Spis treści
– W związku z aktualną sytuacją rynkową, będąc wykonawcami zadań inwestycyjnych i remontowych na Państwa majątku, zwracamy się z uprzejmą prośbą o pilne zorganizowanie spotkania Zarządu z przedstawicielami wykonawców, w miejscu i czasie dla Państwa dogodnym – tak zaczyna się pismo do prezesa spółki Enea Operator, do którego dotarła redakcja portalu WysokieNapiecie.pl.
Pod koniec kwietnia podpisali się pod nim przedstawiciele dwunastu firm wykonawczych. Wśród sygnatariuszy listu są zarówno podmioty należące do grona największych wykonawców w sektorze linii elektroenergetycznych, jak i średniej wielkości przedsiębiorstwa.
– Konieczność zorganizowania takiego spotkania wynika zarówno z drastycznego wzrostu cen materiałów i surowców na giełdach światowych w ostatnim czasie, jak i ograniczonej dostępności materiałów i surowców na rynku, co powoduje istotne utrudnienia w realizacji przez wykonawców obowiązków umownych na warunkach wynikających z umów zawieranych z Enea Operator – podkreślono.
Firmy listy piszą
W dalszej części listu czytamy m.in., że „wykonawcy muszą radzić sobie obecnie nie tylko z brakami materiałowymi, zwiększonymi kosztami transportu, gwałtownym wzrostem ceny energii oraz wysokim poziomem inflacji, ale także trudnościami z pozyskaniem siły roboczej, będącymi następstwem zarówno stanu epidemii COVID-19, jak i toczącej się wojny w Ukrainie”.
– Ze względu na wyjazd wielu pracowników narodowości ukraińskiej z powrotem do ojczystego kraju lub próby wydostania rodzin z Ukrainy, moce produkcyjne zakładów produkcyjnych również uległy zmniejszeniu. Wszystkie wymienione okoliczności powodują wydłużenie zakładanego czasu realizacji dostaw towarów, a także niespotykany wcześniej wzrost kosztów – czytamy dalej.
Dlatego menadżerowie spółek poprosili o spotkanie, którego celem jest „omówienie i określenie zasad współpracy, aby nie doprowadzić do poniesienia przez wykonawców rażącej straty, a przez to również zapobiec znaczącym opóźnieniom w realizacji zadań inwestycyjnych i remontowych realizowanych dla Enea Operator”.
– Chcemy przeprowadzić z Państwem merytoryczną dyskusję, w trakcie której przedstawimy Państwu problemy, z jakimi obecnie muszą się mierzyć wykonawcy działający w branży budowlanej wskutek wystąpienia opisanych w piśmie powyżej okoliczności, których żadna ze stron nie mogła przewidzieć na moment zawierania kontraktu, celem wypracowania rozwiązania, które pomoże wykonawcom zachować płynność finansową – podsumowali przedstawiciele firm wykonawczych.
Alternatywna rzeczywistość
– Żadnej reakcji nie było ze strony Enei na to pismo – powiedział nam półtora miesiąca później jeden z menadżerów. Jak dodał, problemy dotyczą przede wszystkim kontraktów zawartych przed 1 stycznia 2021 r., czyli przed wejściem w życie nowej ustawy Prawo zamówień publicznych.
Jedną z kluczowych zmian, którą ona przyniosła, było wprowadzenie obowiązkowej waloryzacji dla kontraktów o terminie realizacji powyżej 12 miesięcy. Choć ustawa nie definiuje procentowej stawki waloryzacji, to dla firm budowlanych cenna jest każda możliwość zmniejszenia ryzyka związanego z mocno zmiennymi kosztami materiałów, paliw czy robocizny.
– W kwestiach związanych z kontraktami sprzed 2021 r. dotychczas zawsze słyszeliśmy, że umowy są ryczałtowe i nie podlegają waloryzacji. Jest więc tak, że mamy realizować te inwestycje jakby do pandemii COVID-19 oraz rosyjskiej agresji na Ukrainę nigdy nie doszło – opisuje menadżer firmy wykonawczej dodając, że firmom w przypadku takich roszczeń pozostaje jedynie długa droga sądowa.
