Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Węgiel
  4. >
  5. Taryfy zatwierdzone, ceny prądu zamrożone, pieniędzy zabraknie

Taryfy zatwierdzone, ceny prądu zamrożone, pieniędzy zabraknie

Rząd zaplanował, że opodatkuje wytwórców prądu i z tych pieniędzy wypłaci rekompensaty dla spółek sprzedających energię poniżej kosztów dla gospodarstw domowych, samorządów oraz małych firm. Bilans operacji miał wyjść na zero, ale okazało się, że popełniono błąd w obliczeniach. Zabraknie od 2 do 3 mld zł.
PGE będzie mogła więcej zarobić na elektrowni Bełchatów, ale oznacza to do 3 mld zł mniejsze przychody funduszu, który ma obniżać ceny dla odbiorców wrażliwych
PGE będzie mogła więcej zarobić na elektrowni Bełchatów, ale oznacza to do 3 mld zł mniejsze przychody funduszu, który ma obniżać ceny dla odbiorców wrażliwych

Ceny prądu zamrożone

Rząd zaplanował, że opodatkuje wytwórców prądu i z tych pieniędzy wypłaci rekompensaty dla spółek sprzedających energię poniżej kosztów dla gospodarstw domowych, samorządów oraz małych firm. Bilans operacji miał wyjść na zero, ale okazało się, że popełniono błąd w obliczeniach. Zabraknie od 2 do 3 mld zł.

W tym roku zatwierdzenia taryf przez Urząd Regulacji Energetyki konsumentów mogło mało obchodzić klientów. Ceny energii na 2023 r. określiła ustawa – zamrożenie do pułapu 2 MWh i ustawowa cena 693 zł za MWh powyżej. Dla małych i średnich firm oraz samorządów cena ma wynosić 785 zł za MWh.

Ale dla firm energetycznych zatwierdzanie taryf przypominało thriller. Taryfy określą bowiem ile faktycznie powinni zapłacić klienci, gdyby  nie ustawa cenowa. A od tego ile wynosi różnica pomiędzy „powinni zapłacić” a „zapłacą” zależy wysokość rekompensat, które firmom się należą.

W poprzednich latach URE podwyższał wszystkim firmom taryfy jednakowo. Schemat był następujący – nieważne po ile kupowałeś energię na rynku hurtowym, ważne, że mogłeś kupić taniej. Przypuśćmy, że firma X zakontraktowała dużo energii w maju, a w lipcu ceny spadły – w takiej sytuacji regulator mówił, że kosztów takiego błędu  nie powinna przenosić na odbiorców z taryfy G, czyli gospodarstw domowych.

Komu nowe taryfy idą na rękę, a komu wbrew

W tym roku po URE po raz pierwszy znacząco zróżnicował wysokość podwyżek. Najwyższe (o ok. 80 zł/MWh wyższe od innych państwowych koncernów) dostały spółki, które mają „krótką pozycję” czyli muszą kupić więcej prądu na rynku hurtowym niż sami produkują: Energa (grupa Orlen) i Tauron. Z nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że przynajmniej jedna z tych spółek dostała dokładnie taką podwyżkę, o jaką wnioskowała.

PGE i Enea musiały zadowolić się mniejszym kawałkiem tortu. A działający w Warszawie E.ON w ogóle nie dostał zgody na zatwierdzoną przez siebie taryfę. Zgodnie z ustawą dostanie rekompensatę obliczoną według średniej z pozostałych taryf.

Czy różne stawki podwyżek oznaczają, że URE już na zawsze zmienił swoje stanowisko i teraz będzie uwzględniał w całości faktyczne koszty zakupu prądu na rynku hurtowym na potrzeby taryfy G? Z komunikatu regulatora niestety nie dowiemy się jakie są przyczyny zmiany dotychczasowej praktyki. Poprosiliśmy więc regulatora o wyjaśnienie.

W odpowiedzi na pytania WysokieNapiecie.pl Urząd Regulacji Energetyki odpisał, iż:

Poziom zatwierdzonych dla poszczególnych spółek cen wynika z wysokości kosztów prowadzenia działalności związanej z obrotem energią elektrycznej.

Koszty uzasadnione to:  

  • koszty własne,
  • koszty zakupu energii do odsprzedaży,
  • koszty zakupu energii z OZE wyłącznie ze źródeł przyłączonych do sieci OSD,
  • koszty  zakupu praw majątkowych oraz jednostkowy zysk.

Największy wpływ na poziom ceny mają koszty zakupu energii do odsprzedaży. [podkreślenie oryginalne – red.].

