Spis treści
Rząd zajął się już niemal wszystkimi sposobami ogrzewania domów: węglem, drewnem, peletem, LPG i z sieci ciepłowniczych. Gospodarstwa domowe korzystające z tych paliw i sposobów ogrzewania mogą liczyć na dopłaty (od 500 do 3000 zł) lub „zamrożenie” taryf na ciepło na takim poziomie, aby ostateczne koszty ogrzewania nie wzrosły w przyszłym roku bardziej niż o 40%.
W środku pokoju, zgrabnie pomijany przez wszystkich, stoi jednak słoń. Jest nim taryfa na gaz ziemny dla gospodarstw domowych na 2023 rok. Dla rodzin ogrzewających domy gazem rząd nie przygotował ani propozycji zamrożenia taryf, ani wypłaty dodatków paliwowych. Nic dziwnego, że politykom nie pali się do pokazania pomysłów, skoro temat na razie nie jest medialny, a w stosunku do innych paliw, dotowanie gazu będzie wprost niewyobrażalnym obciążeniem dla finansów państwa. Koszty wcześniej wymienionych dodatków i subsydiowanych taryf wyniosłą w sumie „jedynie” 20 mld zł. Natomiast koszty zamrożenia cen gazu dla 2 mln gospodarstw domowych (i zrównanych z nimi od stycznia odbiorców wrażliwych, takich jak szpitale), sięgnęłyby w przyszłym roku 46 mld zł. Dodatkowe 14 mld zł budżet utraciłby na podatku VAT, gdyby rząd przedłużył tarczę antyinflacyjną – wynika z analizy przygotowanej przez portal WysokieNapiecie.pl.
Zamrożenie taryf gazowych kosztowałoby w sumie 60 mld zł
Łączne koszty zamrożenia cen gazu w wysokości 60 mld zł byłyby bardzo trudne do udźwignięcia dla polskiego budżetu nawet w roku wyborczym. Dla porównania tegoroczne dochody budżetu państwa zaplanowano na 492 mld zł. Nawet ich znaczący wzrost za sprawą inflacji (rosną zwłaszcza wpływy z VAT od drożejących towarów i usług), czy podwyżki podatków dochodowych, nie zmieni znacząco skali wyzwania. W końcu wzrosnąć w przyszłym roku będzie musiało także wiele innych wydatków budżetowych, jak choćby pensje nauczycieli, którzy już zapowiedzieli strajki.
Aby zrozumieć skalę problemu wystarczy spojrzeć na dzisiejszą taryfę na gaz ziemny, zamrożoną od stycznia tego roku na poziomie 20 gr/kWh (po bezprecedensowej podwyżce względem 8-10 gr/kWh jakie płaciliśmy w 2021 roku). Taryfa na tym poziomie, zgodnie z obowiązującymi przepisami, będzie utrzymana do 31 grudnia 2022 roku. Natomiast środowe notowania gazu z dostawą w ostatnim kwartale tego roku zamknęły się ceną 1,4 zł/kWh, a z dostawą w całym przyszłym roku przekroczyły 1,33 zł/kWh. To 5-6 razy więcej od cen jakie do końca roku będą płacić polskie rodziny.
Strata PGNiG na zamrożonych taryfach w tym roku może sięgnąć 13 mld zł
Rząd zakłada, że już w tym roku strata PGNiG na „zamrożonych” taryfach dla gospodarstw domowych sięgnie najwyżej 10 mld zł. Jednak, według szacunków WysokieNapieice.pl, ostatecznie będzie to blisko 12,7 mld zł. Pierwotnie te koszty miały być zrolowane w formie taryf na kolejne 3 lata, w których spłacalibyśmy tegoroczne „zamrożenie”. Na początku tego roku rząd zdecydował jednak o pokryciu niemal całego deficytu PGNiG OD z budżetu państwa. Czy w przyszłym roku będzie podobnie?
Zakładamy, że tak właśnie w znacznej mierze się stanie. W stosunku do wzrostów kosztów LPG (o 50%), ciepła sieciowego (o 100-200%), węgla (o 200%), czy biomasy (200-300%), wzrost kosztów ogrzewania domu gazem o 400% byłby najbardziej dotkliwi i politykom Zjednoczonej Prawicy trudno byłoby uzasadnić brak działań wobec tej grupy Polaków. A mówimy tu o blisko 2 mln rodzin, a więc nawet 4 mln wyborców. Z resztą tak wysokiego wzrostu rachunków za gaz większość domowych budżetów mogłaby po prostu nie wytrzymać. Zwłaszcza, że jeśli odniesiemy te ceny do stycznia 2021 roku, gdy obowiązywała taryfa w wysokości 8,5 gr/kWh, to wzrost do 96 gr/kWh oznaczałby de facto dziesięciokrotną podwyżkę w ciągu kilu miesięcy. – Jeżeli od nas by to zależało, to proponowalibyśmy utrzymanie obecnych taryf także i w przyszłym roku. Boimy się, że w przypadku znacznych wzrostów cen zaczną narastać długi gospodarstw domowych – mówi w rozmowie z nami jeden z gazowników.