Na taką nie stać natomiast małych i średnich spółek, które często są uzależnione od bardzo wąskiego grona klientów. Stąd pod wspomnianym pismem do Enei Operator nie wszyscy zdecydowali się podpisać – z obawy przed potencjalnym zaognianiem sytuacji.
Nie oznacza to jednak, że w aktualnych przetargach, tych które są ogłaszane według przepisów nowego Prawa zamówień publicznych, sytuacja jest idealna. Przykład to postępowanie, w którym termin realizacji zadania chciano „skompresować” do 51 tygodni – tak, aby nie wyjść poza ustawowy próg czasowy, w którym umowa musi podlegać waloryzacji.
Gdy wobec sprzeciwu wykonawców się to nie udało, to termin wydłużono, ale tylko o kilka tygodni. Z kolei poziom waloryzacji ustalono na 2 proc. – w sytuacji, gdy inflacja konsumencka jest dwucyfrowa, a średnie ceny materiałów budowlanych są o 20-30 proc. wyższe niż rok wcześniej.
– Na niektóre inwestycje przetargi są ogłaszane po kilka razy, bo ceny wciąż nie mieszczą się w budżetach, które były przygotowane rok czy półtora roku wcześniej. Tak, jakby inwestor liczył, że przy szalejącej inflacji cena w kolejnym przetargu będzie niższa – opisuje menadżer firmy wykonawczej.
Dowody, analizy i wszelkie starania
To jednak nie domena tylko jednej spółki, a szerzej sektora dystrybucji energii elektrycznej. Potwierdza to przykład przedsiębiorcy pracującego dla Taurona Dystrybucja.
– Firmy świadczące usługi polegające na budowie czy modernizacji sieci oraz przyłączaniu nowych odbiorców dla Taurona są w bardzo trudnej sytuacji. Od jesieni ubiegłego roku ceny materiałów wykorzystywanych do tych robót drastycznie wzrosły. Zdecydowana większość podrożała przynajmniej dwukrotnie! Wykonując zlecenia według cen ryczałtowych, stanowiących załącznik do podpisanych wcześniej umów – a takie roboty począwszy od zaprojektowania po wykonanie mogą trwać latami – firmy dokładają do interesu – podkreślił w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl.
Jak dodał, największe problem mają wykonawcy realizujący obszarowe roboty związane z przyłączaniem nowych odbiorców.
– Wielu z nich ma podpisane długoterminowe umowy na stawkach, które dzisiaj są nierealne. Świadczy o tym chociażby fakt, że na wielu obszarach, na których w tym roku miał zostać wyłoniony wykonawca, nikt nie jest zainteresowany złożeniem oferty na proponowanych przez Tauron stawkach – wyjaśnił menadżer.
– Ze względu na brak oferentów termin tych postępowań był już kilkukrotnie wydłużany i dopiero po pięciokrotnym przełożeniu postępowania zostały zaproponowane nowe stawki. Ale to, czy są one rynkowe i bezpieczne dla potencjalnego wykonawcy zweryfikuje zainteresowanie ze strony oferentów – opisuje nasz rozmówca.
Od początku roku wykonawcy, którzy realizują roboty przyłączeniowe, wysyłają pisma z prośbą o indeksowanie nierynkowych stawek. Jedno z pism z odpowiedzią Taurona widział portal WysokieNapiecie.pl.
Czytamy w nim, że „w okolicznościach faktycznych niniejszej sprawy doszło do nieprzewidzianych zjawisk gospodarczych, których możliwość wystąpienia, na etapie postępowania o udzielenie zamówienia publicznego, nawet przy dochowaniu należytej staranności, była nieprawdopodobna”.
