Spis treści
– To kluczowy moment dla Europy. Globalny kryzys energetyczny grozi poważnym ciosem dla dużej części jej przemysłu i poważnie osłabia zdolności do konkurowania na arenie międzynarodowej. Jednocześnie Europa musi zmagać się ze skutkami kroków, które podejmują inne wiodące gospodarki w zakresie polityki przemysłowej – analizował pod koniec ubiegłego roku na łamach dziennika „Financial Times” Fatih Birol, dyrektor Międzynarodowej Agencji Energetycznej.
Dotychczas jako największe zagrożenia dla rozwoju technologii związanych z energetyką odnawialną czy elektromobilnością Europa upatrywała w Chinach. Najlepszym przykładem jest zdominowanie europejskiego rynku przez chińskich producentów fotowoltaiki.
Dlatego już w pierwszych tygodniach po napaści Rosji na Ukrainę z Komisji Europejskiej i największych stolic zaczęły płynąć zapowiedzi wzmocnienia produkcji w UE kluczowych dla zielonej transformacji surowców i urządzeń. Tak, aby w przyszłości – podobnie jak w przypadku gazu z Rosji – nie wystawić się na łatwy cios ze strony innych autorytarnych reżimów czy krajów chcących osłabić gospodarczą i polityczną pozycję Unii.
W Brukseli, Berlinie czy Paryżu nie spodziewano się jednak, że zagrożeniem dla długoterminowej strategii Europejskiego Zielonego Ładu będą działania ze strony USA. Waszyngton postanowił bowiem swój przemysł dosłownie utopić w zielonym morzu. A dokładnie morzu pieniędzy.
Wyborcze redukowanie inflacji
Wszystko za sprawą Inflation Reduction Act (IRA), który prezydent Joe Biden podpisał w sierpniu 2022 r. Warty 369 mld dolarów program, którego nazwa sugeruje walkę z inflacją, w praktyce oznacza przede wszystkim dotacje i ulgi podatkowe, wspierające rozwój amerykańskiego sektora energii odnawialnej oraz elektromobilności.
Według ekonomistów wpływ IRA na obniżenie inflacji w nadchodzących latach będzie raczej niewielki. Zresztą ta, po osiągnięciu w czerwcu 2022 r. najwyższego od ponad 40 lat poziomu 9 proc., w drugim półroczu minionego roku zaczęła systematycznie spadać, m.in. dzięki taniejącym paliwom.
Co istotne, w listopadzie w USA odbywały się tzw. wybory połówkowe do Senatu oraz Izby Reprezentantów. Demokraci, na czele ze zmagającym się ze słabymi wskaźnikami poparcia Bidenem, potrzebowali więc swego rodzaju „kiełbasy wyborczej”, która zwiększy ich szanse. Wyniki wyborów okazały się dla Demokratów znacznie lepsze od oczekiwań, więc w IRA można doszukiwać się jednego z czynników, który miał wpływ na decyzje wyborców.
Co zakłada sam program? Według założeń do końca obecnej dekady ma przyczynić się on do obniżenia o 40 proc. emisji CO2 w porównaniu z poziomem z 2005 r.
W tym celu Amerykanie otrzymają ulgi podatkowe na zakup pomp ciepła lub na przeprowadzenie innych inwestycji poprawiających efektywność energetyczną. Na podobne udogodnienia będą mogli liczyć ci, którzy zainwestują w przydomowe instalacje fotowoltaiczne. Według informacji Białego Domu, korzystne rozliczenia podatkowe pozwolą obniżyć koszty takiej elektrowni PV nawet o 30 proc
Natomiast kierowcy chcący przesiąść się do „elektryków” będą mogli to zrobić taniej. Państwo dofinansuje zakup nowego samochodu elektrycznego kwotą 7500 dolarów, ale warunkiem jest to, aby samochód był wyprodukowany w USA.
Według autorów ustawy, rozwój OZE sprawi, że nawet 42 mln gospodarstw domowych zostanie zasilonych energią elektryczną pochodzącą z nowo wybudowanych farm fotowoltaicznych i wiatrowych. Inwestycje mają obniżyć gospodarstwom domowym rachunki za energię średnio o 500 dolarów rocznie.
Inwestycje idą w miliardy
Jednak najbardziej spektakularnym skutkiem IRA, widocznym z europejskiej perspektywy, jest wygenerowany przez ten program impuls inwestycyjny w amerykańskim przemyśle, który w duże mierze przyciąga inwestorów z Europy i Azji. Już na koniec listopada 2022 r., według wyliczeń agencji Bloomberg, dzięki rządowym preferencjom ogłoszono przedsięwzięcia o wartości ok. 26 mld dolarów.
