Spis treści
Chiński rząd opublikował i skierował do konsultacji projekt regulacji, zakazującej eksportu technologii produkcji wafli krzemowych, najważniejszych elementów ogniw fotowoltaicznych. 97% światowej produkcji wafli pochodzi właśnie z Chin, a tamtejsze firmy od lat udoskonalały technologie, pozwalające wytwarzać coraz cieńsze i większe wafle.
Z tego co wiadomo, żadne decyzje jeszcze nie zapadły, ale powód pojawienia się takiego pomysłu jest jasny. Cały szereg państw, z USA i Indiami na czele zamierzają nie tylko dalej na masową skalę stawiać elektrownie słoneczne, ale i budować własne fabryki kluczowych elementów.
Amerykańska ustawa Inflation Reduction Act przewiduje federalne subsydia dla budowy w USA przemysłu, wytwarzającego na miejscu produkty, niezbędne do transformacji energetycznej. Tymczasem Chińczycy, co oczywiste, chcą utrzymać swoją dominację w tym obszarze i kontrolę nad łańcuchami dostaw na skalę światową.
Wejście w życie zakazu eksportu technologii produkcji wafli byłoby na pewno potężnym wstrząsem dla całego światowego rynku fotowoltaiki.
Wiatr na lądzie: jak z 500 zrobiło się 700
Jedna poprawka, napisana odręcznie przez szefa sejmowej komisji energii Marka Suskiego wywróciła sens szykowanej od kilkudziesięciu miesięcy nowelizacji ustawy odległościowej. Projekt, powstały po długich deliberacjach, konsultacjach i dyskusjach zakładał możliwość warunkowego ograniczenia do 500 m minimalnej odległości wiatraka od domostw. Kiedy wreszcie projekt, zachwalany przez rząd jako najlepszy możliwy kompromis trafił pod obrady sejmowych komisji, zaczęły dziać się wokół niego przysłowiowe cuda. Z tego co wiemy, do ostatniej chwili istniała groźba wpisania do ustawy obowiązku organizacji gminnego referendum w sprawie miejscowego złagodzenia reguły 10H.
Ostateczna decyzja o rezygnacji z referendum zapadła w PiS w ostatniej chwili, gdy komisje, po debacie ogólnej, zaczynała już merytoryczne prace. Wtedy to poseł Suski nagryzmolił na stole prezydialnym słynną już poprawkę, którą następnie gładko przyjęto. Dlaczego właśnie 700 metrów? Bo to także doskonały kompromis, przynajmniej według rządu.
Branża wiatrowa szacuje, że minimalna odległość 700, a nie 500 metrów przekłada się na ograniczenie co najmniej o połowę, a może i o 70% mocy, które dzięki nowym przepisom można by zbudować.
Senat pewnie przywróci 500 m, i Sejm będzie głosował nad odrzuceniem senackiej poprawki. Złagodzenie wprowadzonej przez rząd PiS w 2016 roku reguły 10H jest jednym z warunków odblokowania pieniędzy z KPO. Samo wprowadzenie limitu 700 m nie powinno wywołać reakcji KE, bo jak twierdzą nasze źródła w Brukseli, kamienie milowe są „zbyt miękkie”.
Natomiast już w połowie roku Polska musi złożyć kolejny projekt Krajowego Planu dla Energii i Klimatu. Może się wówczas okazać, że KE uzna iż propozycje Warszawy są mało ambitne.
Małe reaktory: BWRX-300 na fali
Projekt budowy zaliczanego do SMR reaktora BWRX-300 w Kanadzie zaliczył postęp. Projektant, inwestor, inżynier i wykonawca podpisali kontrakt na budowę takiej jednostki w elektrowni Darlington w stanie Ontario. Zgodnie z umową projektant reaktora GE Hitachi Nuclear Energy (GEH) będzie odpowiedzialne także za zakup kluczowych komponentów, SNC-Lavalin będzie inżynierem kontraktu, Aecon będzie generalnym wykonawcą, odpowiedzialnym za projekt budowlany i samą budowę, a Ontario Power Generation (OPG), właściciel elektrowni Darlington obejmie ogólny nadzór nad przedsięwzięciem.
Darlington to jedyne miejsce w Kanadzie z ważnym pozwoleniem środowiskowym na budowę nowego reaktora, OPG złożyło już do kanadyjskiego dozoru CNSC/CCSN wniosek o licencję na budowę, a kanadyjski bank rozwojowy CIB obiecał prawie miliard dolarów kanadyjskich w tanim kredycie na całą imprezę. Co więcej, najważniejsze elementy zostaną zbudowane przez BWXT – firmę z Kanady z wieloletnim doświadczeniem i odpowiednią fabryką na miejscu. Cel to uruchomienie pierwszego BWRX-300 w 2028 roku.
Postępy w Kanadzie na pewno cieszą Orlen i Synthos, które jako spółka Orlen Synthos Green Energy chcą budować BWRX-y w Polsce.
Konkurencyjny projekt SMR, czyli reaktor VOYGR firmy NuScale teoretycznie także zanotował sukces: w dzienniku urzędowym USA opublikowano tzw. Final Rule, czyli potwierdzenie amerykańskiego dozoru NRC, że technologia jest dopuszczalna. Oficjalne czynniki w Polsce uznały to za wielki krok naprzód, bo zestaw reaktorów VOYGR chce zbudować KGHM. Tyle tylko, że decyzja NRC dotyczy nie tego reaktora. Amerykański dozór zatwierdził bowiem technologię modelu 50 MW, którego nikt nigdzie nie chce budować, a samo NuScale powiększyło go do 77 MW. I ta konstrukcja musi przejść całą procedurę od początku, co zajmie najmarniej rok. Zatem na ogłaszanie wielkiego sukcesu jest zdecydowanie za wcześnie.
Pierwszy zespół VOYGR, liczący 4 sztuki ma powstać w Idaho Falls w stanie Utah. Ale cała impreza może się potknąć o… geotermię. Otóż doświadczona w budowie elektrowni geotermalnych amerykańska firma zaproponowała, że może zbudować w Idaho Falls geotermalne źródło o wymaganej mocy szybciej i taniej, gwarantując cenę 70 $ za MWh, podczas gdy NuScale proponuje 89 $ za MWh, przy czym powszechnie uważa się, że będzie to sporo więcej.
Klientem w Utah jest UAMPS – spółdzielnia 27 lokalnych firm energetycznych, która chce mieć jakieś 120 MW z bezemisyjnego źródła. Zespół 4 reaktorów VOYGR to 300 MW i na resztę mocy na razie nie znaleziono chętnych. Tymczasem NV Energy z Nevady twierdzi, że jest w stanie zagwarantować 140 MW mocy z dwóch elektrowni geotermalnych przez 25 lat. Amerykanie potrafią liczyć, więc UAMPS ma pewnie teraz niemały zgryz.