– Jak wskazuje Zamawiający kwestia ta, dla podjęcia wiążących decyzji wymaga dokonania analiz prawnych, weryfikacji zmiany cen materiałów i urządzeń, może też wymagać uzupełnienia stanowiska Wykonawcy o kolejne dowody. Zamawiający jednak zdaje sobie sprawę że zmiany otoczenia rynkowego w ostatnich miesiącach, które to nastąpiło po zawarciu umowy i zapewnia o dołożeniu wszelkich starań aby udało się osiągnąć z Wykonawcą porozumienie w tym zakresie – czytamy w odpowiedzi wystosowanej przez Taurona Dystrybucja.
Pozory zachowane, problemy pozostają
Gdy rozmawia się ze spółkami, które pracują dla państwowych operatorów sieci dystrybucyjnych, to ich ocena rzeczywistości jest bardzo zbliżona do siebie.
– Firmy dystrybucyjne zachowują się tak, jakby w otoczeniu gospodarczym nic się nie zmieniło. Od spółek budowlanych oczekują natomiast przewidywania przyszłości w obszarze geopolityki i rozwoju pandemii. Pokutuje wiara, że wykonawcy zawsze sobie poradzą. To podejście skutecznie niszczy firmy – usłyszeliśmy od zarządu jednej z grup wykonawczych.
Jak dodał, „dystrybucja nie rozumie, że rolą wykonawcy jest wybudować, a nie finansować projekty”.
– Wśród decydentów brakuje elementarnego rozumienia zasad funkcjonowania prywatnych firm. Kiedy rozmawiamy o pozycjach kosztowych słyszymy, że nie ma czegoś takiego jak koszty zarządu (w księgowości wydatki związane z zarządzaniem całym przedsiębiorstwem – red.), bo zarząd nie buduje przecież linii czy stacji elektroenergetycznych. Pozostaje rozłożyć ręce w geście bezradności. Efekt jest taki, że dystrybutorzy w imię źle pojętego własnego bezpieczeństwa niszczą potencjał firm, na których ma opierać się transformacja energetyczna – wskazał zarząd.
– Wiemy doskonale w jakim stanie jest sieć dystrybucyjna i jakim wyzwaniem jest przyłączanie odnawialnych źródeł energii. Dziś programy inwestycyjne w dystrybucji nie istnieją nigdzie poza prezentacjami i deklaracjami menedżerów na konferencjach. Dystrybucja stoi, a właściwie leży. Nie ma nowych kontraktów, a te które są zawarte, niszczą firmy – stwierdził.
Zobacz więcej: Sieci kluczowe dla rozwoju zielonej energii
Przedstawiciele innej firmy wskazują natomiast na wachlarz zachowań ze strony inwestorów: jedni wyrażają zrozumienie, inni nie reagują, ale nawet te z pozoru pozytywne reakcje mają jedynie charakter deklaratywny i raczej nieliczne są przypadki rzeczywistego pokrycia wzrostu kosztów.
– Zleceniodawcy pod płaszczykiem okazywania dobrej woli i chęci współdziałania długo analizują i zgłębiają rozmiar kosztów, zadają bardzo szczegółowe pytania, proszą o analizy sprzed kilku lat. To jednak nie przekłada się na rozwiązanie problemu, a raczej na wydłużenie procesu rozpatrywania roszczeń wykonawców i popychanie ich do upadłości, lub poniesienia rażącej straty w wyniku prowadzenia projektu w tak niestabilnych warunkach biznesowych i prawdopodobnie dochodzenia swych roszczeń w sądzie przez kolejne lata. Spółek wykonawczych na to nie stać, bo nie przetrwają – konkludują.
Drogo i jeszcze drożej
Duże wzrosty kosztów w sektorze budowlanym są już obserwowane od połowy ubiegłego roku, gdy światowa gospodarka dynamicznie ruszyła do przodu po pandemicznym hamowaniu. Podaż przestała nadążać za popytem, a zgodnie z prawami ekonomii musi to prowadzić do wzrostu cen. Rosyjska agresja na Ukrainę pogrzebała nadzieję na ustabilizowanie sytuacji.
Pokazują to analizy rynkowe prowadzone przez firmę doradczą CCM. Z jej danych wynika, że ceny kluczowych surowców i materiałów wykorzystywanych w budownictwie po upływie dokładnie trzech miesięcy od momentu eskalacji konfliktu (od 24 lutego do 24 maja 2022 r.) nie wróciły do poziomu sprzed wybuchu wojny.