Wśród nich dominują fabryki związane z produkcją baterii oraz elektromobilnością. Udało się już zachęcić do zainwestowania takie japońskie koncerny jak Honda, Toyota czy Panasonic, koreańskie LG oraz Hyundai, niemieckie BMW, chiński Envision, a także amerykański Our Next Energy.
Natomiast w przypadku fotowoltaiki są to m.in. amerykańskie First Solar, szwajcarski Meyer Burger Technology, włoski Enel, koreański Hanwha Q Cells, chiński JA Solar oraz hinduski Waaree Energies.
Przy niektórych przedsięwzięciach pojawiają się określenia „rekordowa” czy „największa” w USA. Tak jest np. w przypadku fabryki fotowoltaicznego koncernu Hanwha Q Cells, która stanowi największą bezpośrednią inwestycję zagraniczną w amerykańskim sektorze PV. Z kolei dla wspieranej przez Billa Gatesa firmy CubicPV wsparcie z IRA stanowi fundament rozwoju, dzięki czemu docelowo ma stać się największym w USA producentem płytek krzemowych.
Inny przykład to fabryka katod do akumulatorów, na którą LG Chem wyda ponad 3 mld dolarów – będzie to największy tego typu zakład w Stanach Zjednoczonych. Zresztą projekty związane z elektromobilnością pączkują w takiej skali, że coraz częściej mówi się o „pasie baterii” czy „pasie akumulatorów”, ciągnącym się od Michigan po Georgię.
IRA ma więc potencjał do tego, aby tchnąć nową perspektywę w amerykański przemysł, również w tych stanach, które lata industrialnej świetności wydawały się mieć za sobą. Chodzi m.in. o tzw. „pas rdzy”, czyli obejmujący stany dotknięte upadkiem przemysłu ciężkiego i motoryzacyjnego – wspomniane wcześniej Michigan oraz Indiana, Ohio i Pensylwania.
Przemysł pakuje walizki
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ten rozwój nie odbywał się kosztem innych, a zwłaszcza sojuszników. A tak się składa, że w obecnej, globalnej układance to właśnie Unia Europejska może na tym stracić najwięcej.
I choć w bieżącej polskiej polityce ten temat zasadniczo nie istnieje, to dla przywódców Niemiec i Francji czy Komisji Europejskiej znajduje się wśród spraw priorytetowych. Dzieje się tak, bo przemysł zaczyna „głosować nogami”, lokując swoje projekty w USA, a nie w zmagającej się z kryzysem energetycznym UE.
– Niewygodna prawda jest taka, że przez dziesięciolecia model biznesowy wielu europejskich gałęzi przemysłu opierał się na dostępności obfitych i tanich dostaw rosyjskiej energii. Ten model biznesowy legł w gruzach, gdy Rosja najechała Ukrainę – pisał Fatih Birol we wspomnianej na wstępie analizie dla „Financial Times”.
Obszernie pisaliśmy o tym również na łamach portalu WysokieNapiecie.pl pod koniec października w artykule pt. Drogi prąd, drogi gaz, europejski przemysł pakuje walizki.
Dzięki IRA teraz USA posiadają kolejne – obok taniej energii – narzędzie, którym mogą kusić europejski przemysł. Natomiast przedstawiciele największych koncernów bez owijania w bawełnę wskazują, jakie będą tego skutki, jeśli UE nie znajdzie mocnej odpowiedzi.
Thomas Schäfer, szef Volkswagena, stwierdził, że grupa może przestać inwestować w fabryki w Niemczech i całej UE, bo „Europa nie jest konkurencyjna kosztowo w wielu obszarach, w szczególności jeśli chodzi o koszty energii elektrycznej i gazu”. Z kolei unijne programy dotacyjne określił jako „przestarzałe” i „biurokratyczne”.
– UE pilnie potrzebuje nowych instrumentów, aby zapobiec pełzającej deindustrializacji i utrzymać atrakcyjność Europy jako lokalizacji dla nowych technologii i miejsc pracy – komentował Schäfer.
Szwedzki Northvolt, który dotychczas miał obszerne plany produkcji baterii w Europie, zapowiedział przegląd swojej strategii inwestycyjnej, tłumacząc to rosnącymi kosztami oraz wsparciem oferowanym w USA.
Björn Rosengren, szef wywodzącego się ze Szwajcarii koncernu ABB – giganta w branżach automatyki, robotyki i energetyki – ocenił, że Europa ryzykuje pozostanie w tyle za USA nie tylko przez brak takiej „marchewki”, którą oferują amerykańskie władze, ale również przez unijne obciążenia regulacyjne.
– Stany Zjednoczone pozyskają wiele inwestycji w ciągu najbliższych pięciu lat dzięki IRA, a Europa musi coś z tym zrobić – podkreślił w „FT” Rosengren.