Z odpowiedzi URE można więc wyczytać, że PGE i Enea sprzedają Enerdze i Tauronowi prąd drożej niż własnym spółkom. W efekcie odbiorcy energii w jednym obszarze kraju mają zatwierdzone wyższe taryfy niż w innej części. na razie nie wpływa to na portfele odbiorców, bo w 2023 roku wszystkie gospodarstwa domowe zapłacą te same stawki ustawowe. Jednak w 2024 roku może to być już odczuwalne dla klientów.

Krótki dostanie więcej?

URE trudno jest zapewne odpowiedzieć spółkom takim jak Energa, Tauron czy E.ON, że powinny zakontraktować taniej energię elektryczną dla swoich klientów, skoro po zniesieniu obowiązku sprzedaży energii na giełdzie nie ma już transparentnego rynku hurtowego. Siła ekonomiczna PGE i Enei znacznie wzrosła. Tyle, że większość energii na 2023 rok spółki obrotu kupowały, gdy obligo jeszcze obowiązywało. Różnice w kosztach zakupu energii przez ostatnie dwa miesiące roku, gdy obligo zostało już zniesione, musiałyby być zatem bardzo wysokie.

A może URE chciało uwzględnić sytuację finansową spółek, które mają „krótką pozycję”? Ten argument miałby sens w przypadku Taurona. Wiadomo, że spółka walczy o nieprzekroczenie tzw. kowenantów długu, które mają olbrzymie znaczenie dla instytucji finansowych. Zbytnie ukrócenie jej taryfy i tym samym rekompensat mogłoby zachwiać płynnością finansową grupy.

Ale z kolei do Energi, która dostała zgodę na największą podwyżkę, ta logika nie pasuje zupełnie – spółka jest częścią potężnego PKN Orlen. Oczywiście argument, że duży i wpływowy może więcej, odrzucamy, bo jest obraźliwy dla niezależnego organu jakim jest prezes URE.

Czekamy jeszcze na wyjaśnienia spółek energetycznych. Natomiast polityka regulatora będzie miała olbrzymie znaczenie dla sytuacji w 2024 r., która będzie prawdopodobnie jeszcze gorsza niż w 2023 r.

Turów i Konin zostali pokrzywdzeni

Dlaczego może być gorsza? Jeśli ceny energii nie spadną, a nic nie zapowiada by tak się stało, to rząd – jakikolwiek by nie był – zapewne znowu będzie chciał je zamrozić. Trzeba będzie jeszcze raz wypłacić przedsiębiorstwom energetycznym rekompensaty. Ale z czego?

W 2023 r. fundusz na wypłaty rekompensat pochodzi z wpłat specjalnego domiaru płaconego przez elektrownie. Ze sprzedaży każdej megawatogodziny powyżej określonej ceny spółki muszą płacić domiar. Nazwany „odpisem”.

Kwoty tego domiaru wyliczane są dla każdego rodzaju technologii – osobno dla PV, wiatru, węgla brunatnego, kamiennego i gazu. Rząd policzył sobie ile zbierze pieniędzy z tego domiaru i na tej podstawie wyznaczył urzędowe ceny prądu dla gospodarstw domowych, samorządów oraz małych i średnich firm – czyli 693 i 785 zł za MWh. wyszło, że na najbliższe dwa lata limit rekompensat wyniesie 13.9 mld zł. Rząd przyjął 7 listopada w ekspresowym trybie rozporządzenie wyznaczające pułapy cen i myślano, że „odfajkowano” problem.

Czytaj także: Kryzys energetyczny? UE odpowiada szybszą dekarbonizacją

W rozporządzeniu przyjęto, że cena węgla brunatnego wynosi ok. 7,8 zł za GJ. Już po przyjęciu rozporządzenia okazało się, że takie koszty może są w Bełchatowie, ale w Turowie i Koninie są znacznie wyższe i grubo przekraczają 10 zł za GJ. Odbyły się w tej sprawie dwa spotkania, energetycy przedstawili dowody i resort klimatu, rad nierad, uznał, że  rozporządzenie trzeba znowelizować i pułap dla węgla brunatnego podnieść. Rząd zrobił to 15 grudnia – teraz koszty wydobycia węgla brunatnego będą oceniane co miesiąc na podstawie ksiąg rachunkowych.

PGE będzie mogła więcej zarobić na elektrowni Bełchatów, ale oznacza to do 3 mld zł mniejsze przychody funduszu, który ma obniżać ceny dla odbiorców wrażliwych. Ceny prądu zamrożone
PGE będzie mogła więcej zarobić na elektrowni Bełchatów, ale oznacza to do 3 mld zł mniejsze przychody funduszu, który ma obniżać ceny dla odbiorców wrażliwych

Rząd uwzględnił też postulaty wiatrakowców i branży PV, podnosząc im o 50 zł za MWh pułap powyżej którego muszą płacić domiar.

