Spis treści
Za kilka tygodni, a dokładnie 16 marca br., Komisja Europejska przedstawi długo oczekiwane propozycje reformy rynku energii elektrycznej w UE. Mają na celu złagodzenie wzrostów cen prądu, które w ubiegłym roku zaczęły szaleć, przede wszystkim z uwagi na wojnę w Ukrainie i gwałtowny wzrost cen gazu ziemnego. Astronomiczne ceny gazu, które dochodziły nawet do ok. 350 EUR/MWh zeszłego lata windowały ceny prądu na rynku spot do poziomu ok. 700 EUR/MWh w takich państwach jak Hiszpania, Włochy, czy Francja. Dodatkowymi czynnikami przyczyniającymi się do wzrostów cen energii elektrycznej były także rekordowe ceny uprawnień do emisji CO2 oraz niższa produkcja prądu z elektrowni jądrowych i wodnych.
Od lata ubiegłego roku, ceny gazu ziemnego gruntownie spadły ciągnąc za sobą także ceny energii elektrycznej. Ceny gazu na giełdzie TTF sięgają obecnie poziomu poniżej 50 EUR/MWh – w dużej mierze z uwagi na ciepłą zimę na Starym Kontynencie i spadek zapotrzebowania ze strony przemysłu – co wpłynęło na obniżenie średnich, miesięcznych cen prądu w „najdroższych” państwach UE poniżej 200 EUR/MWh.
Część interesariuszy nie ustaje jednak w lobbingu na rzecz gruntownej reformy rynku energii. Nie wiadomo bowiem jak długo ceny błękitnego paliwa utrzymają się na względnie niskim poziomie. Międzynarodowa Agencja Energetyczna zakłada sporę lukę gazową w Europie w tym roku (dochodzącą nawet do 30 mld m3), a ceny znów mogą skoczyć w czasie napełniania magazynów na kolejną zimę.
„Interwencjoniści” kontra „liberałowie”
Bruksela domyka obecnie projekty regulacji reformujących rynek energii po przeprowadzonych konsultacjach publicznych. Wiemy coraz więcej na temat oczekiwań kluczowych interesariuszy i można na tej podstawie zidentyfikować główne elementy sporne. Grupy interesów da się w uproszczeniu podzielić na dwa przeciwstawne obozy – interwencyjny (dążący do większej kontroli państwa nad ustalaniem cen na rynku) i liberalny (oparty na zasadzie – „jeśli coś nie jest zepsute, to nie naprawiaj”).
Obóz interwencyjny składa się przede wszystkim z państw członkowskich, które najbardziej odczuły skutki kryzysu cenowego w ubiegłym roku – na czele z Francją, Hiszpanią i Włochami. Grupę tą w niektórych elementach wydaje się wspierać także Polska z uwagi na chęć utrzymania własnej ścieżki interwencji w rynek.
Warszawa z uwagi na nadal małą rolę gazu w kształtowaniu cen energii ma nieco inne problemy od reszty, ale co do zasady po drodze jej z państwami dążącymi do większej kontroli rządów nad rynkiem. Wśród „interwencjonistów” charakterystyczną sytuację ma zwłaszcza Francja, która produkuje ok. 70% prądu z elektrowni jądrowych, z niskimi kosztami zmiennymi, a elektrownie gazowe stanowią marginalny (ok. 7%) udział w produkcji prądu. Tym niemniej to właśnie te drugie kształtują ceny energii dla odbiorców nad Sekwaną.
Z kolei Hiszpanie uciekli spod gazowego topora poprzez wprowadzenie krajowego limitu cen gazu ziemnego wykorzystywanego do wytwarzania energii elektrycznej (tzw. limitu iberyjskiego), na co otrzymali zgodę Brukseli, ale tylko do końca maja br. Madrytowi zależy obecnie w pierwszej kolejności na jego przedłużeniu, bo limit cen gazu skutecznie hamuje także wzrost cen prądu.