Z kolei Hildegard Müller, szefowa VDA, niemieckiego stowarzyszenia przemysłu motoryzacyjnego, niedawno wprost wezwała do ogłoszenia nowej europejskiej polityki przemysłowej w odpowiedzi na protekcjonistyczne i dyskryminujące zapisy IRA. Bo jeśli „USA uznały, że muszą to zrobić dla swojego kraju, to Niemcy i Europa muszą postępować tak samo”.
Kto ma mocniejsze karty
Trudno jednak wchodzić na gospodarczą wojnę z USA, gdyż w obecnych, kryzysowych realiach wymagałoby to ogromnych funduszy. A te unijna gospodarka wydaje chociażby na amerykańskie LNG, bez którego trudno byłoby uzupełnić lukę po rosyjskim gazie.
Jednocześnie w obliczu już tej prawdziwej wojny na Ukrainie, to znowu USA zyskują na przewadze w relacjach z UE, wracając do roli jej militarnego gwaranta bezpieczeństwa. Przez ostatnie trzy dekady zbrojenia i wojskowość nie należały bowiem do priorytetów krajów Unii.
Dlatego choć mijają kolejne tygodnie i miesiące, to UE wciąż nie ma wspólnej strategii na to, jak odpowiedzieć na IRA. Pod koniec listopada wydawało się, że jakieś efekty może przynieść wizyta w Waszyngtonie prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Zwłaszcza, że był on pierwszym zagranicznym przywódcą, który odwiedził Biały Dom od początku prezydentury Joe Bidena.
Macron lecąc do USA oczekiwał, że Amerykanie na poważnie zaczną skłaniać się do przyznania firmom z UE podobnych preferencji, jakie mają firmy z Kanady i Meksyku, czyli z krajów mocno powiązanych gospodarczo z USA. Macron wprost krytykował IRA w przyjętej formule jako agresywne działanie wobec unijnych firm, które zagraża przemysłowi w Europie oraz może spowodować „fragmentaryzację Zachodu”.
Jednak Biden i jego administracja takich obaw nie podzielają i dają temu odpór przy każdej możliwej okazji. Niedawno John Podesta, doradca Białego Domu ds. czystej energii, stwierdził nawet, że ogólny efekt inwestycji w USA będzie dobry dla świata, bo przełoży się na innowacje oraz obniżenie kosztów technologii potrzebnych do transformacji energetycznej.
Nie dodał jednak, że to USA będą beneficjentem tej sytuacji, jeśli dzięki subsydiom ich przemysł zielonych technologii zyska dominującą pozycję. Dla przykładu według banku Credit Suisse, jeśli wywołany przez IRA inwestycyjny szał utrzyma się w kolejnych latach, to przed końcem obecnej dekady amerykańskie panele fotowoltaiczne staną się najtańsze na świecie.
Dlatego z Francji płyną nawoływania do tego, aby unijną odpowiedzią na „kupuj amerykańskie” było konfrontacyjne „kupuj europejskie”, co też dotychczas spotykało się przynajmniej z częściową akceptacją Niemiec, a mianowicie reprezentującego Zielonych wicekanclerza oraz ministra gospodarki i klimatu Roberta Habecka.
Jednak niemiecką koalicję rządzącą tworzą jeszcze SPD kanclerza Olafa Scholza, który do radykalnych działań ma mniejszą skłonność, a także FDP ministra finansów Christiana Lindnera, który niechętnie patrzy na pomysły zaciągania na poziomie UE kolejnego długu (po Funduszu Odbudowy służącemu wzmocnieniu unijnych gospodarek po pandemii COVID-19) – tym razem na programy mające stanowić odpowiedź na IRA.
Zielony protekcjonizm
Przypadek Niemiec jest o tyle ciekawy, że IRA w pewien sposób zagłuszyła falę krytyki i zarzutów o protekcjonizm, z którymi jeszcze do niedawna mierzył się sam Berlin. Chodzi o ogłoszony pod koniec września ubiegłego roku program wsparcia dla dotkniętych wzrostem cen energii gospodarstw i przedsiębiorstw o wartości do 200 mld euro.
Unijni przywódcy – od Włoch i Francję, po Polskę czy Węgry – gremialnie oskarżyli wtedy Niemcy o podważanie europejskiej jedności i działania które będą skutkować zaburzeniem konkurencji. Innych państw nie stać bowiem na tak hojne wspieranie swoich gospodarek.
– Gdyby Niemcy doświadczyły naprawdę głębokiej recesji, pociągnęłoby to za sobą całą Europę. Nie jesteśmy samolubni – staramy się ustabilizować gospodarkę w sercu Europy – odpowiadał na te zarzuty Robert Habeck.
