Spis treści
– Choć ostatni rok obfitował w niespodziewane zdarzenia utrudniające firmom funkcjonowanie, to nic nie było tak dotkliwe jak wzrost cen energii – stwierdziła globalna firma audytorska Grant Thornton w opublikowanym niedawno badaniu.
Jest ono cyklicznie realizowane wśród ok. 10 tys. właścicieli lub członków zarządu średnich i dużych przedsiębiorstw – w tym 100 z Polski. Tym razem 85 proc. respondentów prowadzących biznes na Wisłą wskazało rosnące ceny energii jako barierę utrudniającą prowadzenie działalności (z czego aż 51 proc. to firmy, dla których bariera ta była „bardzo silna”).
– To wynik o 20 pkt. proc. wyższy niż przed rokiem i o 30 wyższy niż dwa lata temu. Jedynie w Indiach grupa ta jest większa (86 proc.). Średnia w całym badaniu wyniosła 51 proc. – wynika z badania Grant Thornton.
Gaz dusi przemysł
W Polsce, jak i całej Europie, wpływ kryzysu energetycznego na przemysł najmocniej był widoczny latem – zwłaszcza w sierpniu, gdy ceny gazu w holenderskim hubie TTF sięgały poziomu 340 euro za MWh (dla porównania w ostatnich dniach jest to średnio 50-60 euro). Masowo produkcję ograniczały lub wstrzymywały najbardziej energochłonne huty i zakłady chemiczne.
Trudności firm energochłonnych uderzały rykoszetem w inne sektory. Byliśmy tego świadkami, gdy zatrzymanie produkcji przez Grupę Azoty oraz Anwil zagroziło ciągłości pracy w browarach czy przemyśle spożywczym – z powodu wstrzymania dostaw ciekłego CO2 czy suchego lodu, które są produktami powiązanymi z wytwarzaniem nawozów.
Jednak w tamtym czasie bardzo głośno było też o firmie Cerrad – jednym z największych w Polsce producentów płytek ceramicznych, którego ceny gazu zmusiły do wstrzymania pracy trzech z siedmiu linii produkcyjnych oraz ogłoszenia zwolnień grupowych.
– Nie mieliśmy wyjścia i wobec kryzysowej sytuacji musieliśmy podjąć w sierpniu decyzję o zwolnieniach w naszych zakładach w Starachowicach, Końskich oraz Kopaninach. Objęły one 350 pracowników i zostały zakończone w listopadzie – opowiada portalowi WysokieNapiecie.pl Filip Cegłowski, członek zarządu spółki Cerrad.
Grupa zatrudnia ok. 1000 pracowników. Cegłowski podkreślił, że ubiegły rok oznaczał dla Cerradu mocne zahamowanie rozwoju. W ostatnich latach firma najszybciej w kraju zwiększała swoje moce produkcyjne i zatrudnienie.
– Jesteśmy technologicznie skazani na gaz, który w przeszłości był stabilnym i przewidywalnym cenowo paliwem. Obecnie cała branża ceramiki budowlanej w Polsce doświadcza ograniczenia produkcji, ale też redukcji zatrudnienia czy wstrzymania inwestycji rozwojowych. To niestety fakt – tłumaczy Cegłowski.
Poza zwolnieniami konieczne było też m.in zamrożenie planów inwestycji w nową, wartą ok. 200 mln zł innowacyjną, pilotażową linię produkcyjną. Przedsięwzięcie kwotą ok. 50 mln zł miały wesprzeć środki UE w ramach programu prowadzonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Cerrad ma nadzieję, że uda się powrócić do tych planów.
Jak wyjaśnił Cegłowski, przed kryzysem energetycznym przy normalnym obciążeniu linii produkcyjnych, rachunki grupy za gaz wynosiły miesięcznie ok. 4 mln zł. W sierpniu 2022 r., gdy ceny osiągnęły rekordowy poziom, za tę samą ilość gazu trzeba byłoby zapłacić ponad 60 mln zł.
