. – Cena poniżej 10 zł to śmierć dla śląskich kopalń, nie wiem czy nawet Bogdanka utrzymałaby się w takich warunkach – mówi nam Mirosław Taras, były prezes prywatnej Bogdanki. Taras patrzy dziś na sektor węglowy z drugiej strony – jest szefem lubelskiej elektrociepłowni.
Dwie największe spółki węglowe: Kompania Węglowa i KHW od lat mają ogromne, idące w miliardy zł, przychody, a śladowe zyski (od 10 do 50 mln zł). Rok 2011 był jednak bardzo pomyślny. Nowa prezes Kompanii, była wiceminister gospodarki, Joanna Strzelec-Łobodzińska podwyższyła ceny węgla. W rezultacie Kompania zanotowała rekordowe przychody – 12 mld zł i ponad 500 mln zł zysku. Kolejne 177 mln zł zysku, przy ponad 4 mld zł przychodów, osiągnął też KHW. Holding osiągnął też ogromny sukces – po raz pierwszy udało się przyciągnąć inwestorów finansowych. Konsorcjum w większości prywatnych banków pożyczyło KHW 800 mln zł, kupując obligacje firmy. Termin wykupu to koniec 2014 r.
Jednak w 2012 wszystko wróciło w stare koleiny. Spada zapotrzebowanie na węgiel, rosną jego zwały, więc kopalnie ograniczają wydobycie, spadają też przychody i zyski. Jedyne, co rośnie to pensje. Wynagrodzenia w branży górniczej zupełnie oderwały się od wyników finansowych spółek. Silne związki zawodowe dostają, co chcą.
Próbując utrzymać się, nomen omen, na powierzchni spółki węglowe zaciekle walczą z energetykami o utrzymanie obecnych cen. Energetycy z którymi rozmawialiśmy twierdzą, że spółki węglowe oferują rozmaite rabaty i lepsze warunki dostaw, ale cen póki co zmieniać nie chcą. Wyjątek to Tauron. – Udało nam się wynegocjować obniżki, także w kontraktach kilkuletnich – mówi Krzysztof Zawadzki, wiceprezes katowickiego koncernu energetycznego. Tauron nie ujawnia o ile mniej zapłaci Kompanii Węglowej, ale nieoficjalnie mówi się, że obniżka istotnie przekroczyła 10 proc.
Mimo trudnej sytuacji górnicy wciąż wyciągają ręce po premie i podwyżki pensji. Zarząd Kompanii Węglowej już uległ – górnicy mają dostać 900 zł jednorazowej premii. W KHW trwa spór zbiorowy – związki domagają się aż 2 tys. zł premii.
– Krach śląskiego górnictwa jest coraz bliższy – wieszczy Mirosław Taras. – Odpowiedzialne za to będą zarówno związki zawodowe, jak i zarządy, które nie umieją się im postawić i przeprowadzać koniecznych zmian.
Kulą u nogi obu śląskich spółek są jest to, że wciąż część kopalń jest nierentowna i pracują na nie te dochodowe. Niestety, mimo wielu zapowiedzi, od lat nie udało się zamknąć żadnej nierentownej kopalni.
– W tej sytuacji zapowiedzi prezes Kompanii Joanny Strzelec-Łobodzińskiej o inwestycjach w elektrownię węglową na Śląsku (do spółki z Chińczykami) i w nową kopalnię na Lubelszczyźnie brzmią humorystycznie. Pani prezes buja w obłokach, zamiast robić to trzeba zrobić – kwituje menedżer jednej ze spółek energetycznych.