Z uzasadnienia  projektu rozporządzenia niewiele się dowiemy – najważniejsze zdanie brzmi tak: „Wprowadzane zmiany są bardzo korzystne dla podmiotów objętych obowiązkiem obliczania limitu ceny, ze względu na fakt, że większa część kosztów została uwzględniona w tym limicie, dzięki czemu wartość przekazywanego przez nie odpisu na Fundusz zmniejszy się”.

O ile – w tej sprawie resort okazał się bardzo dyskretny.  Z obliczeń portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że kwoty domiaru odprowadzane przez PGE i ZE PAK będą mniejsze o ok. 2 do 3 mld zł. Do tego dochodzą sumy niezapłacone przez wiatraki i PV – co najmniej kilkaset mln zł.

Tyle zatem mniej pójdzie na rekompensaty dla spółek sprzedających prąd do gospodarstw domowych, samorządów, małych i średnich firm.

Matematyka kontra polityka

Skoro po jednej stronie równania mamy mniejszy x to należałoby też wyrównać drugą stronę i podwyższyć ceny urzędowe dla wymienionych wyżej odbiorców chronionych. Ale logika matematyczna weszła w kolizję z logiką polityczną i, jak łatwo przewidzieć, ważniejsza okazała się ta druga.

Już zatem wiadomo, że rekompensat dla spółek obrotu nie wystarczy. Zgodnie z ustawą w takiej sytuacji utnie im się proporcjonalnie, zmuszając do sprzedaży prądu poniżej kosztów.

Jeśli dotyczyłoby to tylko spółek prywatnych, to zapewne rząd by się nie przejmował, ale problem dotknie też wszystkie cztery państwowe grupy. W takiej sytuacji wykorzystają wszystkie swoje wpływy aby jednak wykołatać sobie dodatkowe wsparcie z innej puli budżetowej.

Czytaj także: Czy sieci i elektrownie wytrzymają miliony aut elektrycznych?

Dostrzegli to oczywiście urzędnicy resortu finansów, którym coraz bardziej doskwiera „cienkość” przyszłorocznego budżetu. „Minister Finansów stoi na stanowisku, że wysokość wpływów z tytułu odpisów powinna w całości pokrywać koszt wejścia w życie obu ustaw zamrażających ceny energii elektrycznej w roku 2023. Koszty te zaś mogą wynieść łącznie maksymalnie 43,6 mld zł. W związku z powyższym, w ocenie Ministra Finansów Minister Klimatu i Środowiska powinien na bieżąco monitorować zarówno wysokość kosztów jak i wpływów z tytułu odpisu i w zależności od rozwoju sytuacji powinien zaproponować taką modyfikację parametrów rozporządzenia, aby odpowiednio powiększyć wpływy z tytułu odpisu” – napisali urzędnicy fiskusa w trakcie konsultacji nowego rozporządzenia.

W przekładzie z języka urzędniczego na polski brzmi to mniej więcej tak: „Resorcie klimatu, my w Ministerstwie Finansów nie damy wam ani złotówki z budżetu jeśli zabraknie wam na rekompensaty. Będziecie musieli podwyższyć domiar”.

Obstawiamy, że następna nowelizacja rozporządzenia, a pewnie i ustawy o cenach, nastąpi do końca marca 2023 r. Kto wie, może nawet tym razem zostanie skonsultowana z branżą?

Reforma ETS uzgodniona, co oznacza, że ceny uprawnień do emisji CO2 będą po 2025 rosnąć. Wszystkie dochody państwa z ETS będą szły na cele klimatyczne, co oznacza miliardy euro na OZE i efektywność energetyczną. Polska wynegocjowała ulgi dla ciepłowni.
kryzys energetyczny Unia
Partner działu Klimat:
Rosną obawy, że w Polsce mamy za stare sieci i za mało energii, aby ładować miliony aut elektrycznych. Sprawdziliśmy więc, o ile wzrośnie zapotrzebowanie na moc, czy sieć to udźwignie i dlaczego za 10 lat będziemy zmuszeni marnować więcej „zielonego” prądu niż zużywałoby 3 mln elektryków.
Czy wystarczy mocy do ładowania samochodów elektrycznych?
Rządowa autopoprawka do ustawy wiatrakowej przewiduje, że inwestor będzie miał obowiązek zaoferowania co najmniej 10 proc. udziałów w mocy farmy wiatrowej mieszkańcom danej gminy. Podobne rozwiązanie może w przyszłości dotyczyć biogazowni.
farma wiatrowa
Zielone technologie rozwijają: