Spis treści
W środę 31 stycznia Polska Grupa Górnicza przekazała do Spółki Restrukturyzacji Kopalń kopalnię „Śląsk”. To kolejna jednostka, która w SRK zostanie stopniowo zlikwidowana. Górnicy ze „Śląska” przeszli do innych kopalń PGG. W sumie od 2015 r. rząd PiS zamknął pięć jednostek, których utrzymywanie nie miało ekonomicznego sensu. Los jeszcze jednej- „Sośnicy” rozstrzygnie się w drugiej połowie roku. Górnicy dokonują tam cudów żeby utrzymać kopalnię na (finansowej) powierzchni, ale o jej losie zdecydują unijne przepisy. Jak podkreślił wczoraj minister energii Krzysztof Tchórzewski, zgodnie z nimi do zamykania nowych nierentownych kopalń w SRK budżet państwa może dokładać tylko do końca 2018 r. Potem za zamknięcie „Sośnicy” będzie musiała zapłacić PGG. Zamknięcie kopalni to dziesiątki milionów zł kosztów. Obstawiamy więc następujący scenariusz: do wyborów samorządowych „Sośnica” nie będzie zamknięta. Po wyborach pójdzie do SRK.
A tymczasem we wtorek 23 stycznia rząd przyjął program dla górnictwa. Prace nad nim trwały ponad rok. Wersja, która na trafiła na Radę Ministrów była szesnastą z kolei. Projekt niestety nie był udostępniany opinii publicznej, Ministerstwo Energii wysyłało go w sekrecie spółkom, związkom zawodowym oraz niektórym ośrodkom naukowym. Część uwag uwzględniono, ale niestety główne słabości programu pozostały. W zasadzie program niewiele zmienił się od wersji nr. 1, którą WysokieNapiecie.pl jako pierwsze opisało. Wątpiliśmy wówczas w realizm założeń Ministerstwa Energii dotyczących przyjętych dostępności złóż oraz scenariuszy. Niestety, scenariusze zostały bez zmian.
Po pierwsze- ile mamy węgla
Od jakiegoś czasu polscy naukowcy z Instytutu Surowców Mineralnych i EnergetykiInstytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk ostrzegają, że nasze górnictwo stosuje do oceny jakości złóż niespotykaną na świecie metodologię, opracowaną jeszcze w PRL i opartą na wzorach radzieckich, zarzuconych już nawet w Rosji. Rozwinięty górniczy świat posługuje się stworzoną przez Australijczyków metodologią JORC, w której dla węgla stworzono osobną kategorię „zasobów wydobywalnych węgla handlowego”. W uproszczeniu – właściciel kopalni dzięki takiej analizie wie nie tylko ile węgla tam się znajduje, ale także po jakiej cenie da się go wydobyć, ma więc narzędzie, które pozwala na ocenę opłacalności eksploatacji.
W opublikowanej dwa lata temu pracy trzej naukowcy z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN – Piotr Saługa, Eugeniusz Sobczyk i Jerzy Kicki wskazywali, że polska metodologia jest anachroniczna.
„Informacje z otworów posiadane przez polskie kopalnie pochodzą często z czasów, gdy technologie wierceń rzadko spełniały wysokie wymagania stawiane współcześnie. Obliczenia zasobów złóż wykonuje się często jeszcze w sposób tradycyjny, pomimo rozpowszechnienia technik komputerowych pozwalających na trójwymiarowe modelowanie złoża i wariantów jego wizualizacji. W związku z powyższym, pomimo ciągłego uzyskiwania nowych informacji w czynnych zakładach górniczych aktualizowanie i przekwalifikowywanie zasobów jest utrudnione”.
Do czego prowadzi to w praktyce? W zlikwidowaną już na szczęście kopalnię „Makoszowy” wpompowano przez wiele lat miliony zł żeby dobrać się do złoża, które okazało się zupełnie nierentowne. W kopalni „Piast-Ziemowit” natrafiono niedawno na niespodziankę w postaci kamienia przerastającego złoże. Gdyby Polska Grupa Górnicza dysponowała nowoczesnymi modelami złóż, takich sytuacji można by uniknąć.
W „Programie” widać swoiste rozdwojenie jaźni. Z jednej strony zasoby przemysłowe węgla (czyli teoretycznie nadające się do wydobycia) zdaniem Ministerstwa Energii wynoszą 2,98 mld ton. Przy rocznym wydobyciu 70 mln ton starczyłoby na 40 lat. Ale jednak opinie naukowców wywarły pewne wrażenie na urzędnikach ME. Stąd w programie znalazło się takie oto zdanie:
„Stosowana w praktyce klasyfikacja zasobów węgla kamiennego okazuje się jednak niewystarczająca. Posiadanie wysokiej jakości informacji dla celów zarządczych o posiadanych złożach kopalin jest kluczowe z punktu widzenia Polityki Surowcowej Państwa, a przygotowaniem tych danych zajmie się zreorganizowana służba geologiczna (Polska Służba Geologiczna/Polska Agencja Geologiczna). Obecne trendy i tendencje rynkowe zmierzają w kierunku systemów klasyfikacji zasobów złóż, uwzględniających w większym stopniu ich biznesowy charakter”.
Można się domyślać, że ten fragment dopisano na wniosek Głównego Geologa Kraju, wiceministra środowiska Mariusza Oriona Jędryska, dla którego utworzenie służby geologicznej jest priorytetem. Tylko nie bardzo wiadomo, dlaczego z właściwą oceną złóż należy czekać na utworzenie jakiejś nowej agencji. Przecież lubelska Bogdanka poradziła sobie z tym problemem bez służby geologicznej.
