Spis treści
6 mld złotych wynosi rachunek za odkup przez PGE holdingu, kontrolującego spółkę PKP Energetyka od amerykańskiego funduszu CVC. Państwowy koncern zapłaci 1,9 mld gotówką i przejmie 4 mld długu, zaciągniętego na trwające inwestycje.
Dla przypomnienia, w 2015 roku, tuż przed wyborami, w mimo wszystko kontrowersyjnej prywatyzacji, rząd Ewy Kopacz sprzedał PKP Energetyka funduszowi CVC za niecałe 2 mld, w tym 1,4 mld gotówką, a resztę w postaci przejęcia długów.
PKP Energetyka to bez dwóch zdań podmiot strategiczny – główny dostawca prądu dla kolei, do lokomotyw przewoźników, do zasilania innych kolejowych systemów, ale też i paliwa do lokomotyw spalinowych. Firma ma własną sieć dystrybucyjną i status DSO.
Prezes PGE Wojciech Dąbrowski nie krył, że kupuje firmę nowoczesną, zrestrukturyzowaną, wręcz postawioną na nogi przez prywatnego właściciela, co zresztą widać w jej wycenie. Jak przypomniał, w momencie prywatyzacji PKP Energetyka miała niecałe 100 mln zł zysku operacyjnego rocznie, a teraz ma 700 mln zł.
Widać to też w wycenie spółki. Przez 7 lat pozostawania w rękach amerykańskiego funduszu inwestycyjnego wycena PKP Energetyka wzrosła z 2 do 6 mld zł. W tym samym czasie, pozostająca w rękach Skarbu Państwa, PGE zmniejszyła swoją wycenę giełdową z 40 do 15 mld zł. O ile w momencie prywatyzacji PGE była 20-krtonie droższa od PKP Energetyki, w momencie jej odkupowania od prywatnego właściciela PGE była zaledwie 2-krotnie droższa.
W nieco innym tonie wypowiadali się rządowi oficjele. Dla nich to akt sprawiedliwości, powrót pod państwowe skrzydła strategicznego podmiotu, zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego, i tak dalej. Nie obyło się bez przypomnienia ostrzeżeń, na ile to sposobów „prywaciarz” może zaszkodzić. Pytany, które z tych potencjalnych zagrożeń się zmaterializowało, minister infrastruktury Andrzej Adamczyk uniknął odpowiedzi.
Pytanie jaki sens ma przelewanie 6 mld zł za granicę w sytuacji olbrzymich potrzeb inwestycyjnych energetyki w kraju również szuka swojej odpowiedzi.
PSE przycina wiatraki
Kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia wybuchła medialna panika – największy w Polsce węglowy blok o mocy ponad 1 GW w Kozienicach stanie dla naprawy usterki na ponad 2 tygodnie i czy w związku z tym nie zabraknie nam prądu?
Otóż, zgodnie z tym co prognozowało PSE, nie tylko go nie zabrakło, ale okazało się, że jest go za dużo przy niskim zużyciu w okresie świąteczno-noworocznym. Wiatr, jak co roku dopisał, i aby utrzymać w ruchu dyspozycyjne elektrownie systemowe PSE 26 i 27 grudnia musiało nakazać ograniczenie generacji w farmach wiatrowych.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w Sylwestra i Nowy Rok. Wieje dobrze i wiatraki dorzucają do KSE co najmniej 4, a momentami i ponad 6 GW. Operator zawczasu ostrzegł, że znów może ograniczyć ich produkcję, bo wieje w całej Europie i prądu nie da się wyeksportować, chyba że po ujemnej cenie, czyli dopłacając. W Sylwestra na Rynku Dnia Następnego w Niemczech cena była ujemna, poniżej minus 4 euro za MWh. W tym samym momencie w Polsce przekraczała 60 euro za MWh. Tyle trzeba płacić za utrzymanie w ruchu elektrowni na węgiel.