– Odnotowane wzrosty cen na koniec analizowanego przez nas okresu nadal sięgają poziomu nawet 90 proc.! Dla wykonawców robót budowlanych w Polsce stosunkowo niewielkim pocieszeniem są zatem ostatnio obserwowane obniżki cen produktów stalowych. Co więcej, stal jest nadal średnio o 35 proc. droższa niż trzy miesiące temu i nawet o 40 proc. w porównaniu do początku roku – wyliczył dla portalu WysokieNapiecie.pl Michał Lempkowski, partner zarządzający CCM i biegły sądowy z zakresu budownictwa.
– Do tego dochodzą wciąż rosnące ceny transportu i pracy maszyn co jest spowodowane wysokimi cenami paliw. 24 maja za każdy rodzaj paliwa musieliśmy płacić powyżej 7 zł za litr. Z początkiem czerwca przebiły poziom ponad 8 zł. Mamy zatem do czynienia z rekordowymi cenami benzyny, dla której nadal utrzymuje się trend wzrostowy – dodał.
Lempkowski zwrócił też uwagę na ceny aluminium czy miedzi, których wahania istotnie przełożyły się na wzrost kosztów inwestycji budowlanych – w tym energetycznych.
– Niezwykle istotną kwestią wpływającą na kondycję całej branży pozostaje również ogólny poziom wzrostu cen towarów i usług. Galopująca inflacja i ciągłe podwyżki płacy minimalnej wywierają ogromną presję płacową, a co za tym idzie zwiększają koszty robocizny, które stanowią średnio ok. 20 proc. całkowitych kosztów realizacji projektów budowlanych – podkreślił Lempkowski.
Perspektywy są, ale liczy się teraźniejszość
W inflacyjnym świecie budownictwa wzrost kosztów uderza we wszystkie inwestycje infrastrukturalne, ale reguły rządzące poszczególnymi segmentami rynku są odmienne. Najpewniej mogą się chyba czuć się wykonawcy pracujący dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która jest centralnym urzędem administracji państwowej.
W maju rząd zwiększył limit finansowy Programu Budowy Dróg Krajowych o 2,6 mld zł oraz Programu budowy 100 obwodnic o 115 mln zł. Dzięki temu z 5 do 10 proc. zostanie zwiększony limit waloryzacji dla kontraktów zawieranych od początku 2022 r. oraz dla tych wcześniejszych.
– Decyzja ta wiąże się z rosnącymi kosztami inwestycji drogowych, spowodowanymi m.in. wzrostem cen surowców i materiałów, w związku z wojną w Ukrainie. Od początku konfliktu w Ukrainie, branża budowlana zgłaszała problemy związane z odpływem ukraińskich pracowników i wzrostem cen materiałów budowlanych oraz postulowała o zwiększenie limitów waloryzacji – informowała GDDKiA.
Zdaniem Damiana Kaźmierczaka, głównego ekonomisty Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, w całej branży kwestia waloryzacji w kontraktach długoterminowych wysuwa się na pierwszy plan. Na podobny ruch jak w przypadku GDDKiA oczekuje segment kolejowy, ale w tym przypadku inwestorem jest już jednak spółka prawa handlowego, czyli państwowa PKP PLK.
Bardzo źle wygląda sytuacja w samorządach, w których wiele kontraktów w ogóle nie posiada mechanizmów waloryzacyjnych, bo są to umowy krótkoterminowe. Natomiast w umowach zawieranych na dłuższy termin część samorządów wciąż wprowadza iluzoryczne reguły waloryzacji, które w praktyce w ogóle nie działają.
Kaźmierczak wskazał, że wykonawców czekają bardzo trudne rozmowy z inwestorami quasi-publicznymi, czyli dużymi spółkami Skarbu Państwa, które nie zawsze podlegają reżimowi zamówień publicznych, mają dużą swobodę w kształtowaniu warunków kontraktowych i bardzo często wykorzystują swoją dominującą pozycję w relacjach z wykonawcami.