Dostosowanie polskiej klasyfikacji złóż do norm międzynarodowych to nie jest jakieś szalenie trudne zadanie. Problem polega na tym, że przy okazji wyszłoby na jaw, ile kopalń na Śląsku należałoby zamknąć, bo wydobycie węgla nie ma tam sensu. A jest to wiedza, której politycy się boją.
Po drugie – ile węgla będziemy potrzebować.
Rząd w programie przyjął trzy scenariusze popytu na węgiel. Niski, referencyjny (utrzymujący dotychczasowe wydobycie) oraz wysoki ( zakładający wzrost zużycia).
„Wybór ścieżki będzie zależny od możliwości aktywizacji środków inwestycyjnych i środków pomocowych, jak również narzędzi prawnych ukierunkowujących rozwój w pożądanym kierunku”.
W scenariuszu niskim założono, że oddanie budowanych właśnie elektrowni na węgiel kamienny się opóźni, nie będzie też programu 200+ czyli remontu starych bloków o mocy 200 MW. Wyłączona zostanie duża część elektrociepłowni i ciepłowni węglowych. Zamiast nich powstaną jednostki na inne paliwa- gaz, biomasę, wejdą też odnawialne źródła energii. W sumie w tym scenariuszu popyt na węgiel spada do 2030 r. o 15 mln ton, z czego 4,3 mln w energetyce, 1 mln w ciepłownictwie, a 7,5 mln ton mniej zużyją gospodarstwa domowe, do czego przyczyni się walka ze smogiem. W sumie popyt na węgiel energetyczny spada z 56 mln ton do 42 mln. Popyt na węgiel koksujący, znacznie bardziej rentowny, zostaje bez zmian( 13 mln ton).
„Jest to scenariusz najmniej kosztowny, pozostawiający siłom rynkowym rozwiązywanie problemów związanych z ewentualnymi inwestycjami w sektorze energetyki zawodowej, ale rodzący problemy dla górnictwa węgla kamiennego, które do 2030 r. straci znaczącą cześć rynku dla swej produkcji”.
Pytanie dla kogo najmniej kosztowny? Dla gospodarki jako całości? Dla budżetu? Jeśli dla gospodarki, to nie ma o czym dyskutować, rząd powinien rozumować kategoriami interesu całego kraju. W dodatku jest to tak naprawdę jedyny scenariusz ratowania górnictwa jako sektora. W programie podkreśla się wielokrotnie, że górnictwo powinno być rentowne. JSW i Bogdanka przynoszą zyski i mają szanse takimi pozostać na wiele lat. PGG też może być rentowna, ale musi być jak najszybciej uwolniona od balastu kopalń, które przynoszą wyłącznie straty.
W dużej mierze zresztą ten scenariusz jest zgodny ze strategiami spółek węglowych. Przypomnijmy, że według nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl w swojej strategii Polska Grupa Górnicza zakłada, że w 2030 r. wydobędzie 24 mln ton węgla czyli o 6-7 mln ton mniej niż obecnie. Jastrzębska Spółka Węglowa chce w ogóle zrezygnować z wydobycia węgla energetycznego (obecnie 2-3 mln ton rocznie) i skupić się na koksowym. W 2030 r. z rynku w naturalny sposób wypadnie więc 10 mln ton węgla energetycznego. Wprawdzie w opublikowanym niedawno „Programie dla Śląska” rząd wspomina o otwieraniu nowych kopalń węgla, ale jest to mało prawdopodobne, przede wszystkim ze względu na sprzeciw lokalnych społeczności.
Pozostałe dwa scenariusze „Programu”- referencyjny i wysoki- to już jest literatura z gatunku science fiction, przy czym niestety dominuje element „fiction”. Taką fikcją jest np. utworzenie funduszu, który miałby skupować nadwyżki węgla w razie spadku cen. Jest to tak jaskrawo niezgodne z surowymi unijnymi regułami pomocy publicznej dla węgla, z którymi boryka się teraz rząd, że aż szkoda papieru na takie pomysły.
W scenariuszu referencyjnym zakłada się utrzymanie obecnego popytu. Wprawdzie w gospodarstwach domowych zużycie spadnie, ale wzrośnie za to w energetyce. Powstanie też instalacja do zgazowania węgla w Kędzierzynie. W scenariuszu wysokim zużycie wzrasta, bo m.in. powstanie nowa elektrownia w Ostrołęce, elektrownia na Lubelszczyźnie w technologii zgazowania węgla IGCC
Nie widać jednak skąd ten wzrost miałby się wziąć, skoro nowe elektrownie węglowe będą znacznie bardziej sprawne i w związku z tym zużyją mniej węgla. Stare bloki będą pracować mniej, przy czym samo Ministerstwo Energii zdaje sobie sprawę. WysokieNapiecie.pl opublikowało tekst o prezentacji dotyczącej „Polityki energetycznej państwa do 2040”. „Polityka…” to kluczowy dokument, który powinien określić kierunki rozwoju energetyki. W prezentacji czytamy m.in., że roczne zużycie węgla kamiennego w energetyce nie będzie zwiększane a „modernizacja elektrowni o słabych parametrach technicznych może być obarczona kosztem, który przewyższy oczekiwane efekty, a w wielu przypadkach umożliwi tylko nieznaczną poprawę parametrów” – pisze to samo Ministerstwo Energii, które napisało program dla górnictwa.
Wychodzi więc na to, że w resorcie powstają dokumenty ze sobą sprzeczne, a nikt w rządzie nie zwrócił na to uwagi. Być może wpływ na to miał fakt, że program dla górnictwa powstał w dużej mierze w katowickim oddziale Agencji Rozwoju Przemysłu. Ale czy ktoś w Ministerstwie Energii przeanalizował program pod kątem zgodności z innymi dokumentami, zwłaszcza z założeniami Polityki Energetycznej Państwa? Mamy wątpliwości.