Rządowy dług na atom
Ministerstwo Finansów wyemitowało obligacje na prawie 4 mld zł, żeby podnieść kapitał własny spółki Polskie Elektrownie Jądrowe. PEJ ma razem z Westinghouse i Bechtelem budować pierwszą elektrownię atomową. Co prawda model finansowy, czyli w uproszczeniu to, w jaki sposób elektrownia ma zostać sfinansowana, dalej jest zagadką, ale emisja długu wskazuje, że przynajmniej na razie polski państwowy atom będzie zasilany rządowym długiem. Spłacają go wszyscy podatnicy. Wydaje się, że alternatywny model – czyli spłata w rachunkach za prąd na razie nie jest brany pod uwagę.
Podniesienie kapitału PEJ będzie też miało konsekwencje dla amerykańskich partnerów. Co prawda nie kupią 49% udziałów w spółce, tylko znacznie mniej, ale podniesienie kapitału oznacza, że zapłacą za udziały więcej.
O finansowaniu ze strony amerykańskiej dalej nic nie słychać, a tymczasem Koreańczycy z KHNP montują wehikuł finansowy dla swoich zagranicznych projektów, w tym i tego z PGE i ZE PAK w Pątnowie. Z dostawcą technologii mają współpracować koreańskie państwowe: bank rozwoju, dwie agencje kredytów eksportowych i sześć banków komercyjnych. A więc i w przyszłości dać pieniądze na elektrownie w Polsce, Czechach i gdzie indziej.
Czystki w Gaz-Systemie ciąg dalszy
Miesiąc po prezesie Gaz-Systemu Tomaszu Stępniu stanowiska tracą dwaj wiceprezesi: Marcin Kapkowski i Krzysztof Jackowski. Stępnia zastąpił Marcin Chludziński, były prezes KGHM, teraz do zarządu gazowego operatora wejdą Andrzej Kensbok i Błażej Spychalski.
To kolejny etap usuwania ludzi Piotra Naimskiego, którzy, jak należy przypomnieć, z sukcesem „dowieźli” najważniejsze inwestycje: Baltic Pipe, GIPL, interkonektor ze Słowacją czy rozbudowę terminala LNG w Świnoujściu.
W ich miejsce wchodzi menedżer państwowych spółek i były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy. Kensbok wcześniej był zastępcą Chludzińskiego w KGHM, a jeszcze wcześniej w Agencji Rozwoju Przemysłu. Zaliczył też roczną prezesurę Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Spychalski z kolei był rzecznikiem prezydenta Dudy, a obecnie jest jego społecznym doradcą. A dodatkowo doradcą zarządu PKN Orlen.
Gaz-System największe wyzwania ma za sobą, pozostają mniej efektowne inwestycje krajowe.
Rosja reaguje na sankcje w gazie i ropie
Władimir Putin podpisał ukazy, które mają być reakcją Rosji na sankcje na ropę i gaz. W przypadku ropy dekret zabrania eksportu do krajów, które wprowadzą w lutym pułap ceny na poziomie 60$ za baryłkę. To państwa UE i grupy G7. Oczywiście, jak to w Rosji bywa, dekret przyznaje prezydentowi Federacji Rosyjskiej prawo do zrobienia wyjątków. Czyli Putin osobiście może wskazać kraje, które co prawda pułap wprowadziły, ale eksportu do nich dekret nie obejmie. Przypomnijmy, że pułap cen obejmuje transakcje dostaw ropy drogą morską – firmy korzystające z zachodnich statków oraz ubezpieczeń morskich nie mogą kupować ropy powyżej pułapu 60 dol.
Inny dekret Putina umożliwia natomiast zagranicznym odbiorcom spłatę długów za gaz w walucie, a nie w rublach. Odmowa zapłaty w rublach była główną przyczyną odcinania przez Gazprom dostaw gazu europejskim klientom, w tym i PGNiG. Teraz rozliczenia długów mogą zostać dokonane w dolarach czy euro, co może oznaczać, że Rosjanom zaczyna waluty brakować.