– Obecnie byłoby to kilkanaście milionów złotych. To pokazuje zmianę realiów kosztowych, w których musimy pracować. W roku 2022 na zakup gazu wydaliśmy więcej niż przez wszystkie wcześniejsze lata istnienia naszej grupy, która powstała w 1994 r. To obrazuje ogrom kosztów z jakimi się zderzyliśmy – podkreśla Cegłowski.
Jaka będzie „nowa normalność”?
Cerrad wciąż nie wykorzystuje w pełni swoich zdolności produkcyjnych, bo przy aktualnych cenach gazu wciąż nie ma to uzasadnienia ekonomicznego.
– Choć nie liczymy na to, że ceny gazu spadną do poziomu sprzed kryzysu, to mamy nadzieję, że ta „nowa normalność” z czasem będzie oznaczać cenę ok. 200 zł/MWh. Natomiast do samej odbudowy branży ceramiki budowlanej w Polsce po ubiegłorocznych problemach będzie potrzebne co najmniej dwa lata dobrej koniunktury na rynku – ocenił Cegłowski.
Choć przyznał, że ceny gazu, zarówno w transakcjach spotowych, jak i kontraktach terminowych, prezentują się o wiele lepiej niż kilka miesięcy temu, to jednak wciąż są znacznie wyższe niż przed kryzysem energetycznym.
Ceny na TGE wynoszą obecnie ok. 300 zł za MWh, podczas gdy w poprzednich latach wynosiły ok. 100 zł/MWh. Tymczasem cena dla gospodarstw domowych jest zamrożona na poziomie ok. 200 zł/MWh – zwraca uwagę Cegłowski.
Dodał, że Cerrad ma zdywersyfikowane zakupy gazu pomiędzy kontrakty terminowe i zakupy spotowe, ale obecnie ten miks jest mniej atrakcyjny cenowo niż ceny spotowe, które ostatnio mają tendencję spadkową. Niezależnie od tego spółka jest zobowiązana do odbioru gazu zakontraktowanego w umowach terminowych, więc ich zawieranie wiąże się zawsze z pewnym ryzykiem.
Niemniej wysokie ceny gazu, połączone z ogólną inflacją i spadkiem popytu, sprawiły, że przemysł energochłonny mocno obniżył zapotrzebowanie na gaz. To w dużej mierze przełożyło się na to, że obecne latem ubiegłego roku obawy o urzędowe ograniczanie dostaw gazu do odbiorców przemysłowych przestały być realnym scenariuszem. Ograniczenie nastąpiło samoczynnie przez czynniki kosztowe oraz rynkowe.
Wsparcie wciąż nie ruszyło
Pomocą państwa dla przedsiębiorstw energochłonnych ma być ustawa o zasadach realizacji programów wsparcia przedsiębiorców w związku z sytuacją na rynku energii w latach 2022-2024, która weszła w życie październiku minionego roku.
Jednak aktem wykonawczym dla tej ustawy jest program, przyjmowany przez rząd w drodze uchwały. Ten obejmujący rok 2022 został przyjęty 3 stycznia. Program pn. „Pomoc dla sektorów energochłonnych związana z nagłymi wzrostami cen gazu ziemnego i energii elektrycznej w 2022 r.” ma budżet wynoszący 5,08 mld zł i ma z niego skorzystać około tysiąca firm – głównie średnich oraz dużych.
Firmy by móc się załapać na tę pomoc muszą spełnić dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, koszty zakupu energii elektrycznej i gazu ziemnego stanowiły co najmniej 3 proc. wartości ich produkcji w 2021 r. lub 6 proc. wartości produkcji w pierwszej połowie 2022 r. A po drugie – co najmniej połowa ich przychodów lub wartości produkcji pochodziła z działalności w kodach PKD lub kodach PRODCOM wymienionych na liście sektorów szczególnie narażonych na skutki kryzysu, opracowanej przez Komisję Europejską.
Kwota wsparcia będzie zależeć od wysokości kosztów kwalifikowanych poniesionych przez przedsiębiorcę od lutego do grudnia 2022 r. Są to koszty zakupu gazu i energii wynikające ze wzrostu cen wyższego niż o 50 proc. względem średniej ceny z 2021 r.