Po drugiej, „liberalnej” stronie znajdują się przede wszystkim takie kraje jak Niemcy, Dania, czy Holandia, które już przedstawiły wspólne stanowisko nawołujące do bardziej kosmetycznej reformy rynku energii na tym etapie. Są one silnie wspierane przez europejski sektor energetyczny zarówno po stronie wytwórców jak i obrotu energią. Grupa liberałów dąży do zachowania obecnego modelu rynku opartego na kosztach krańcowych jednostek zamykających krzywą podaży, obawiając się, że przeregulowanie rynku odstraszy inwestorów w nowe moce OZE i spowolni transformację energetyczną.
Ceny maksymalne i przewidywalne
Wspólny mianownik dla tej grupy interesariuszy stanowi dążenie do trwałego odłączenia ścieżek cen gazu ziemnego od cen prądu i większego oparcia sygnałów cenotwórczych na kontraktach długoterminowych. Francuski rząd chce mieć możliwość zmniejszenia roli kontraktów krótkoterminowych w procesach cenotwórczych i nałożenia częściowo obowiązkowego stosowania kontraktów różnicowych (ang. CfD – Contracts for Difference) na wytwórców, które określą maksymalny poziom cen ze źródeł nimi objętych.
Gdy cena rynkowa przekroczy poziom CfD, to operatorzy będą oddawać nadwyżki, z których mogą być dofinansowane rachunki odbiorców. Paryż chce też mieć możliwość kontynuacji rozwiązań para-podatkowych, zbliżonych do obecnej daniny od zysków nadmiarowych dla najtańszych instalacji (tzw. inframarginalnych). Danina została nałożona Rozporządzeniem UE w sprawie interwencji w sytuacji nadzwyczajnej w celu rozwiązania problemu wysokich cen energii.
Podobne postulaty oparte na zwiększeniu roli kontraktów długoterminowych w procesie cenotwórczym prezentuje w swoim stanowisku rząd w Madrycie. Hiszpanie chcą oprzeć rynek w większej mierze na kontraktach różnicowych udzielanych w drodze aukcji. Z lektury hiszpańskiego stanowiska można wnioskować, że Madryt chce mieć możliwość wprowadzenia obowiązkowych kontraktów różnicowych dla istniejących instalacji, a dla nowych miałaby to być opcja dobrowolna.
Madryt popiera także stosowanie rynków mocy jako stałego elementu wsparcia inwestycji w elastyczne moce konwencjonalne zapewniające bezpieczeństwo dostaw. Hiszpanie optują za uproszczoną procedurą pozyskiwania zgody Brukseli na wprowadzanie lub przedłużenie istniejących rynków mocy. W tym aspekcie jest to stanowisko zbieżne z polskim oraz tym prezentowanym w ramach konsultacji m.in. przez europejskie stowarzyszenie operatorów sieci przesyłowych – ENTSO-E.
Warszawa w swoim nieoficjalnym stanowisku (tzw. non-paper) koncentruje się właśnie na rynku mocy jako kluczowym elemencie modelu rynku zapewniającym budowę nowych mocy bilansujących KSE. Poza uproszczoną ścieżką akceptacji przedłużenia rynku mocy, krajowa administracja oczekuje także możliwości prolongaty derogacji od obowiązku wprowadzenia standardu emisyjności 550g CO2/kWh dla istniejących elektrowni węglowych. Niemodernizowane jednostki węglowe – z rocznymi kontraktami w rynku mocy – zgodnie z obecnymi przepisami UE od lipca 2025 r. nie będą bowiem mogły skorzystać z tej formy wsparcia.
Polskiemu rządowi zależy także na możliwości utrzymania szczegółowych rozwiązań w ramach reformy rynku energii na poziomie krajowym. Można domniemywać, że chodzi tu m.in. o możliwość ograniczenia cen hurtowych energii do poziomu kosztów zmiennych energetyki konwencjonalnej, jak we wprowadzonych rozwiązaniach w ubiegłym roku.
Wszystkie państwa z grupy „interwencyjnej” chcą też utrzymać możliwość objęcia energetyki jądrowej kontraktami różnicowymi, na co krzywo patrzą kraje w grupie „liberalnej”.
