Spis treści
Przemysł traci co roku setki milionów złotych na ulgach za energię, z których nie korzysta. Firmy nie mają o nich pojęcia, lub nie potrafią zrobić z nich użytku. Tymczasem rząd szykuje już kolejne zwolnienia. Znowu skorzystają tylko najwięksi?
Przemysł miał zaoszczędzić 450 mln zł na wsparciu „zielonej” energetyki. Miał, ale wiedza o tym okazała się niemal tajemna, a przepisy niejasne.
Zgodnie z obowiązującą od maja ustawą o odnawialnych źródłach energii blisko 3 tys. przedsiębiorstw może skorzystać z ulg od kosztów wsparcia „zielonej” energetyki. O zwolnienie wystąpiły jednak zaledwie 263 firmy – czyli tylko co dziesiąty uprawniony.
Niewielu po ulgi
Krótka kolejka chętnych po zwolnienia nie dziwi, jeżeli weźmie się pod uwagę sposób, w jaki rząd je wprowadził.
– Na złożenie dokumentów do Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki było bardzo mało czasu – zaledwie 14 dni od wejścia w życie ustawy. Brakowało też informacji, jakie dokumenty należało dołączyć do wniosku. Nie było jasne, co zrobić w bardziej skomplikowanych sytuacjach, np. gdy firmy się łączyły lub dzieliły – mówi Marcin Belowski z firmy doradczej Energy Solution.
Poza tym część z dużej grupy potencjalnych beneficjentów w ogóle o takiej możliwości nie wiedziała. Ze zwolnień skorzystały więc przede wszystkim największe firmy. Sam KGHM, jeden z największych odbiorców energii w kraju, szacował na łamach „Rzeczpospolitej”, że dzięki zmianom zaoszczędzi 15 mln zł.
Jest o co walczyć
Przedsiębiorstwa energochłonne, w zależności od współczynnika intensywności zużycia energii, mogą zaoszczędzić od 20 do 85 proc. kosztów wsparcia OZE. W praktyce oznacza to od 3 do ponad 20 zł/MWh mniej w cenie energii, czyli nawet 10 proc. kosztów jej zakupu.
Do tego firmy, które same rozliczają obowiązek umarzania tzw. zielonych certyfikatów, mogą odliczyć sobie akcyzę w wysokości 20 zł/MWh. Do tej pory dla zdecydowanej większości odbiorców robiły to firmy handlujące prądem, które następnie dzieliły się tymi ulgami ze swoimi klientami wedle uznania lub presji konkurencji.
Jednak i o te ulgi nie występują wszyscy uprawnieni. Z informacji przekazanych nam przez Ministerstwo Finansów wynika, że w 2014 roku zwolnienie z akcyzy za „zieloną” energię wyniosło niespełna 230 mln zł, co oznacza, że objęło tylko 11,5 TWh energii z OZE. Tymczasem w ub. r. Towarowa Giełda Energii odnotowała umorzenie świadectw pochodzenia (uprawniają do odliczenia akcyzy) na ok. 20 TWh „zielonego” prądu (w ramach realizacji obowiązku za 2013 i 2014 rok). Nawet uwzględniając, że obie cyfry nie muszą być do końca przystające, można szacować, że zwolnienia dla odbiorców mogłyby być o ponad 100 mln zł wyższe.
Na tym nie koniec. Przedsiębiorstwa energochłonne, z branży chemicznej i metalurgicznej, albo te, które obejmuje system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (tzw. EU ETS), są zwolnione z akcyzy na węgiel, a część z nich także na gaz – w obu przypadkach również nie wszyscy uprawnieni z nich korzystają.
Rząd szykuje kolejne zwolnienie – tym razem z akcyzy na całą zużywaną energię (nie tylko „zieloną”, jak obecnie). Analogicznie do zwolnienia z kosztów wsparcia OZE, zwolnienie ma przysługiwać w zależności od poziomu energochłonności produkcji (im wyższa, tym wyższe zwolnienie). W Ministerstwie Finansów trwają właśnie przymiarki do nowych ulg, które rząd zapowiedział w programie Śląsk 2.0. Z informacji Obserwatora Legislacji Energetycznej portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że nie ma jeszcze decyzji politycznej o tym ile milionów rząd przeznaczy na nowe ulgi.
Nie każdy dostanie obniżkę
Ważniejsze od tego „ile”, może się jednak okazać pytanie „jak” te ulgi zostaną wprowadzone.
Większość firm, które mają prawo do obowiązujących już ulg, nie kupuje energii bezpośrednio na giełdzie. To kolejny powód, dla którego nie korzystają ze zwolnień – po pierwsze w ogóle nie wiedzą, że mogą wynegocjować ze swoim sprzedawcą obniżkę ceny energii, po drugie nie mają pojęcia ile powinni oczekiwać. Sprzedawcy i regulator wcale im tego nie ułatwiają.
– Brakuje niestety precyzyjnych wytycznych URE, jak sprzedawcy powinni wyliczać obniżkę dla swoich klientów. Z naszych doświadczeń wynika, że niektórzy próbują pokazywać klientom, iż koszty zielonych certyfikatów w ich rachunku są bardzo niskie, bo biorą pod uwagę ich ostatnie notowania giełdowe. Nie pokazują otwartej kalkulacji, gdzie byłoby widać czy rzeczywiście zakupili zielone certyfikaty i po jakiej cenie – tłumaczy Marcin Belowski z Energy Solution.
Przepisy do poprawy
Belowski zwraca ponadto uwagę, że same przepisy ustawy także są zagwozdką dla przedsiębiorców, którzy ze zwolnień chcieliby skorzystać. – Przedsiębiorcy zabiegający o zwolnienie na 2016 rok będą musieli do końca listopada tego roku poinformować Prezesa URE o ilości energii zakupionej i zużytej na własny użytek w całym 2015 roku. To samo dotyczy współczynnika intensywności zużycia energii, który także ma być wyliczony w oparciu o dane z lat 2013-2015, a do tego potwierdzony przez biegłego rewidenta. A więc danych za listopad i grudzień nie będą mogli podać, a co najwyżej oszacować – zwraca uwagę nasz rozmówca.
Zwolnienia to nie lekarstwo
Szykowana przez rząd kolejna ulga w podatku akcyzowym to dobry znak dla przemysłu. Warunki funkcjonowania najbardziej energochłonnych firm się poprawią, bo Polska była do tej pory jednym z nielicznych krajów UE, które takich zwolnień nie stosowały (targi o nie trwały od wielu lat). Jednak trzeba pamiętać, że za ulgi dla przemysłu zapłacą odbiorcy usługowi i gospodarstwa domowe. W ich rachunkach zmiany będą jednak mniej zauważalne.
Z badań Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych (WISE) wynika natomiast, że to nie tania energia ma dla przemysłu największe znaczenie. Istotniejszymi czynnikami są m.in. dostępność do i jakość pracy, wykwalifikowani pracownicy, system podatkowy, regulacje prawne, czy jakość i niezawodność dostaw energii sieciami.
Niepokoić może natomiast fakt, że rząd nadal szuka przewagi konkurencyjnej polskiego przemysłu przede wszystkim w niskich kosztach, a nie rozwoju wysokich technologii, dla których ceny energii przestają mieć większe znaczenie.