Spis treści
Amerykanie coraz bardziej serio mówią o rzuceniu na światowe rynki na masową skalę nie tylko swojego gazu, ale i ropy. Od końca kwietnia polityczny fundament do takich działań jest silniejszy niż kiedykolwiek.
„Zamierzamy wpływać na cały globalny rynek LNG. Oczekujemy, że staniemy się na nim wielkim graczem” – oświadczył sekretarz ds. energii USA Ernest Moniz na, zorganizowanym pod koniec kwietnia, najważniejszym spotkaniu amerykańskiego przemysłu wydobywczego w Houston w Teksasie. Moniz przypomniał, że najpóźniej na początku przyszłego roku z budowanych właśnie terminali eksportowych w świat popłyną pierwsze transporty skroplonego gazu.
Wyprzedzić Katar
O ile to, że Amerykanie zaczną eksportować gaz od kilku lat uważane było za pewnik, przedmiotem licznych dyskusji była natomiast skala tego eksportu i jego kierunki. Co do skali Moniz rozwiał wątpliwości. – Jest oczywistym, że w tej dekadzie mamy szansę stać się eksporterem na miarę Kataru, który dziś jest największym producentem LNG na świecie – stwierdził sekretarz.
Katar eksportuje dziś około 100 mld m sześc. gazu rocznie w postaci LNG. Przed 2020 r. prawdopodobnie prześcignie go Australia, której zdolności eksportowe, po ukończeniu gigantycznego projektu Gorgon sięgną 115 mld m sześc. gazu w postaci LNG.
Obecnie budowane terminale będą mogły wyeksportować z USA prawie 100 mld m sześc. gazu ziemnego w postaci LNG
Natomiast amerykańskie terminale budowane na Wschodnim Wybrzeżu i w Zatoce Meksykańskiej to 90 mld m sześc. rocznie, nie licząc projektowanych. Z powodu generalnie niewysokich cen gazu analitycy sceptycznie widzą jednak przyszłość tych instalacji, które są dopiero w fazie projektu. Na przykład agencja ratingowa Moody’s oceniła, że o ile te terminale eksportowe LNG, które już są w budowie mają szansę na rentowność, to nowoprojektowane już niekoniecznie i pewnie nie zostaną wybudowane. Jednak powstające mają już zezwolenia Departamentu Energii na eksport prawie 100 mld m sześc. gazu rocznie do krajów, z którymi USA nie mają porozumień o wolnym handlu, czyli również do UE.
Gdzie popłyną gazowce?
Inna sprawa to kierunki przyszłego eksportu. Według jednych, amerykański LNG ma zagrozić pozycji Rosji, jako dostawcy gazu do Europy, według innych – miałby popłynąć na Daleki Wschód, gdzie ceny tradycyjnie były najwyższe. Okazało się jednak ostatnio, że japońskie i koreańskie ceny znacznie spadły, a najlepszym rynkiem stała się Ameryka Południowa. W styczniu Amerykanie, którzy jeszcze sprowadzają nieco LNG, cały transport skroplonego gazu z Trynidadu i Tobago przeładowali i odesłali do Brazylii po – bagatela – 575 dol. za 1000 m sześc., czyli z ponad pięciokrotnym przebiciem w stosunku do cen rynkowych w USA! A są też pogłoski, że LNG z Zatoki Meksykańskiej interesują się Chińczycy.
Wracając do słów Moniza, które zresztą powtórzył później w Europie, można by je potraktować jako kolejną opinię, ważną, ale jednak opinię. Ale sekretarz miał już wtedy od kilku dni na biurku pierwszy Czteroletni Przegląd Energetyczny (QER), dokument, którego przygotowanie na początku 2014 r. zlecił Barack Obama. A jego zawartość każe potraktować wypowiedź serio.
Pierwszy QER to nie tylko pogłębiona analiza sektorów związanych z energią, ale i zbiór działań dla administracji. Biały Dom w rozdziale „Wskazówki dla ustawodawców” stwierdził w nim wyraźnie, że centrum dyskusji o amerykańskie polityce energetycznej przesunęło się z obaw o rosnący import ropy i wysokie ceny benzyny na m.in. to, ile i jakich nośników energii USA powinny eksportować. Eksport uznaje się za korzystny dla rozwoju kraju. Nie pojawiają się też wątpliwości, że rodzima produkcja ropy i gazu mogłaby okazać się zbyt mała.
Od czasu do czasu pojawiają się natomiast wątpliwości, czy amerykańskie wydobycie przy niskich cenach będzie opłacalne. Jednak Agencja ds. Informacji Energetycznej (EIA) przewiduje na 2015 r. co najmniej utrzymanie poziomu wydobycia ropy z roku poprzedniego, mimo poważnego spadku jej cen. A produkcja gazu z łupków rośnie cały czas, również mimo niskich cen. Co prawda co pewien czas pojawiają się dane – nagłaśniane jako niepokojące – o spadku liczby odwiertów, ale jednocześnie rośnie ilość gazu wydobywanego z pojedynczego odwiertu.
Coraz tańsze wydobycie z łupków
Niskie ceny rekompensuje też postęp technologiczny. „W 2007 r. odwiert na głębokość 800 metrów zajmował nam 17 dni, dziś dostajemy się dwa razy głębiej w 6 dni. Nowe technologie są zdumiewające, mamy np. wiertła, które same potrafią dostosować się do warunków” – entuzjazmował się na konferencji w Houston Steve Mueller, prezes Southwestern Energy, czwartego producenta gazu w USA. Jak dodał, aby firma notowała dodatnie wyniki wystarczy, że gaz będzie kosztował tylko nieco ponad 100 dol. za 1000 m sześc.
Tak więc Amerykanie gaz mają i chcą go eksportować, co z punktu widzenia Polski przybliża wizję metanowców z amerykańskim LNG w gazoporcie w Świnoujściu.
Ale LNG z USA w różnych zakątkach świata to nie wszystko, bo Amerykanie na poważnie zabierają się za obowiązujące od ponad 40 lat embargo na eksport surowej ropy naftowej. Na tej samej konferencji nafciarzy w Houston republikańska senator Lisa Murkowski, szefowa komisji energetyki i zasobów naturalnych Senatu USA stwierdziła, że to kompletnie bez sensu „znieść embargo na ropę z Iranu, utrzymując jednocześnie embargo na swoją”.
USA zamierza eksportować ropę
Murkowski zapowiedziała jednocześnie wystąpienie z odpowiednią inicjatywą ustawodawczą i rzeczywiście, w połowie maja wraz z 12 senatorami, zarówno republikanami jak i demokratami złożyła w Senacie projekt zniesienia zakazu wywozu surowej ropy. Jak wtedy mówiła, jest on oparty na zgodzie obu partii co do tego, że trzeba rozwijać amerykański eksport, przy okazji pomagając zagranicznym sojusznikom USA . „Nasz kraj ma okazję stać się globalnym centrum energetycznym, wysyłając w świat sygnał, że jesteśmy otwarci na biznes i stoimy za naszymi sprzymierzeńcami” – mówiła wtedy Murkowski. Amerykanie od razu odczuwają na stacjach benzynowych, jeśli gdzieś na świecie brakuje ropy, znosząc embargo damy naszym producentom szansę na stabilizowanie rynków i tworzenie nowych miejsc pracy u nas – mówili inni sygnatariusze projektu.
Dla państw importujących ropę i gaz to wszystko szerzej uchyla drzwi do wyboru dostawcy na bardziej konkurencyjnych warunkach. I być może za kilka lat o polskich odbiorców będą zabiegać i USA, i Iran – oficjalnie państwa sobie arcywrogie.