„Zostawcie rynek w spokoju”
Po drugiej stronie barykady w debacie nt. niezbędnej skali reformy rynku energii okopały się m.in. Niemcy, Dania, Finlandia, Holandia, Estonia, Luksemburg i Łotwa, które wspólnie wystąpiły do Brukseli z apelem o niewywracanie rynku do góry nogami. Wskazują one, że obecny model działa dobrze od wielu lat, a kryzys cenowy z ubiegłego roku miał charakter incydentalny – i był spowodowany połączeniem wojny w Ukrainie z niższą produkcją z atomu i elektrowni wodnych.
Zdaniem „siódemki” nie należy wylewać dziecka z kąpielą, a walka z wysokimi cenami energii nie może skutkować zagrożeniem braku realizacji celów klimatycznych UE w długim terminie.
W opinii grupy „liberalnej”, kryzys energetyczny daje tylko większą podstawę do rozwoju wolnego rynku energii w oparciu o nieograniczane połączenia transgraniczne, swobodne kształtowanie hurtowych cen energii i znoszenie barier do dalszej integracji krajowych systemów energetycznych. Niemcy i spółka przywołują niezbędne nakłady inwestycyjne rzędu 487 mld EUR w nowe OZE do zrealizowania tylko do 2030 r., a wg „liberałów” inwestorom trzeba zagwarantować stabilność regulacyjną i rentowność ich projektów.
Z tego powodu, rządy tych krajów nie chcą systemowego przedłużenia limitów cen energii wprowadzonych w 2022 r. i danin od zysków nadmiarowych obowiązujących do połowy br. Preferuje w zamian zwiększenie udziału rynków forward w procesach cenotwórczych, czy usuwanie barier dla rozwoju kontraktów PPA.
Co ważne, grupa liberalna obawia się efektów umożliwienia stosowania kontraktów różnicowych dla mocy dyspozycyjnych – tj. elektrowni gazowych, czy jądrowych – argumentując, że tacy wytwórcy mogą dążyć do optymalizacji przychodów z CfD w sposób nieadekwatny do bieżących potrzeb systemów energetycznych. W opinii liberałów, CfD powinny być dobrowolne, skoncentrowane na nowych inwestycjach OZE i nie powinny być wdrażane retroaktywnie. Cena dla CfD nie powinna być z kolei ustalana odgórnie, tylko wyznaczana w konkurencyjnych aukcjach.
Wytwórcy boją się rządów
Liberałowie są intensywnie wspierani przeze szeroko rozumiany europejski sektor energetyczny, który też nie chce rewolucji. Podobne w tonie stanowiska ws. reformy rynku wypracowały m.in. Eurelectric (główne parasolowe stowarzyszenie europejskiej branży energetycznej), WindEurope (stowarzyszenie europejskiego sektora wiatrowego) i EFET (stowarzyszenie europejskiego obrotu energią). Organizacje zgodnie podkreślają znaczenie pewności regulacyjnej dla inwestorów w technologie niskoemisyjne, utrzymania modelu cen opartego o ceny krańcowe, i wzmocnienia roli hedgingu na rynku energii. Sprzeciwiają się jednocześnie instytucjonalizacji limitów cen energii oraz wymuszaniu regulowanych cen i przychodów. W odniesieniu do kontraktów różnicowych, organizacje optują za ich dobrowolnym charakterem.
W szczegółach, WindEurope postuluje np. ograniczenie rynku mocy tylko dla instalacji spełniających środowiskowe kryteria Europejskiego Banku Inwestycyjnego (tj. 250 g CO2/kWh), co w praktyce eliminowałoby nie tylko elektrownie węglowe, ale także nawet nowoczesne, konwencjonalne bloki gazowe bez domieszki gazów odnawialnych.
Eurelectric popiera kontrakty różnicowe zawierane w oparciu o zasadę neutralności technologicznej, tj. bez wyłączania np. energetyki jądrowej. Organizacja sprzeciwia się natomiast zmianie modelu rynku energii w długim terminie na bardziej rozproszony model węzłowy oparty na wielu mniejszych strefach cenowych, wskazując na ryzyko pogorszenia funkcjonowania wewnętrznego rynku energii UE, czy spadku jego płynności. Eurelectric popiera z kolei stopniowe zmniejszanie istniejących stref cenowych.