– Bez partnerskich relacji firm budowlanych z zamawiającymi nie uda nam się zrealizować wyjątkowo ambitnego programu inwestycyjnego nakierowanego na transformację energetyczną naszego kraju i uniezależnienie się od surowców energetycznych z Rosji – ocenił ekonomista.
Podobnego zdania jest Bartosz Tokarski, zastępca dyrektora Biura Ubezpieczeń Klientów Strategicznych firmy EIB.
– Firmy budowlane związane z energetyką, jeśli znajdują się w stabilnej kondycji finansowej, to nie mają obecnie trudności z pozyskaniem gwarancji ubezpieczeniowych. Dzięki perspektywom rynkowym nie będą mieć ich również w przyszłości, ale do utrzymania takiej sytuacji potrzebna jest waloryzacja umów dotkniętych skutkami wojny i COVID-19 – wskazał Tokarski.
– Rynek finansowy, w tym ubezpieczeniowy, widzi optymistycznie perspektywy, które powinny firmom wyspecjalizowanym w tym wąskim obszarze pozwolić na stabilny wzrost oraz udostępnienie im w oczekiwanym zakresie instrumentów finansowych – dodał.
Warto zwrócić przy tym uwagę, że już 24 marca – czyli równo w miesiąc po wybuchu wojny – Urząd Zamówień Publicznych – wydał opinię dotyczą możliwości zmiany umów w kontekście wpływu wojny za naszą wschodnią granicą.
– Konflikt zbrojny w Ukrainie oraz jego transgraniczne, gospodarcze skutki, przejawiające się np. przerwaniem łańcucha dostaw, niedostępnością materiałów, wzrostem cen materiałów i kosztów robocizny, a także wyjazdem z Polski pracowników będących obywatelami Ukrainy, zakwalifikować można jako zewnętrzne zjawisko, którego nie można było przewidzieć, pomimo zachowania należytej staranności – wskazał UZP.
Inflacja w przesyle
Inflacja to problem również dla operatora systemu przesyłowego, czyli Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Tu pechowo wybuch wojny zbiegł się w czasie z ogłoszeniem przez PSE nowego, 10-letniego Planu Rozwoju wycenionego na prawie 32 mld zł.
Poprzedziło go wprowadzanie przez spółkę nowego modelu prowadzenia inwestycji, który wykonawcom pozostawia tylko prace budowlane. Pozyskanie gruntów i pozwoleń administracyjnych, a także dużą część dostaw przejął zamawiający. Wprowadzono też m.in. wysoki wskaźnik waloryzacji sięgający 20 proc., a także mechanizmy mające poprawić płynność finansową kontraktów.
Celem było zmniejszenia ryzyka po stronie firm budowlanych i w ten sposób przyciągnięcie ich do współpracy z PSE, bo przy ograniczonym potencjale wykonawczym na rynku ambitny plan inwestycyjny nie ma szans na realizację przy braku zainteresowania ze strony wykonawców.
Zobacz więcej: Inwestycje w sieci mogą zderzyć się z budowlaną rzeczywistością
To jednak plany dotyczące przyszłości. A co ze „starymi” projektami? Jak poinformowało portal WysokieNapiecie.pl biuro prasowe PSE, dotychczasowa wartość roszczeń zgłoszonych przez wykonawców/dostawców opiewa na kwotę ok. 121 mln zł.
– Ponieważ PSE prowadzą projekty długoterminowe, obecnie w fazie realizacyjnej są również kontrakty, które zawierane były według tzw. starego modelu, czyli w formule „pod klucz”. Nadal obowiązują także umowy zawierane jeszcze przed nowelizacją prawa zamówień publicznych tj. przed styczniem 2021 r. – wskazała spółka.
Dodała, że trwają analizy – również na podstawie złożonych wniosków waloryzacyjnych – dotyczące możliwości zmian w klauzulach obowiązujących oraz wprowadzenia ich do kontraktów zawartych przed nowelizacją PZP.