Obowiązywać będą dwa maksymalne limity pomocy uzależnione od sytuacji finansowej przedsiębiorcy. Limit podstawowy wynosi 50 proc. kosztów kwalifikowanych, maksymalnie do 4 mln euro na grupę kapitałową.
Do zwiększonego limitu pomocy uprawnione będą przedsiębiorcy, którzy odnotowali spadek wskaźnika EBITDA (miara rentowności przedsiębiorstwa) o co najmniej 40 proc. pomiędzy całym rokiem 2021 a 2022 albo pomiędzy drugim półroczem 2021 r. a drugim półroczem 2022 r.
Zwiększony limit będzie dotyczył również tych firm, które w obu tych okresach odnotowały ujemny wskaźnik EBITDA. Kwota wsparcia w zwiększonym limicie może wynieść do 80 proc. kosztów kwalifikowanych aż do 50 mln euro na grupę kapitałową.
Zobacz więcej: Rząd klepnął pomoc dla energochłonnych
Operatorem programu został Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Resort rozwoju zapowiadał, że nabór wniosków ruszy do połowy stycznia, a pieniądze zostaną wypłacone w lutym. Choć styczeń właśnie się kończy, to jednak nabór wciąż nie ruszył. Jak na razie, w ubiegłym tygodniu, NFOŚGW udostępnił na stronie z generatora wniosków o dofinansowanie formularz, który będzie służył do aplikowania o wsparcie.
Pomoc będzie, ale czy skuteczna?
Pozostaje pytanie, czy budżet programu przy dużej liczbie potencjalnych beneficjentów będzie realnym wsparciem dla energochłonnych przedsiębiorstw. Wątpliwości budzą też same kryteria przyjętego programu.
Takie obawy, w stanowisku przesłanym pod koniec ubiegłego roku premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, przedstawiła też Polska Unia Ceramiczna (PUC), którą oprócz grupy Cerrad tworzą też Ceramika Paradyż, Ceramika Tubądzin, Grupa Końskie, Cersanit (spółka należąca do Michała Sołowowa) oraz Polcolorit. Ten ostatni należy do amerykańskiej grupy Mohawk Industries, a pozostałe mają polskich właścicieli.
W stanowisku podkreślono, że przyjęte kryteria z jednej strony sprawiają, iż pomoc może być udzielona w niewystarczającej wysokości,, a z drugiej mogą spowodować zachwianie uczciwej konkurencji podmiotów działających w tej samej branży.
– Podstawowy limit pomocy jako maksymalny 4 mln euro na przedsiębiorstwo jest zdecydowanie niewystarczający. W ramach Polskiej Unii Ceramicznej zrzeszonych jest sześć podmiotów i biorąc pod uwagę wyłącznie firmy zrzeszone, z tytułu wzrostu cen energii i gazu koszty wzrosły w 2022 r. dwukrotnie. Podstawowy limit pomocy przewidziany na rok 2022 stanowi jedynie 10 proc. rocznego wzrostu kosztów – zaznaczyła PUC.
– Jeszcze gorzej sytuacja ta wygląda w odniesieniu do znanych cen energii i gazu na rok 2023, gdzie koszty wzrastają o kolejne 80 proc. vs. 2022 i aż 360 proc. vs. 2021 r. Zaś wskazane wsparcie stawić będzie raptem 5 proc. rocznego wzrostu kosztów – dodał.
W stanowisku zaznaczono również, że dodatkowe limity pomocy uzależnione od spadku EBITDA są wprawdzie istotnie wyższe (do 50 mln euro na przedsiębiorstwo), ale przyjęte kryteria powodują, że przedsiębiorstwa o podobnej skali działalności, stosujące podobną technologię, które nieco lepiej poradziły sobie z kryzysem (nie odnotowały spadku EBITDA o co najmniej 40 proc., np. 39 proc.), otrzymają niewspółmiernie mniejsze wsparcie.
– Nieproporcjonalne wsparcie dla podmiotów działających w tej samej branży i na tym samym rynku spowoduje zachwianie konkurencyjności, a firmy nie będą miały porównywalnych warunków do prowadzenia działalności – podkreśliła PUC.
