Spis treści
Drogie elektrownie
Komisja Europejska ogłosiła konsultacje w sprawie nowego modelu rynku, który ma w najbliższej przyszłości zastąpić dotychczas obowiązujący, oparty na merit order czyli cenie krańcowej. W tym modelu cenę wyznacza najdroższe potrzebne w systemie źródło energii – najtańszy zarabia więc najwięcej, a reszta grupuje się w stos według swoich cen – stąd merit order nazywa się też stosem.
Ponieważ najdroższym źródłem w UE stał się ostatnio gaz, ceny prądu wystrzeliły do nienotowanych nigdy poziomów. W rezultacie najtańsze źródła – wiatr, fotowoltaika czy atom notowały rekordowe zyski. Doprowadziło to do interwencji państw UE – wprowadzono pułapy cenowe, zabrano „nadmiarowe” zyski właścicielom elektrowni, a pieniądze idą na pomoc dla dotkniętych drożyzną gospodarstw domowych i firm. Ale interwencja jest działaniem doraźnym, a KE chce wypracować model rynku, który na dłuższą metę zapobiegnie ciągłym skokom cen i zapewni stabilność.
Dłuższy rynek mocy dla węgla
WysokieNapiecie.pl dotarło do polskiego dokumentu, przedstawiającego najważniejsze postulaty Warszawy w kwestii unijnego rynku energii. Dokument, w formie tzw. non paper, został już przesłany do Brukseli.
Postulaty Warszawy są dość ogólne, zwłaszcza jeśli je porównamy z bardzo obszernym programem działań przedstawionym przez Hiszpanię.
Polska chce oczywiście pozostawienia jak najwięcej kompetencji państwom, a nie instytucjom UE, biorąc pod uwagę „ich odpowiedzialność za bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej, narodową specyfikę, miks energetyczny i ścieżki transformacji”. Chciałaby także „przyjaznych regulacji” dla elektrowni atomowych (dużych i SMR), aczkolwiek autorzy nie pokusili się choćby o zarys tego, na czym te pozytywne regulacje miałyby polegać.
Najważniejszy fragment dotyczy jednak rynku mocy. Polski rząd podkreśla, że rynki mocy są niezbędne wobec rosnącej roli OZE a ich obecność powinna być permanentna. I dalej czytamy: „wymagania dla rynku mocy powinny zostać przemyślane na nowo (…) a to powinno wiązać się z wydłużeniem terminu wejścia standardu emisji 550 g CO2 na KWh”.
Taki standard UE wprowadziła dla elektrowni węglowych po 2025 r. To nie znaczy, że bloki węglowe będą musiały zostać zamknięte – po prostu ich opłacalność stanie pod znakiem zapytania, bo przy tak szybko rosnącej roli OZE węglówki będą pracować 2-3 tys. godzin w roku, czasem mniej. Muszą więc oprócz sprzedaży prądu na rynku energii mieć dodatkowy dochód z rynku mocy, czyli finansowanej z naszych rachunków opłaty za gotowość do pracy.
Postulat wydłużenia życia starych bloków 200 MW na Śląsku, w Kozienicach czy Połańcu jest jak najbardziej racjonalny, pytanie co robi polski rząd i spółki energetyczne żeby zapewnić ich modernizację. Jak jak już wielokrotnie pisaliśmy, potrzebne jest ich uelastycznienie czyli dostosowanie do współpracy z OZE, tak aby częściej podjeżdżały i zjeżdżały z mocą.
Zobacz więcej: Modernizacja elektrowni węglowych leży odłogiem
Co ma NABE do rynku mocy?
Program badawczy NCBiR pod nazwą „Bloki 200+” został został zrealizowany z powodzeniem, ale spółki energetyczne nie kwapią się do tego, aby wykorzystać jego efekty do uelastycznienia kolejnych jednostek. Powód to oczekiwanie na powstanie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która ma objąć wszystkie bloki węglowe.
