Szef PGE, wbrew dwóm ministrom, a przekonując do swojej wizji premiera, zdecydował o wstrzymaniu największej inwestycji w polskiej energetyce ostatnich lat – nowych bloków elektrowni w Opolu wartych 11 mld zł. Zapytaliśmy kilku menedżerów konkurencyjnych spółek co by zrobili dla polskiej energetyki, gdyby dysponowali takim dojściem do ucha premiera. Jaki impuls jest potrzebny dla inwestycji w elektrownie?
Członek zarządu państwowej spółki energetycznej
– To prawda, że z analiz wynika, że budowa nowych elektrowni na węgiel kamienny się nie opłaca. Ale to nie może być powodem do bezczynności, bo bez inwestycji możemy mieć za kilka lat problemy z brakiem mocy.
Powinien powstać spójny plan dla energetyki i to rząd musi go opracować, bo nikt go w tym nie wyręczy. Trzeba zacząć od początku, czyli od analizy ile jeszcze mamy węgla kamiennego i po jakich kosztach będziemy go wydobywać w ciągu najbliższych lat. Przecież od tego zależy ile elektrowni węglowych może powstać.
Po drugie – trzeba się zastanowić gdzie nowe elektrownie powinny być rozmieszczone. Wcale nie jestem pewien czy budowa nowego bloku w Opolu była dobrym pomysłem z punktu widzenia systemu elektroenergetycznego. Nowe źródła energii powinny powstawać na północy kraju, bo tam ich brakuje.
Po trzecie – energetyka powinna być priorytetem dla programu Polskie Inwestycje, opracowanego przez resort skarbu. Nie wiedzieć czemu minister Mikołaj Budzanowski chce finansować w ten sposób jedynie bardzo dochodowe przedsięwzięcia, tak jakby chciał stworzyć polską wersją banku JP Morgan. Energetyka nie mieści się w kryteriach programu. Tymczasem spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe powinna być właśnie wehikułem służącym zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego kraju w sytuacji w której prywatne banki nie chcą się angażować się w niskodochodowe inwestycje, np. sieci ciepłownicze. Dodatkowo inwestycje w infrastrukturę rozruszają koniunkturę gospodarczą, na czym powinno przecież zależeć rządowi.
Członek zarządu polskiej spółki-córki zagranicznej firmy energetycznej.
– Nie rozumiem decyzji o zarzuceniu budowy elektrowni Opole. To prawda, my też wstrzymujemy nasze projekty, ale przecież PGE po to została stworzona żeby zadbać o bezpieczeństwo energetyczne kraju. Po co nam taki narodowy czempion? Przecież PGE ma pieniądze. W co je zamierza inwestować? Jeśli – jak powiedział premier – w budowę nowej kopalni węgla brunatnego i elektrowni w Gubinie, to zajmie to 10-15 lat. Wtedy może być za późno. A jeśli cena uprawnień do emisji CO2 pójdzie w górę, czego nie można wykluczyć, bo Komisja Europejska nie ustaje w wysiłkach żeby tak się stało, to wówczas okaże się, że elektrownie na węgiel brunatny też się nie opłacają. I co wtedy?
Co bym zrobił na miejscu Krzysztofa Kiliana, mając taki wpływ na premiera? Na pewno przyspieszyłbym prace nad ustawą o odnawialnych źródłach energii i uspokoił sytuację na rynku zielonych certyfikatów, tak aby wreszcie ruszyły inwestycje w odnawialne źródła.
Po drugie, szybko opracowałbym nowy system wsparcia dla wytwarzania prądu i ciepła w elektrociepłowniach, bo stary wygasł pod koniec ubiegłego roku. Tutaj tkwi ogromny potencjał. Jeśliby udało się istniejące ciepłownie przerobić na elektrociepłownie, kraj zyskałby 3 tys. MW nowych mocy, czyli więcej niż przewidywano w nowych blokach w Opolu. Bez systemu wsparcia tego nie uda się zrobić.
Po trzecie, rząd miał dobry pomysł, żeby stare węglowe elektrownie i elektrociepłownie, które trzeba będzie zamknąć po wejściu w życie w 2016 r. ze względu na unijną dyrektywę o ograniczeniu emisji tlenków siarki i azotu przerobić na spalanie biomasy. Resort gospodarki wydał pod koniec 2012 r. rozporządzenie, które miało zachęcić do inwestycji, ale nikogo nie zachęciło do inwestycji- jest źle napisane i niejasne. Trzeba więc je jak najszybciej poprawić.
Grzegorz Górski, prezes polskiej spółki francuskiego GDF Suez, do którego należy m.in. Elektrownia Połaniec.