Z kolei EFET kładzie nacisk na rozwój komercyjnych umów PPA – zawieranych między wytwórcami a dużymi odbiorcami energii – w celu zmniejszenia uzależnienia inwestorów od finansowania publicznego w połączeniu z systemowym stosowaniem świadectw pochodzenia oraz usprawnieniem procedur pozwoleniowych dla OZE. Organizacja sprzeciwia się natomiast ewentualnym obowiązkom hedgingowym nakładanym na spółki obrotu oraz regulowanym taryfom dla odbiorców energii (zwłaszcza poniżej kosztów produkcji). EFET obawia się także kolejnych rozwiązań limitujących ceny energii lub danin od instalacji inframarginalnych.
„Alternatywne modele jeszcze gorsze”
Bardzo ważne jest także stanowisko wpływowego stowarzyszenia europejskich operatorów sieci przesyłowej ENTSO-E ponieważ to OSP dysponują największą wiedzą na temat systemów energetycznych w swoich krajach., a jako, że nie są wytwórcami energii, nie mają w reformie ani jej braku interesów finansowych. Członkiem ENTSO-E w Polsce jest PSE.
ENTSO-E zwraca uwagę na brak płynności na rynkach dłuższych kontraktów sprzedaży prądu czyli tzw. forwardach. Postuluje też utrzymanie rynków mocy tam gdzie są potrzebne.
Zdaniem ENTSO-E obecny system z pułapem cen nie powinien być kontynuowany bo de facto nie wpływa na ceny dla konsumentów, pozwala tylko zebrań rządom środki na wypłatę rekompensat dla nich. Należy też mieć na uwadze jego negatywny wpływ na inwestycje i zaufanie wśród firm, które swoimi inwestycjami mają umożliwić transformację energetyczną. ENTSO-E pisze nawet, że być może będzie potrzebny system kompensat dla firm energetycznych z powodu „pogorszenia się możliwości inwestycyjnych”.
A co do samej reformy rynku, to zdaniem operatorów zmiana zasad ustalania cen nie rozwiąże „strukturalnych niedoskonałości” rynku. „Jak dowodzi literatura naukowa oraz doświadczenia innych krajów alternatywne modele określania cen doprowadzą w najlepszym razie do takich samych rezultatów, ale wynikiem może być też rynek zupełnie nieefektywny albo prowadzący do odwrotnych niż oczekiwane zachowań na rynku”.
Z wielkiej chmury mały deszcz
Analiza stanowisk głównych interesariuszy wskazuje na raczej kosmetyczną reformę rynku, która będzie przedstawiona w połowie marca przez Brukselę. Sugerują to także ostatnie wypowiedzi przedstawicieli prezydencji szwedzkiej. Nie wygląda na to, aby było duże poparcie dla obowiązkowego stosowania kontraktów różnicowych na rynku energii; opcja ta prawdopodobnie pozostania jako dobrowolna – zarówno dla istniejących jak i nowych instalacji.
Pozostaje do rozstrzygnięcia czy kontrakty różnicowe będą także dostępne dla energetyki jądrowej, czy Bruksela zaproponuje ograniczenia wyłącznie do OZE.
Z pewnością należy się spodziewać dalszych propozycji związanych z promocją umów PPA, czy znoszenia barier dla rozwoju strony popytowej (DSR) i magazynów energii, jak i kolejnego poparcia zwiększenia celu 45% udziału OZE w zużyciu energii finalnej w UE do 2030 r.
Wydaje się, że limity cen dla instalacji inframarginalnych nie będą dalej przedłużane, ewentualnie wyłącznie w sytuacjach skrajnie wysokich cen energii, których wysokość powinna zostać zdefiniowana w propozycjach legislacyjnych.
Po stronie odbiorców, raczej utrzymane zostaną możliwości awaryjnych interwencji w formie taryf poniżej kosztów produkcji, ale także w odizolowanych i ograniczonych czasowo przypadkach awaryjnych. Być może spółki obrotu zostaną także zobligowane do oferowania odbiorcom umów po cenach gwarantowanych w połączeniu z karami za ich wcześniejsze rozwiązanie ze strony odbiorcy.