Jej zdaniem, wsparcie powinno być przyznawane według innych zasad, np. jako określona kwota PLN do ilości zużytej energii i gazu przy zastrzeżeniu, że u danego beneficjenta nastąpił wzrost cen o ponad 150 proc. Ponadto maksymalny limit pomocy, która ma w założeniu służyć ochronie miejsc pracy, powinien być uzależniony od ilości zatrudnionych pracowników.
– Już teraz mamy informacje, że dopłaty, jakie w czwartym kwartale 2022 r. otrzymały włoskie przedsiębiorstwa ceramiczne spowodowały, że włoskie firmy przejmują wypracowane latami kontrakty polskich przedsiębiorstw zarówno na rynkach zagranicznych, jak i rynku polskim. Jako członkowie Polskiej Unii Ceramicznej jesteśmy zaniepokojeni przyjętymi kryteriami pomocy określonymi w programie, ponieważ nie gwarantują one wystarczających rekompensat za koszty, które zostały poniesione przez przedsiębiorstwa, a ich skutki odczuwamy coraz mocniej – podkreślono w stanowisku.
– Uważamy, że jeżeli kryteria określone w programie nie zostaną zmienione, to skutek dla branży ceramicznej będzie miał katastrofalne następstwa, włącznie z bankructwami poszczególnych przedsiębiorstw. Polscy producenci płytek ceramicznych już zostali zmuszeni do uruchomienia zwolnień pracowników, gdzie skala w pierwszym etapie sięga 500 osób. A to dopiero początek, bo kontrahenci nie podpisują z nami nowych kontraktów na 2023 r. z uwagi na ceny, jakie dają włoskie fabryki – podsumowano.
Warto dodać, że niemieccy producenci procelany, m.in słynny Rosenthal, który ma fabrykę w Bawarii, płacą za gaz 70 euro za MWh – resztę dopłaca niemiecki budżet. Pakiet pomocy, głównie dla przedsiębiorstw, wyasygnowany przez rząd w Berlinie sięgnął wartości do 200 mld euro.
Zobacz też: Kryzys energetyczny rozsadza zasady unijnego rynku
Koszty w górę, a popyt w dół
Ferdynand Gacki, prezes Polskiej Unii Ceramicznej, przekazał portalowi WysokieNapiecie.pl, że przesłane premierowi stanowisko dotychczas nie doczekało się na odpowiedzi. Branża ma jednak nadzieję, że jej postulaty przebiją się przy konstruowaniu programów wsparcia przewidzianych na lata 2023 i 2024. Zgodnie z ustawą, na ich realizację zaplanowano budżet wynoszący kolejno 8,21 mld zł oraz 4,14 mld zł.
Szymon Firląg, prezes Związku Pracodawców Producentów Materiałów dla Budownictwa, w rozmowie z naszym portalem stwierdził, że dla firm z branży ceramicznej pozytywne jest przede wszystkim to, że w ogóle zostały objęte jakąś pomocą. Pierwsze zapowiedzi programu, formułowane pod koniec ubiegłorocznych wakacji, takich gwarancji bowiem nie dawały.
Producenci materiałów budowlanych znajdują się też w o tyle trudnej sytuacji, że mocno wzrosły im koszty produkcji, a jednocześnie na rynku budowlanym koniunktura się pogorszyła. Ma to związek m.in. z brakiem środków z Krajowego Planu Odbudowy, co wstrzymuje nowe inwestycje publiczne i samorządowe, a także wysokimi stopami procentowymi, które zahamowały budownictwo mieszkaniowe.
– Ogólne spowolnienie w budownictwie jest widoczne, ale jego skala nie jest równomierna wśród wszystkich producentów materiałów budowlanych. Największe spadki, rzędu 60 proc., notują producenci stolarki okiennej, co jest spowodowane hamowaniem budownictwa jednorodzinnego. Podobnie jest w przypadku producentów materiałów ściennych – wskazał Firląg.
Jak dodał, w lepszej sytuacji są dostawcy ukierunkowani na budownictwo wielorodzinne, gdyż w tym segmencie wciąż trwa jeszcze dużo inwestycji rozpoczętych przed schłodzeniem rynku mieszkaniowego.
