Spis treści
We wtorek, 5 lipca, Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o zmianie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw (UD207). Prace nad liberalizacją tzw. ustawy antywiatrakowej trwały w resorcie energii, następnie rozwoju, a teraz klimatu i środowiska, niemal tak samo długo, jak obowiązuje sama ustawa, wprowadzona w 2016 roku.
Przepisy, mające teoretycznie wyznaczyć bezpieczną przestrzeń miedzy turbinami a budynkami mieszkalnymi, zostały przyjęte przez rząd Beaty Szydło w taki sposób, że objęły ok. 98% terytorium kraju i praktycznie uniemożliwiły rozwój nowych projektów wiatrowych. Aby całkowicie nie wstrzymywać rozwoju tej branży, wprowadzono i przedłużono możliwość budowania farm, która miały już przygotowaną dokumentację. Przepisy znacznie utrudniały jednak zmiany w projektach, zmuszając inwestorów do budowania w Polsce turbin starego typu, często o mocach rzędu 2-2,5 MW i wykorzystaniu mocy rzędu 25%, podczas gdy dziś poza Polską stawia się już turbiny 3-6 MW o produktywności rzędu 35-40%.
Oszczędności na wiatrakach mają sięgnąć 9 mld zł rocznie
Wczoraj wiceminister klimatu Ireneusz Zyska i przedstawiciele państwowego Taurona tłumaczyli posłom i senatorom z parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki oraz Transformacji Energetycznej o ile rozwój energetyki wiatrowej może obniżyć rachunki za prąd Polaków. Przypomnijmy, że budowane dziś w aukcjach OZE turbiny wiatrowe oferują rządowi ceny na poziomie ok. 250 zł/MWh, a nowoczesne turbiny mogłyby oferować nawet ceny w okolicach 150-200 zł/MWh, podczas gdy rynkowe stawki na giełdzie energii przekraczają już 1000 zł/MWh. Po wygraniu takiej aukcji właściciele turbin dopłacają dziś różnicę państwowemu Zarządcy Rozliczeń. Pieniądze wpływające do tej spółki mogłyby być przeznaczane np. na wypłacanie odbiorcom energii ujemnej opłaty OZE, obniżającej rachunki za prąd.
Tauron przedstawił posłom analizę wpływu farm wiatrowych na ceny energii elektrycznej Instytutu Jagiellońskiego, opartą na korelacji cen hurtowych na giełdzie z ilością produkcji energii z farm wiatrowych w danej godzinie.
Z analizy wynika, że dzięki podwojeniu mocy zainstalowanej lądowych farm wiatrowych z 7 do 14 GW przeciętne gospodarstwo domowe zaoszczędziłoby na rachunkach za prąd 110 zł rocznie, a cała gospodarka, wliczając w to pozostałych odbiorców, łącznie ok. 9 mld zł rocznie.
Zasada 10H nie będzie bezwzględna
Zgodnie z projektem, oprócz bezwzględnej odległości minimalnej (500 metrów), podstawą dla określania odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych w strefie 10H (czyli odległości od turbiny liczonej jako dziesięciokrotność jej wysokości wraz z wirnikiem) będą m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (w ramach której analizuje się m.in. wpływ emisji hałasu na otoczenie i zdrowie mieszkańców) wykonywanej w ramach MPZP.
Zgodnie z ustawą, aby zlokalizować turbinę, trzeba będzie wykonać miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego (MPZP) co najmniej dla całego obszaru 10H. Inwestor będzie mógł, w drodze umowy z gminą, sfinansować przygotowanie lub zmianę planu.
Obowiązek zachowania odległości pozostawiono w projektowanych przepisach w przypadku parków narodowych (10H) i rezerwatów przyrody (500 metrów). Gminy, w których już zostały zlokalizowane elektrownie wiatrowe, mogłyby lokować w jej otoczeniu budynki mieszkalne w pobliżu elektrowni wiatrowej pod warunkiem spełnienia minimalnej odległości 500 metrów lub większej, wynikającej z przyjętych stref ochronnych w MPZP (bez konieczności zachowywania odległości obliczonej zgodnie z zasadą 10H).
Na wniosek ministra Piotra Naimskiego, nadzorującego m.in. Polskie Sieci Elektroenergetyczne, do ustawy wprowadzono nowe ograniczenie „w celu przeciwdziałania negatywnemu wpływowi elektrowni wiatrowych na sieci elektroenergetyczne najwyższych napięć”. Ma nią być „odległość pomiędzy elektrowniami i sieciami, równa lub większa od trzykrotności maksymalnej średnicy wirnika wraz z łopatami (odległość 3D) albo równa lub większa od dwukrotności maksymalnej całkowitej wysokość elektrowni wiatrowej (odległość 2H), określonej w planie miejscowym, zależnie od tego, która z tych wartości jest większa”. W uzasadnieniu nie wyjaśniono na czym ten „negatywny wpływ” mógłby polegać.
Zobacz też: Fala inwestycji w farmy wiatrowe ruszy za kilka lat
Mieszkańcy gmin z wiatrakami będą mogli… remontować swoje domy
Przepisy od kilku lat niemal całkowicie blokowały rozwój budownictwa mieszkaniowego wielu gmin. Zakaz dotknął ponad 6 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium Polski, a więc powierzchni przekraczającej połowę województwa opolskiego. Ustawa de facto wywłaszczała z części praw właścicieli nieruchomości wartych blisko 7 mld zł.
Budowa nowych budynków mieszkalnych nadal będzie jednak zakazana w odległości mniejszej niż 500 metrów od istniejących turbin, choćby budynek na własnym gruncie chciał postawić właściciel turbiny wiatrowej.
Natomiast rząd zrezygnował w końcu z absurdalnego zakazu „odbudowy, rozbudowy, nadbudowy, przebudowy i remontu” budynków mieszkalnych zlokalizowanych w strefie „oddziaływania” turbin wiatrowych, liczonej obecnie jako dziesięciokrotność jej wysokości, czyli zwykle w promieniu 1500-2000 metrów od każdej z turbin.
UDT zyska na zmianie ustawy antywiatrakowej
Projekt zakłada także, że prezes UDT miałby okresowo certyfikować (co 5 lat) oraz weryfikować kompetencje i zasoby podmiotu prowadzącego usługi serwisu technicznego elementów technicznych elektrowni wiatrowej (biorąc pod uwagę m.in. posiadany personel, jego kompetencje i uprawnienia do wykonywania określonych czynności serwisowych). Prowadzony ma być rejestr podmiotów mogących świadczyć tego typu usługi. Weryfikowane byłoby także, czy eksploatujący elektrownię wiatrową korzysta z usług certyfikowanego serwisu.
Teraz projekt ustawy trafi do Sejmu. Wiceminister klimatu Ireneusz Zyska mówił w rozmowie z WysokieNapiecie.pl, że ma nadzieję, iż Sejm zajmie się projektem na najbliższym posiedzeniu.