Spis treści
Sejm odrzucił praktycznie wszystkie poprawki Senatu do ustawy o cenach maksymalnych sprzedaży energii. Przyjęte zostały tylko te zgłoszone do własnego projektu przez rząd, a także jedna – wbrew stanowisku rządu, a nawet partii – o zamrożeniu cen energii elektrycznej dla działkowiczów.
Ile za prąd zapłacą działkowcy
Właściciele altanek, poza ceną maksymalną (69 gr/kWh netto za sam prąd), będą mogli liczyć także na zamrożenie na dzisiejszym poziomie (ok. 41 gr/kWh) do 250 kWh rocznego zużycia. Polski Związek Działkowców groził, że bez tej zmiany (skutkującej oszczędnością po 7 zł/m-c na ogródek działkowy), setki tysięcy altanek w Polsce pozostanie bez prądu, a ogródki wokół nich nie będą latem podlewane.
Tylko ta zmiana wydała się posłom wystarczająco ważna. Reszta, która może sprawić, że tysiące budynków użyteczności publicznej, jak szpitale i szkoły, nie będzie mogło liczyć na jakiekolwiek oferty zakupu energii, nie zasługiwała już na przychylność rządu i posłów Zjednoczonej Prawicy.
W ustawie, która miała pierwotnie ograniczyć czasowo nadzwyczajne dochody producentów energii elektrycznej, co było bardzo słusznym założeniem, o ile zostałoby zrealizowane rozważnie, w ostatnim momencie rząd dopisał, że nadzwyczajne dochody oddać mają także spółki obracające energią. Rządowi chodziło o to, aby grupy energetyczne (głównie państwowe), które mają jednocześnie wytwarzanie i obrót energią, nie uciekały przed domiarem poprzez kontrakty ze spółkami obrotu.
Spółki obrotu nie zarobią
Problem w tym, że ustawa pisana w ogromnym pośpiechu i bez konsultacji z branżą energetyczną, a właściwie to przy zupełnym zignorowaniu głosu tej branży, zupełnie zignorowała realia rynkowe. Domiar zabierze spółkom obrotu zyski osiągane na giełdzie (zwykle nieduże, bo marżę zgarniają głównie wytwórcy), ale pozostawi im straty. O ile te przepisy mogą skutkować ograniczeniem ich działalności handlowej na giełdzie, o tyle kolejny zapis może sprawić, że wycofają się one ze sprzedaży prądu odbiorcom.
Dowiedz się więcej: Ustawa prądowa u Prezydenta. Kiedy nowelizacja?Czytaj także: Czy to już czas stawiać krzyżyk na aukcjach OZE?
Ustawa wprowadziła maksymalne ceny energii dla małych i średnich firm czy budynków i spółek samorządowych. Sprzedawcy energii otrzymają rekompensatę za sprzedaż im prądu ze stratą, ale rekompensata nie uwzględnia pełnych kosztów. W efekcie tu także spółki energetyczne będą generować straty.
O ile jednak państwowe spółki obrotu w pierwszej połowie tego roku zarobiły na spekulacji energią i jej sprzedaży do klientów łącznie 1,4 mld zł, o tyle prywatne spółki obrotu poniosły już łącznie 1,3 mld zł strat. Z takim ryzkiem oczywiście musieli się liczyć, ale z tym, że rząd pozbawi ich zysków i zmusi do sprzedawania energii ze stratą, już nie. Część z nich po prostu się zamknie, a inne przestaną sprzedawać energię odbiorcom chronionym i będą próbowały odbijać sobie te straty na sprzedaży dla przemysłu.
Chaos na rynku i zmiany
Tyle, że wycofanie się prywatnych spółek obrotu będzie oznaczać chaos na rynku. Po pierwsze, dotychczasowe umowy sprzedaży mogą okazać się tak niekorzystne, że spółki obrotu będą je masowo wypowiadać, pozostawiając odbiorców takich jak szpitale czy szkoły na lodzie. Po drugie, dla takich odbiorców, chcących kupić energię na przyszły rok, zabraknąć może jakichkolwiek ofert sprzedaży. Nawet więksi odbiorcy, tacy jak TVP, nie mogą już liczyć na jakiekolwiek propozycje sprzedaży im prądu. Z resztą prezes Taurona wczoraj w Sejmie sam przyznawał, że jego spółka nie składa teraz ofert sprzedaży części klientów. Nawet jeżeli rząd będzie próbował zmusić państwowe koncerny energetyczne do oferowania energii, może się okazać, że nie będą one w stanie obsłużyć tysięcy przetargów na zakup energii, jakie do tej pory obsługiwały małe spółki handlu prądem.
Czytaj także: Żegnamy rynek energii. Jeszcze zatęsknimy
A to tylko wierzchołek góry lodowej problemów, jakie ta ustawa stworzy. Gdy w podobnym tempie w 2018 roku rząd wprowadzała znacznie mniej skomplikowaną ustawę o zamrożeniu cen prądu, prace nad pierwszą jej nowelizacją ruszyły już miesiąc po jej uchwaleniu. Kolejną nowelizację parlament musiał uchwalać już kilka miesięcy później, a trzecią łatę legislacyjną przyklejał po roku. Dajemy rządowi miesiąc, zanim stwierdzi, że potrzebna jest pierwsza nowelizacja tej ustawy i idziemy o zakład, że będzie ich więcej.