– Ponadto kryzys energetyczny przełożył się na większe zainteresowanie termomodernizacją – nie tylko w Polsce, ale też na rynkach zagranicznych, co ma pozytywny wpływ na podtrzymanie koniunktury dla producentów materiałów izolacyjnych – wyjaśnił Firląg.
Zobacz też: Termomodernizacja last minute. Czy to ma sens?
Eksport może być zagrożony
Odnosząc się do działań pomocowych Filip Cegłowski z Cerradu zwrócił uwagę, że działania rządu wciąż koncentrują się na gospodarstwach domowych. Natomiast pomoc dla przemysłu energochłonnego jest bardzo powolna, a jej skala wciąż niejasna w stosunku do potrzeb.
– Mam na myśli przygotowany przez resort rozwoju program, który rząd zatwierdził na początku stycznia. Jak na razie nie ruszył nawet nabór wniosków, choć każdy tydzień oczekiwania na tę pomoc działa na niekorzyść polskich przedsiębiorców – podkreślił Cegłowski.
Jak zaznaczył, Polska jest trzecim co do wielkości producentem ceramiki w Europie – po Hiszpanii i Włoszech.
– Chcielibyśmy, aby również w Polsce można było liczyć na szybsze i bardziej zdecydowane działania ze strony rządu jak w Europie Zachodniej. Dotyczy to nie tylko kwestii cen samego gazu, ale też chociażby możliwości wydłużenia terminów płatności zobowiązań publicznoprawnych, co pozwoliłoby poprawić płynność finansową firm. Tymczasem jak na razie nawet temat tego programu pomocowego na 5 mld zł trwa od lata ubiegłego roku, a obiecane pieniądze wciąż nie popłynęły do firm – wskazał menadżer.
Mimo trudności Cerrad nie odpuszcza walki o rynki eksportowe – nawet do USA, gdzie spółka w ostatnich latach notuje rosnącą sprzedaż.
– USA są dla nas perspektywicznym rynkiem i nie zmieniamy tej strategii przez kryzys energetyczny. Stany Zjednoczone są importerem netto płytek ceramicznych, więc tamtejsze niskie ceny energii w stosunku do tych w Unii Europejskiej mają ograniczony wpływ na konkurencyjność tego rynku dla nas. Większym zagrożeniem niż lokalni producenci jest import płytek do USA z kierunków azjatyckich – wyjaśnił Cegłowski.
– Polska branża ceramiki budowlanej jest znaczącym eksporterem, a do tego w większości jest kontrolowana – w tym Cerrad – przez polskich przedsiębiorców. Dlatego stanowi dobry przykład tego, jak brak adekwatnej i szybkiej pomocy dla przemysłu energochłonnego może skutkować pogorszeniem pozycji polskiej gospodarki – podsumował.
„Krzysztof” nie dał rady
Inne oblicze kryzysu energetycznego w branży ceramicznej dotyczy firm produkujących ceramikę użytkową. W ostatnich tygodniach temat ten jest głośny medialnie za sprawą Fabryki Porcelany Krzysztof z Wałbrzycha. Zakłady z 200-letnią tradycją ogłosiły, że kończą działalność.
„Porcelana Krzysztof w związku z ekonomicznymi skutkami kryzysu energetycznego podjęła decyzję o wstrzymaniu produkcji porcelany stołowej i zwolnieniach grupowych. Konieczność ograniczenia działalności spowodowana jest bezpośrednio sytuacją na rynku gazu – drastycznym (900 proc.) wzrostem cen w 2022 r., brakiem pozytywnych perspektyw stabilizacji cen w 2023 r. oraz brakiem możliwości zawarcia umowy na ciągłe dostawy gazu stanowiącego podstawowy surowiec do produkcji – wskazano w oświadczeniu firmy.
