Spis treści
W ubiegłym roku brytyjskie władze lokalne odrzuciły większość wniosków o budowę farm wiatrowych na lądzie. Nowy rząd Davida Camerona chce wyhamować ich rozwój.
Wybory i po wyborach! Ale nie dla wszystkich na Wyspach oznacza to okres spokoju. Grunt pod nogami coraz bardziej sypie się brytyjskiemu sektorowi wiatrowemu – a konkretnie lądowym farmom wiatrowym.
Większość miejsc w brytyjskim parlamencie zdobyła partia konserwatywna premiera Davida Camerona. Rządzić będzie już bez liberałów, którzy w poprzednim gabinecie odpowiadali m.in. za energetykę, wspierając mocno rozwój odnawialnych źródeł energii w Wielkiej Brytanii.
Już kilka dni po wyborach David Cameron jasno dał do zrozumienia, że w swojej wizji brytyjskiego sektora energetycznego niekoniecznie widzi miejsce na dalszy rozwój tej gałęzi sektora energetyki odnawialnej.
Nowy minister i antywiatrowa v-ce
Pierwszym i bardzo jasnym sygnałem w tej sprawie jest obsada stanowisk ministerialnych a konkretnie kluczowego Departamentu ds. Energii i Zmian Klimatu (DECC). Po zakończonych klęską dla Partii Liberalnych Demokratów wyborach z teką ministra musiał pożegnać się cieszący się dużą sympatią w kręgach OZE Ed Davey, który w ogóle nie dostał się do Izby Gmin.
Jego miejsce w większościowym gabinecie torysów zajęła Amber Rudd. Nie jest to nazwisko nowe w brytyjskim świecie polityki i biznesu. W poprzedniej kadencji Rudd była bowiem wiceministrem odpowiedzialnym za zmiany klimatu w DECC a wcześniej miała za sobą udaną karierę w londyńskim City.
Nowa minister ds. energii była sporym zaskoczeniem zarówno dla mediów jak i ekspertów. Oceniana jest jednak jako swego rodzaju kompromisowe rozwiązanie – Amber Rudd znana jest bowiem ze swoich proekologicznych poglądów ale potrafi przy tym zachować trzeźwy punkt widzenia wyniesiony z czasów kariery w finansach. Powszechnie uważa się, że będzie ona twardo realizować strategię rządową w kierunku minimalizowania subsydiów dla odnawialnych źródeł energii, której wdrażanie Cameron rozpoczął już w poprzedniej kadencji rządu.
Wiceminister ds. klimatu została Andrea Leadsom, wspierająca protest przeciwko farmom wiatrowym
Jeszcze większym zaskoczeniem była jednak nominacja na stanowisko wiceminister w DECC Andrei Leadsom. Ta była wiceminister finansów znana jest bowiem ze swojego krytycznego stanowiska wobec energetyki odnawialnej, a szczególnie lądowych farm wiatrowych. Brała ona m.in. aktywny udział w kampanii przeciwko farmom wiatrowym w jednym z hrabstw w centralnej Anglii.
W swoim programie przed zeszłotygodniowymi wyborami jasno deklarowała, że będzie przeciwstawiać się powstawaniu kolejnych farm wiatrowych na lądzie i walczyć o zwiększenie wpływu lokalnych społeczności w procesie przyznawania pozwoleń na takie inwestycje.
Konserwatyści kontynuują politykę przycinania wiatru na lądzie
Takie poglądy nie wybiegają jednak poza oficjalną linię Partii Konserwatywnej. W swoim manifeście wyborczym partia Davida Camerona wyraźnie informowała o planach zlikwidowania subsydiów dla lądowych farm wiatrowych i przyznania lokalnym władzom prawa weta przeciwko budowie wiatraków na ich terenie.
Nie była to jednak nowość – już w poprzedniej kadencji konserwatyści chcieli bowiem doprowadzić do likwidacji subsydiów dla lądowych farm wiatrowych. Decyzję taką zablokowali jednak ówcześni koalicjanci. Tym razem takiego ograniczenia nie ma i wiele wskazuje na to, że cel ten stanie się jednym z kluczowych punktów do realizacji dla DECC w obecnej kadencji.
Branża nie składa jednak broni – pod koniec marca organizacja RenewableUK opublikowała raport, z którego wynika, że lądowe farmy wiatrowe w samym 2014 roku przyniosły brytyjskiej gospodarce wartość dodaną rzędu 900 mln funtów. Według autorów raportu, każdy megawat mocy wytwórczych w tej gałęzi energetyki w całym swoim cyklu życia dodaje do gospodarki 2 mln funtów. Branża próbuje bronić się podkreślając, iż 70 proc. środków inwestowanych w lądowe farmy wiatrowe pozostaje w Wielkiej Brytanii a prawie jedna trzecia trafia do lokalnej społeczności w miejscach budowy farm poprzez różnego rodzaju zlecenia.
Torysi mają jednak własną wizję realizacji celów klimatycznych. Jej osią mają być nowe elektrownie atomowe a w sferze energetyki odnawialnej – morskie farmy wiatrowe, których budowy nie hamują protesty społeczeństw lokalnych i problem konkurencji o najlepsze lokalizacje z rolnictwem czy turystyką.
Coraz więcej odmów
W 2014 roku aż 57 proc. wniosków o pozwolenie na budowę lądowych farm wiatrowych zostało odrzuconych. Zgodę otrzymało jedynie 161 projektów, głównie niewielkich inwestycji o charakterze lokalnym
W 2014 roku aż 57 proc. wniosków o pozwolenie na budowę lądowych farm wiatrowych zostało odrzuconych. Zgodę otrzymało jedynie 161 projektów, głównie niewielkich inwestycji o charakterze lokalnym – wynika z raportu think tanku Fabian Society. Oznacza to, że udział odmownych decyzji podwoił się w stosunku do roku 2009, czyli tuż przed dojściem konserwatystów do władzy.
Według RenewableUK, w Wielkiej Brytanii działa w tej chwili 4937 lądowych turbin wiatrowych o łącznej mocy 8146 MW. W budowie jest kolejnych 609 turbin o mocy prawie 1500 MW a pozwolenie na budowę posiadają projekty o łącznej mocy 5628 MW (będzie to 2890 nowych turbin wiatrowych). W sumie da to ponad 15 GW mocy wytwórczych.
Czy dołączą do nich kolejne? To już zależeć będzie od determinacji nowego brytyjskiego rządu w dążeniu do realizacji przedwyborczych zapowiedzi.