Spis treści
W piątek, 9 września, unijni ministrowie ds. energii zasiądą do stołu i będą omawiać pomysły na złagodzenie kryzysu energetycznego, który coraz mocniej dotyka kraje UE. Wiele rzeczy dzieje się naraz, papiery fruwają po dyplomatycznych korytarzach i po mediach, urzędnicy próbują nadążyć za wydarzeniami, ale na razie rządzi informacyjny chaos. Spróbujmy więc wycisnąć jakieś konkrety z natłoku informacji.
Sankcje na rosyjski gaz? „To nie jest rozwiązanie”
Przegląd pomysłów zaczniemy od gazu i najnowszych dokumentów Komisji Europejskiej, które opisał „Financial Times”. Bruksela zareagowała na wstrzymanie przez Rosję dostaw gazu przez Nord Stream 1. Skoro rosyjskiego gazu zostało już niewiele, wrócił pomysł ustanowienia limitu cenowego dla błękitnego paliwa importowanego z Rosji. W praktyce dotknęłoby to już tylko Węgry, które zagwarantowały sobie dostawy gazu po korzystnych cenach. W środę niespodziewanie jednak sprawujący prezydencję Czesi opowiedzieli się przeciwko limitowi cen na rosyjski gaz. – Moim zdaniem to nie jest konstruktywna propozycja, to po prostu kolejne sankcje na Rosję a nie sposób rozwiązania kryzysu energetycznego w Europie. „It is not a constructive proposal, according to me. It is more another way to sanction Russia than an actual solution to the energy crisis in Europe
Agencja Bloomberg twierdzi, powołując się na anonimowych dyplomatów, że pojawił się też polski wkład do tych pomysłów – mianowicie Warszawa domaga się wprowadzenia limitu cen nie tylko na rosyjski gaz, ale także na surowiec z pozostałych krajów, także na LNG. Jeśli to prawda, to pozostaje tylko drobiazg – jak zmusić Algierię, Katar czy USA do przestrzegania tych limitów.
Druga idea, który pojawia się w unijnych dokumentach to podział UE na dwie gazowe strefy – czerwoną i zieloną. Kraje w czerwonej strefie są najbardziej zagrożone deficytem gazu, kraje ze strefy zielonej mają nieco mniejsze problemy. W strefie czerwonej administracyjnie ograniczono by ceny na rynku hurtowym, prawdopodobnie osobno dla każdego kraju, a w strefie zielonej byłyby wystarczająco wysokie aby zapewnić handel. Dokument nie wyjaśnia jakie kraje znalazłyby się w strefie zielonej, a jakie w czerwonej, stwierdza za to, że takie rozwiązanie nastręczałoby wiele trudności technicznych.
Prąd – gdzie jest mniejsze zło
Rosnące ceny prądu sprawiają, że Bruksela i państwa UE szukają i tu jakiegoś panaceum. W całej UE zamykają się bowiem energożerne fabryki m.in. huty, a perspektywa rosnących rachunków i protestów społecznych spędza sen z powiek polityków. Na tapecie na razie jest pomysł ustanowienia limitu cenowego (tzw. price cap) dla najtańszych technologii – OZE, atomu czy węgla brunatnego.
Rynek energii działa wg zasady merit order – czyli cenę na giełdzie wyznacza ostatnia, najdroższa elektrownia potrzebna by zamknąć potrzeby systemu elektroenergetycznego. Najtańsze zarabiają oczywiście najwięcej. Limit ma więc ograniczyć ich zarobki. Producenci potrzebni by zamknąć merit order czyli w wielu krajach elektrownie gazowe a w Polsce najdroższe gazówki mają działać nadal na zasadach rynkowych. Według opublikowanych przez FT i Bloomberga przecieków limit dla źródeł innych niż gaz miałby wynosić 200 euro za MWh. To sporo mniej niż wynoszą obecne ceny na rynkach dnia następnego w Niemczech czy Francji (odpowiednio 486 i 468 euro).
Sytuacja w Polsce jest zgoła inna – od kilkunastu dni ceny spadają. Wczoraj na RDN wynosiły „zaledwie” 143 euro. To efekt ograniczenia eksportu energii z naszego kraju przez PSE. Polska praktycznie „wypadła” z unijnego rynku energii elektrycznej, przy czym podobna sytuacja jest także w Hiszpanii i Portugalii, gdzie państwa wprowadziły limit cenowy na gaz używany przez elektrownie i dotują ten gaz. Oba kraje maja jednak mało interkonektorów z sąsiednią Francją, więc ich udział w handlu energią jest niewielki.
Czytaj także: Węglowe scenariusze robią się coraz bardziej czarne
Niestety unijne dokumenty, które wyciekają do mediów, nie odpowiadają na razie na wiele trudnych pytań. Po pierwsze, jak w takiej sytuacji wyznaczyć cenę dla kupujących na rynku hurtowym – czy będzie średnia ważona z energii objętej limitem i reszty? I jak zapobiec ucieczce wytwórców prądu z OZE czy atomu z giełdy na tzw. rynek OTC czyli kontraktów pozagiełdowych, gdzie będą mogli zarobić więcej. Czy potrzebne będzie obligo giełdowe, jak w Polsce? Takiego rozwiązania nie ma w innych krajach UE.
Wreszcie co zrobić z istniejącymi kontraktami forward i futures czyli umowami zawartymi na kolejne lata wprzód? W nieoficjalnym dokumencie czeskiej prezydencji UE jest propozycja „czasowego zawieszenia” tzw. derywatów czyli kontraktów oderwanych od fizycznej dostawy energii, ale nie rozwiązuje problemu, a z prawnego punktu widzenia grozi falą procesów.
KE chce też zaproponować oszczędności energii elektrycznej, przy czym nie wiadomo czy mają być dobrowolne czy obowiązkowe . Polska minister klimatu i środowiska Anna Moskwa stwierdziła na antenie Polsat News, że „przewodnicząca KE nie ma kompetencji aby nas do czegokolwiek zmuszać”.
Czytaj także: Zabraknie 4 mln ton węgla. Spalanie miałów i opon to początek
Skąd wziąć 1,5 biliona euro
Do rozwiązania jest jeszcze jedna kwestia – płynności firm energetycznych. Giełdowy handel gazem i energią wymaga uzupełniania depozytów (z ang. margin calls), które gwarantują, że firma wywiąże się z zawartych kontraktów. Depozyty te trzeba, przeważnie w gotówce, składać na giełdach, choć np. w Polsce można też robić to w określonych papierach wartościowych. Kiedy rosną ceny, rosną również depozyty. Analitycy norweskiej firmy Equinor oceniają, że w całej UE wartość depozytów sięga astronomicznej sumy 1,5 biliona euro. Firmy energetyczne są w rozmaitej sytuacji, niektóre muszą uzupełniać depozyty gdy ceny rosną, inne – gdy spadają, ale łączy je jedno – mają problemy z płynnością. Zapewnienie im gotówki ma być kolejnym tematem dyskusji ministrów energii.
Ale na razie nie widać gotowych recept na kryzys energetyczny, które rządy UE miałaby zaakceptować w piątek.