Ta wiadomość wywołała poruszenie w Wałbrzychu, ale też wśród miłośników porcelany, którzy rzucili się na internetowy sklep fabryki, chcąc kupić jej produkty nim skończą się stany magazynowe. Pod naporem zainteresowania strona internetowa padła. Ruszyła też publiczna zbiórka na ratowanie zakładu, ale nie należy się spodziewać, aby „pospolite ruszenie” było w stanie udźwignąć ekonomiczny ciężar działalności „Krzysztofa” w obecnych realiach.
Władze miasta zadeklarowały jednak, że po likwidacji spółki samorząd będzie chciał przejąć od jej właściciela (jest nim Nordis Chłodnie Polskie, producent mrożonek) „dziedzictwo kultury materialnej zakładów”, aby otworzyć projekt „Manufaktura Krzysztof”, który w ograniczonym zakresie będzie kontynuować tradycje wałbrzyskiej ceramiki.
Bolesławiec się broni
Prawdopodobnie najbardziej znanym zagłębiem ceramiki użytkowej w Polsce jest dolnośląski Bolesławiec. Wiesław Ogrodnik, prezes Zakładów Ceramicznych „Bolesławiec” w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl opowiada, że wiele firm nie wiedziało, jak się zachować w obliczu największego kryzysu, który miał miejsce w ubiegłym roku.
– Ci, którzy zakontraktowali gaz po wysokich cenach, obawiając się jeszcze większych wzrostów, obecnie muszą odbierać to paliwo mimo niższych cen dostępnych na rynku. Przykładem firmy, która już nie była w stanie udźwignąć tych kosztów, jest właśnie Fabryka Porcelany Krzysztof z Wałbrzycha – stwierdził Ogrodnik.
W Bolesławcu – jak dodał – działa ok. 35 firm zajmujących się produkcją ceramiki, ale większość to małe manufaktury, używające pieców elektrycznych. Mogą one więc skorzystać z ustawowego zamrożenia cen dla małych i średnich przedsiębiorstw. Natomiast gaz do wypału ceramiki wykorzystują przede wszystkim trzy największe zakłady, czyli ten kierowany przez prezesa Ogrodnika, a także Ceramika Artystyczna oraz Manufaktura w Bolesławcu.
– Mamy cztery piece gazowe i jeden mały piec elektryczny. Jak na razie czekamy więc na uruchomienie naboru wniosków w programie pomocowym dla firm energochłonnych, który przygotowało Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Brak jednak rozwiązań, które na bieżąco zabezpieczałyby firmy przed dużymi wzrostami cen gazu lub określały jego maksymalny poziom – ocenił Ogrodnik.
– W naszym przypadku koszt zakupu gazu wzrósł o ponad 400 proc. Do tego trzeba też dodać wzrost cen energii elektrycznej oraz ciepła sieciowego, a także wynagrodzeń. To wszystko sprawia, że poziom kosztów jest o wiele wyższy niż przed kryzysem – dodał.
Niemniej 2022 r. był dla Zakładów Ceramicznych Bolesławiec stosunkowo udany, gdyż udało się im zanotować dodatni wynik finansowy. Dużą część produkcji spółka kieruje na eksport i wysoki kurs euro i dolara istotnie poprawił jej wyniki.
– Jak na razie kryzys energetyczny nie miał aż tak dużego wpływu na branżę ceramiki w Bolesławcu, aby skutkowało to redukcją zatrudnienia. W naszej firmie jest nawet przeciwnie, bo wciąż poszukujemy pracowników. Aktualnie zatrudniamy 396 osób. Ceramika Bolesławiecka jest unikalnym produktem, dlatego uważamy, że jest bardziej odporna na cykle koniunkturalne – zaznaczył prezes.
Pytany o perspektywy branży ceramiki użytkowej w 2023 r. wskazał jednak, że trudno jest to dokładnie przewidywać. Zależy to bowiem głównie od nastrojów konsumenckich, a te wobec inflacji i sytuacji gospodarczej mogą słabnąć.
– Jak na razie tegoroczny styczeń jest dla nas pod kątem sprzedaży nieco lepszy niż rok temu. Natomiast najlepszy pod względem sprzedaży dla branży jest sierpień, gdy odbywa się Bolesławieckie Święto Ceramiki, oraz grudzień. Ten ostatni również był bardzo udany – podsumował Ogrodnik.