Według zapowiedzi NABE miała powstać do końca 2022 r., a następnie do końca marca 2023 r. Jej powołanie się opóźnia, bo to bardzo skomplikowany proces. Podpisany niedawno aneks do umowy społecznej stwierdza, że jeśli związkowcy do 31 maja 2023 r. „powezmą wątpliwości”, czy pracownicy zostaną przeniesieni do NABE do 30 czerwca 2023 r. to mogą wystąpić do Ministerstwa Aktywów Państwowych o wyznaczenie nowego terminu. Wniosek z tego taki, że związkowcy już domyślają się, że koniec marca jako data powstania „pełnego” NABE ze wszystkimi blokami węglowymi jest nierealny.
Powstanie NABE będzie miało duży wpływ na przyszłość rynku mocy w Polsce. Otóż unijne wytyczne przewidują, że kontrakty mocowe powinny być zawierane w drodze konkurencyjnej, najlepiej przez aukcje. NABE będzie miało 70 proc. wytwarzania energii w Polsce, a elektrownie należące do NABE nie będą konkurować same ze sobą.
Przyznanie kontraktów mocowych bez aukcji jest w świetle unijnych wytycznych możliwe, ale bardzo skomplikowane – KE będzie prześwietlać rentowność poszczególnych elektrowni i to zajmie długie lata.
Dłuższe życia węgla to więcej wiatraków?
Powiedzmy, że Polska wystąpi oficjalnie o zmianę daty w unijnym rozporządzeniu z 2025 r. na lata 30.? Czego może zażądać Bruksela w zamian? Oczywiście tego, o co prosi od dawna, czyli jasnej ścieżki transformacji, w tym realistycznych dat odejścia od węgla. Przypomnijmy, że górnicze związki wynegocjowały zamykanie większości kopalń węgla kamiennego dopiero w latach 40. (ostatniej w 2049 r.), tylko nie wiadomo po co one będą fedrować, skoro w tym czasie może nie być już elektrowni węglowych.
Brukseli zależy też na jak wykorzystaniu potencjału Polski w energetyce odnawialnej. Jeśli kiedykolwiek dojdzie do negocjacji rynku mocy, to jest wielce prawdopodobne, że wrócimy do dyskusji o energetyce wiatrowej na lądzie.
Oczywiście KE nie może Polsce mówić, że mamy instalować wiatraki w odległości 700 m czy 500 m od zabudowań, ale rząd w Warszawie powinien do końca czerwca przedstawić nowy Krajowy Plan dla Energii i Klimatu, w którym pokaże nowe cele energetyki odnawialnej. Im więcej OZE pokażemy w KPEiK, tym większe szanse na wydłużenie rynku mocy. To dość proste qui pro quo, w którym obie strony zyskują.
Przypomnijmy, że w KPO uzgodniono iż Polska do 2025 r. będzie miała 23,5 GW w wiatrakach na lądzie i PV. Teraz to ok. 20 GW, z czego 12 GW to PV, a prawie 8 GW wiatraki. Dodatkowe 3,5 GW wykręcimy do 2025 r. z pewnością z samej fotowoltaiki, o ile tylko uda się rozwiązać problemy sieciowe. Ale co po 2025 r.? KE zażąda kolejnych, jeszcze bardziej ambitnych planów.
Jeśli teraz parlament uchwali regułę 700 m i zablokuje tym samym potencjał rozwoju lądowych wiatraków, to możemy sobie niepotrzebnie utrudnić negocjacje w sprawie wydłużenia rynku mocy. To jest argument, który rząd powinien rozważyć, a przede wszystkim powinni go rozważyć przeciwnicy wiatraków w koalicji, którzy domagają się jak najwięcej węgla, tak długo jak się tylko da.
Zobacz również: Koalicja liczy metry, a wykonawcy wiatraków dziurę w inwestycjach
Bruksela będzie się musiała zgodzić na wydłużenie rynku mocy w Polsce, bo nikt nie chce, aby nad Wisłą zgasło światło. Ale to czy datą graniczą będzie rok 2027, 2030 czy 2035 i jakie będą zasady tego rynku nowego rynku mocy, zależy wyłącznie od siły polskich argumentów i umiejętności negocjacyjnych. Im więcej elastyczności wykażemy w sprawie wiatraków, tym większe szanse, że Komisja lepiej usłyszy nasze postulaty.