– Co zrobiłbym gdybym był Krzysztofem Kilianem i miał jego wpływ na premiera? Po pierwsze zachęciłbym rząd do podjęcia decyzji o wprowadzeniu tzw. rynku mocy, bo sam rynek energii elektrycznej przy obecnych cenach nie sprawi, że nowe elektrownie powstaną. Rynek mocy to rozwiązanie w którym odbiorcy płacą nie tylko za samą energię, ale także za nadwyżkę mocy w elektrowniach, która jest potrzebna dla bezpieczeństwa energetycznego. Dzięki temu budowa elektrowni staje się opłacalna. Takie rozwiązania wprowadzono już w Hiszpanii, trwają prace we Francji i Włoszech. Komisja Europejska na początku była niechętna, ale widząc, że i tak poszczególne kraje pracują nad wprowadzeniem swoich rynków mocy, powoli zmienia stanowisko.
Po drugie, spróbowałbym przynajmniej częściowo powiązać sprawy energetyki z problemem OFE. Skoro rząd chce, żeby OFE zaangażowały się w inwestycje infrastrukturalne, to niech fundusze emerytalne kupią od państwowych spółek energetycznych firmy odpowiedzialne za dystrybucję energii, tzw. OSD ( operatorów systemów dystrybucji). Firmy te administrują sieciami niskich napięć i są odpowiedzialne za fizyczne dostarczenie energii do klientów. To naturalne monopole, które działają na podstawie taryf zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki.
Inwestorzy finansowi chętnie inwestują w sieci energetyczne, bo jest to pewny biznes, jeśli tylko regulacje są stabilne. W Niemczech firmy energetyczne sprzedały sieci wysokiego napięcia, a kupiły je właśnie fundusze inwestycyjne. Myślę, że w Polsce zainteresowanie inwestorów też byłoby spore, akcjonariuszem polskiej spółki francuskiej firmy Dalkia, do której należy m.in. sieć ciepłownicza w Warszawie, Poznaniu i Łodzi jest np. australijski fundusz emerytalny IFM.
Dziś OFE nie mogą inwestować w takie przedsięwzięcia, bo zgodnie z prawem powinny mieć płynne środki- takie, które w każdej chwili można sprzedać. Dlatego muszą kupować akcje spółek giełdowych lub obligacje.
Korzyści z takiego rozwiązania będą trzy- po pierwsze spółki energetyczne dostaną zastrzyk gotówki potrzebnej na inwestycje w nowe elektrownie. Po drugie, fundusze emerytalne będą mogły inwestować w infrastrukturę energetyczną, na czym zależy rządowi. Po trzecie, dzięki pełnemu oddzieleniu właścicielskiemu elektrowni od sieci energetycznych rynek energii będzie bardziej przejrzysty.
Były członek zarządów prywatnych i państwowych spółek energetycznych
Przede wszystkim potrzebna jest nowa, aktualna polityka energetyczna państwa. I niestety Krzysztof Kilian ani PGE jej nie zrobią, bo to kompetencja Ministerstwa Gospodarki. W resorcie tym powinien wreszcie powstać wysoko kwalifikowany zespół, który byłby partnerem dla premiera. Bo jeśli dziś Krzysztof Kilian twierdzi, że elektrownia w Opolu się nie opłaca, to urzędnicy resortu gospodarki nie są w stanie przedstawić żadnych narzędzi, które by to pozwalały zweryfikować. Nie ma z kim zderzać poglądów.
Osobiście sądzę, że rezygnacja z Opola jest błędem, nie można z dzisiejszych cen energii wnioskować jakie będą za 5 czy 10 lat. PGE powinna zrobić to, co jest zgodne z bezpieczeństwem energetycznym kraju. Mówi się, że zamiast budowy elektrowni w Opolu mają być inwestycje w nowe elektrownie na węgiel brunatny, m.in. w Gubinie. Ale węgiel brunatny to paliwo emitujące najwięcej CO2. Ceny uprawnień do emisji CO2 są dzisiaj niskie i węgiel brunatny wygrywa konkurencję, ale przecież nie sposób przewidzieć, jakie będą za 5 lat. Unia Europejska raczej nie zmieni polityki klimatycznej, więc Bruksela będzie utrudniać powstanie takich elektrowni.
Czy rynek mocy, czyli rynek w którym odbiorcy płacą nie tylko za kupioną energię, ale i za moc elektrowni, rozwiąże problemy? Jeśli już miałby powstać, to powinien premiować nowo budowane elektrownie, a nie stare. I to nie na zawsze, ale przez określony czas.