Jak donosił portal Euractiv, najlepszym z punktu widzenia Niemiec rozwiązaniem byłoby poluzowanie unijnych zasad pomocy publicznej, co otworzyłoby państwom UE drogę do większego subsydiowania swojego przemysłu. Problem w tym, że pozostali członkowie Unii nie dysponują tak silnym budżetem jak Berlin.
Według danych za 2022 r., Komisja Europejska zaakceptowała wnioski o pomoc publiczną na 672 mld euro, z czego ponad połowa przypadła na Niemcy. Kolejna była Francja (24 proc.), a potem Włochy (7 proc.). Dlatego taka odpowiedź na IRA skutkowałaby tylko dalszym skłóceniem krajów UE.
Zobacz więcej: Kryzys energetyczny rozsadza zasady unijnego rynku
Sam zwrot USA w stronę zielonej transformacji byłby dla Niemiec korzystny, gdyby nie zagrożenia płynące z jego protekcjonistycznych zapisów. Jak tłumaczył Sebastian Płóciennik w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich, USA są dla Niemiec kluczowym rynkiem eksportowym. W 2022 r. jego znaczenie jeszcze wzrosło ze względu na pogorszenie relacji politycznych i gospodarczych z Chinami. Po trzech kwartałach ubiegłego roku niemiecki eksport do USA wzrósł o 29 proc. – do 115,5 mld euro, a do Chin o 5,1 proc. – do 80,8 mld euro).
– W samych Niemczech będą zatem narastać obawy przed trwałą utratą konkurencyjności całej gospodarki i tzw. deindustrializacją. Berlin staje więc przed politycznym dylematem: czy podjąć działania, które skłonią administrację Bidena do wycofania kontrowersyjnych regulacji, czy też rozważyć europejskie retorsje, które zniechęciłyby własny przemysł do przeprowadzki do USA – wskazał Płóciennik.
– IRA niesie ze sobą także ryzyka polityczne na poziomie globalnym, które są istotne ze względu na wysoki poziom umiędzynarodowienia niemieckiej gospodarki. Przede wszystkim jego zasady mogą stanowić naruszenie reguł WTO i międzynarodowej współpracy gospodarczej. Jeśli główny gracz systemu stawia na protekcjonizm, to trudno będzie oczekiwać od innych uczestników przestrzegania zasad niedyskryminacji i względnie równej konkurencji – dodał.
Taka tendencja – jak zaznaczył analityk OSW – byłaby natomiast ogromnym zagrożeniem dla modelu ekonomicznego Niemiec, który opiera się na eksporcie w stosunkowo otwartej, liberalnej gospodarce światowej i globalnych łańcuchach dostaw.
Stary porządek już nie wróci
W temacie IRA jest trudno Unii Europejskiej dojść do porozumienia – jak w wielu innych tematach. Praktycznie nie ma dnia, aby w mediach nie pojawiały się przecieki dotyczące kolejnych pomysłów.
W ostatnich dniach m.in. Politico opisywało działania dwojga unijnych komisarzy – ds. konkurencji Margrethe Vestager, która ma konsultować z państwami członkowski nowe ramy pomocy publicznej, oraz odpowiedzialnego za rynek wewnętrzny Thierrego Bretona, który ma z kolei ma konsultować Clean Tech Act, unijny odpowiednik IRA. Swoje do powiedzenia będzie też na pewno chciała mieć Szwecja, która z początkiem stycznia objęła półroczną prezydencję w Radzie UE.
Z kolei szefowa KE Ursula von der Leyen zapowiedziała podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, ze Komisja przygotuje Net-Zero Industry Act, który zwiększy finansowanie zielonych technologii oraz przyspieszy inwestycje. Będzie on przewidywał cele do zrealizowania w terminie do 2030 r. Ponadto ma się pojawić też Europejski Fundusz Suwerenności.
Jak ostrzegał, szef MAE Fatih Birol, wysokie ceny energii nie są zjawiskiem przejściowym, bo pozbawiona dostaw rosyjskiego gazu UE będzie musiała importować drogie paliwo z innych kierunków. Dlatego Unia potrzebuje pilnie odważnej polityki przemysłowej, która wykorzysta jej atuty: duży rynek wewnętrzny, wykwalifikowaną siłę roboczą, szeroką sieć instytucji badawczych oraz długą historię wytwarzania produktów o wysokiej wartości dodanej.
– Oczywiste jest to, że UE nie wróci do stanu sprzed obecnego kryzysu energetycznego. Musi więc mieć jasne spojrzenie na tę sytuację i odważnie podejmować działania, jeśli chce pozostać światową potęgą przemysłową – konkludował Birol.