Jednak całkowite zamrożenie cen na obecnym poziomie nie byłoby do końca sprawiedliwe wobec innych gospodarstw domowych. Faktem jest, że to w gazie podwyżki zaczęły się najszybciej i odbiorcy tego paliwa już płacą za nie dwa razy więcej niż na początku zeszłego roku, ale w tak bezprecedensowej sytuacji wszyscy muszą zacisnąć zęby i jakoś tę zimę przetrwać. Całkowite zamrożenie byłoby ponadto niezwykle kosztowne. Można się więc spodziewać, że rząd za sprawiedliwy uzna ten sam pułap wzrostu rachunków, co w przypadku ciepła sieciowego, a więc 40% względem tegorocznych cen. To umożliwiałoby podwyżkę samej taryfy na gaz o ok. 55% – do 31 gr/kWh i wymagało utrzymania zerowej stawki VAT. Koszt samych subsydiów dla PGNiG Obrót Detalicznych i innych sprzedawców wyniósłby wówczas 39 mld zł.
Ze społecznego punktu widzenia granicą akceptacji mogłaby być podwyżka o ok. 100%, a więc do 41 gr/kWh (przy których strata PGNiG OD zmniejszyłaby się do 33 mld zł), przy jednoczesnym wsparciu dla części gospodarstw, które z takim wzrostem by sobie nie poradziły. Wówczas dodatek do źródła ciepła w wysokości 3000 zł eliminowałby niemal cały wzrost kosztów. Taki łączony mechanizm wydaje się jednak mniej prawdopodobny, sądząc po dotychczasowych propozycjach rządu w stosunku do innych paliw (poza węglem, gdzie PGG subsydiuje jego sprzedaż, a dla szczęśliwców, którzy go kupili, dodatek węglowy jest jedynie premią nadzwyczajną obniżającą tegoroczne koszty ogrzewania niemal do zera).
Trzy mechanizmy w rękach rządu
Trzecim mechanizmem, z jakiego rząd mógłby skorzystać, jest rolowanie części podwyżki taryf na kolejne lata, jak miało to działać w tym roku. Ograniczeniem w tym wypadku może być zdolność kredytowa PGNiG. Na koniec drugiego kwartału koncern miał 15,7 mld zł długów, z czego tylko w ostatnim kwartale przybyło 6,5 mld zł. To wciąż jednak bezpieczny poziom, wobec zdolności spółki do obsługi długu (tylko w pierwszym półroczny wynik EBITDA przekroczył 15 mld zł). Z resztą po konsolidacji z PKN Orlen zdolność do zadłużenia państwowego czempiona znacząco wzrośnie. Ze względu na niepewność co do dalszego kształtowania się cen, takie rolowanie zapewne dotyczyłoby tylko części przyszłorocznych strat PGNiG OD.
Część ze strat na sprzedaży generowanych przez PGNiG OD mogłaby pokrywać zyskami na wydobyciu węglowodorów PGNiG SA. O ile oczywiście sama ma dobrze zabezpieczone kontrakty sprzedaży gazu ze złóż i importu gazu zza granicy. Jeżeli nie, to może się okazać, że także i spółka-matka zacznie generować straty zimą. Na razie wypracowuje zysk, więc teoretycznie jest z czego dzielić. W rzeczywistości będą to i tak w dużej mierze pieniądze budżetowe, tyle, że zamiast w formie podatków i dywidendy zasilić konta resortu finansów, pokrywałyby straty koncernu. Jednak, aby to zrobić, rząd także musiałby zmienić prawo, bo dziś przepisy zabraniają takiego subsydiowania skrośnego, jednej działalności inną. Uniemożliwiają też zatwierdzanie taryf z założeniem, że stratę na nich pokryje inny podmiot.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby zapewne połączenie wszystkich tych mechanizmów. To umożliwiłoby rozłożenie dziesiątek miliardów przyszłorocznych strat między samą spółkę, odbiorców gazu i budżet państwa. Jednocześnie byłoby znaczącym impulsem do oszczędzania gazu, a im więcej go zaoszczędzimy tej zimy, tym szybciej giełdowe ceny tego paliwa spadną, a wraz z nim także ceny węgla czy biomasy.