Spis treści
Nord Stream 1 właśnie rozpoczyna letnią przerwę konserwacyjną. W Niemczech można już mówić o prawdziwej gazowej panice. Przepływy gazu przez ten kluczowy dla zaopatrzenia naszych zachodnich sąsiadów (a obecnie także Polski) gazociąg zmalały w ostatnich tygodniach o 60 proc.
Gazprom tłumaczy to zatrzymaniem przez Kanadyjczyków remontowanej w Quebecu turbiny Siemensa, potrzebnej do pracy gazociągu. Wprawdzie rząd Niemiec nakłonił władze Kanady do wypuszczenia „aresztowanej” turbiny, ale obawy czy Rosjanie wznowią dostawy gazu za dwa tygodnie są w Niemczech olbrzymie. Cały kraj myśli jak oszczędzać błękitne paliwo. Jak pisze „Financial Times”, niektóre miasta, m.in. Duesseldorf, zamykają baseny. W saksońskim miasteczku Dippolddiswalde jedna ze wspólnot mieszkaniowych wyznaczyła godziny ciepłej wody – od 4 do 8 rano, od 11 do 13 i od 17 do 21.
W Lahn-Dill, w pobliżu Frankfurtu, wyłączono ciepłą wodę w szkołach, bo przecież uczniowie i tak mają wakacje. Helmut Dedy, szef Związku Miast Niemieckich zaapelował o odcięcie ciepłej wody w budynkach publicznych, muzeach i centrach sportowych. Każda kilowatogodzina energii przyda się w zimie. Szef niemieckiego regulatora BNETzA, Klaus Miller, mówi bardzo jasno, że baseny i fabryki ciastek nie są infrastrukturą o krytycznym znaczeniu dla gospodarki.
Niemcy szykują oczywiście plan awaryjny i scenariusze na wypadek całkowitego odcięcia gazu z Rosji. Trwają dyskusje czy i jak chronić przemysł, który teoretycznie powinien być odłączany jako pierwszy, ale rząd w Berlinie boi się recesji i pikującego bezrobocia.
Bruksela szykuje się na kryzys
Tymczasem w Komisji Europejskiej trwają prace na kolejnym strategicznym dokumentem – „pakietem na zimę”, który ma być przedstawiony 20 lipca. Z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że na stole pojawi się też zapewne propozycja obowiązkowego zmniejszenia popytu na gaz – być może o 6-7 proc i zastąpienia go węglem, olejem czy odnawialnymi źródłami energii. To akurat nie będzie trudne – pikujące ceny surowca już zmuszają firmy do zmniejszenia zużycia i od stycznia do marca konsumpcja gazu już spadła o 8 proc. w porównaniu z 2021 r.
Unijni urzędnicy chcą też ubrać w bardziej jasne ramy prawne zasady rozporządzenia SOS o wzajemnej pomocy gazowej państw UE. Rozporządzenie mówi bowiem, że państwa powinny dzielić gazem potrzebnym dla „odbiorców wrażliwych”, ale definicję tychże ustalają same państwa. Wiadomo, że będą wśród nich gospodarstwa domowe, szkoły, szpitale itd, zażarte dyskusje toczą się jednak w sprawie przemysłu. Państwa mogą też zawierać umowy bilateralne między sobą w sprawie gazowej solidarności – Niemcy mają takie z Danią i Austrią, ale nalegają na w miarę jasne wspólne zasady unijnej pomocy międzypaństwowej.
Minister gospodarki Robert Habeck odwiedza właśnie w tej sprawie Czechy i Austrię. Gdyby odwiedził Polskę, można by zapewne porozmawiać o handlu „gaz za węgiel”. Polskie elektrownie coraz częściej borykają się bowiem z brakiem surowca, prawdziwa tragedia jest jednak w ciepłowniach. Przez ostatnie miesiące niemieckie firmy gorączkowo kupowały węgiel gdzie się da, także w Rosji, żeby zdążyć przed wchodzącym w życie w sierpniu unijnym embargiem. Polska wprowadziła swoje własne embargo już w maju, więc Rosja – nasz największy zagraniczny dostawca węgla – wypadł z rynku nagle i bez okresu przejściowego.
UE chce mieć lewar
Ale najbardziej kontrowersyjna propozycja to wprowadzenie maksymalnej ceny (tzw. price cap) dla rosyjskiego gazu. W dokumencie, z którym zapoznało się WysokieNapiecie.pl jest o tym w zasadzie jedno zdanie, bez żadnego uzasadnienia. Trudno więc powiedzieć, co KE chciałaby w ten sposób osiągnąć.
Z naszych rozmów z unijnymi urzędnikami wynika, że KE liczy iż będzie miała w ten sposób jakiś „lewar” na Rosjan. Na razie bowiem inicjatywa jest po stronie Rosjan, którzy obniżając przepływy gazu, niemal w czasie rzeczywistym decydują o jego giełdowych cenach. Wpisanie maksymalnych cen do rozporządzenia rynkowego – uniknięto by w ten sposób długiej debaty w Parlamencie Europejskim, miałoby uzmysłowić Rosjanom, że jeśli przesadzą z windowaniem cen, to Unia sięgnie po cenę maksymalną i gazowa bonanza się skończy.
Problem polega na tym, że wyznaczenie cen maksymalnych może dać Rosjanom pretekst do całkowitego odcięcia gazu jeszcze przed zimą. A tego większość państw UE bardzo chciałaby uniknąć. Bez rosyjskiego gazu zapełnienie magazynów w 80 proc. do końca października – jak tego chcą świeżo uchwalone unijne przepisy – będzie po prostu niemożliwe.
Kolejne pakiety unijnych sankcji były wprowadzane w pośpiechu, bez dokładnej analizy co chciano osiągnąć i jak mogą zareagować Rosjanie. Na razie ich rezultaty są dla Zachodu rozczarowujące – Moskwa nie problemu ze sprzedażą swojej ropy i to po cenach wyższych niż planowano w budżecie.