Ponadto, w zakresie umów, w którym nie występuje klauzula waloryzacyjna albo klauzula ta – zdaniem wykonawców – nie jest w stanie zbilansować wzrostu kosztów, PSE prowadzą dialog w celu wypracowania akceptowalnego przez obie strony rozwiązania.
– Obecnie kontrahenci przedstawiają uzasadnienia swoich roszczeń, a PSE weryfikują, czy funkcjonująca w umowach formuła waloryzacyjna przystaje do obecnej sytuacji rynkowej. Spółka, biorąc pod uwagę postulaty rynku wykonawców oraz dostawców, rozważa możliwość korekty w obowiązującej klauzuli – wskazała spółka.
PSE analizują również możliwość wprowadzenia do nowych umów zmienionych klauzul waloryzacyjnych, a w najbliższym czasie planują rozpoczęcie konsultacji rynkowych nowego mechanizmu waloryzacyjnego. Z kolei dla projektów realizowanych w oparciu o umowy, w których nie ma przewidzianej waloryzacji, spółka analizuje możliwość ich wprowadzenia.
– Biorąc pod uwagę skalę planowanych inwestycji przewidzianych do realizacji w ramach projektu Planu Rozwoju Sieci Przesyłowej na lata 2022-2032, PSE mają świadomość, że jedynie bieżący kontakt z wykonawcami i wspólne rozwiązywanie problemów gwarantują sukces realizacji inwestycji – podsumowało biuro prasowe spółki.
Jednak PSE już doświadczają skutków inflacji oraz wojny na swoje inwestycje. Pod koniec lutego na wykonawcę nowej siedziby spółki w Radomiu został wybrany Budimex z ofertą wartą 389 mln zł netto wobec budżetu zamawiającego na poziomie ok. 206 mln zł netto.
Spółka ta odmówiła jednak podpisania umowy, bo zawarcie jej na dotychczasowych warunkach „zmuszałoby Budimex S.A. do realizacji inwestycji zgodnie z ofertą złożoną 29.11.2021 r. – czyli na warunkach istotnie odbiegających od obecnej sytuacji rynkowej”.
Następnie drugie w stawce (429 mln zł netto) konsorcjum spółek z grupy Strabag postanowiło nie przedłużać wadium, co automatycznie wykluczyło jej ofertę. W tej sytuacji pod koniec maja PSE wybrały trzecią co wartości ofertę spółki Porr o wartości 465 mln zł netto.
Napięcie rośnie w sieciach
Wszystko wskazuje więc, że przed sektorami dystrybucji i przesyłu energii elektrycznej napięty czas. W opinii Krzysztofa Loberta, prezesa spółek Eltel Networks Energetyka oraz Eltel Networks Engineering, potencjał wykonawczy rynku energetycznego zostanie ograniczony, a plany inwestycyjne pozostaną w sferze planów, nie realizacji.
– Już teraz wiele firm biorąc pod uwagę doświadczenia branży w osiąganiu porozumień ze zleceniodawcami nie składa ofert oraz nawet kosztem utraty wadiów nie podpisuje umów wynikających z wcześniej wygranych przetargów, co powstrzymuje realizację planów inwestycyjnych zleceniodawców – skomentował prezes dla portalu WysokieNapiecie.pl.
Joanna Szcześniak, członek zarządu i dyrektor finansowa Eltel Networks Energetyka dodała, że spółkę bezpośrednio dotknęła ta sytuacja.
– Zamawiający bez zupełnego zrozumienia zmiany warunków biznesowych domagał się podpisania umowy na warunkach oferty złożonej przed agresją Rosji na Ukrainę i finalnie skorzystał z wadium. Takie rozwiązanie prawnie dopuszczalne pozostawia wiele do życzenia pod względem etyki biznesowej, gdyż inwestor miał również możliwość unieważnienia przetargu bez uderzania w wykonawcę – podkreśliła Szcześniak.
Mariusz Targowski, prezes Enpromu, zaapelował z kolei o szybką waloryzację kontraktów PSE, które są głównym klientem jego firmy na rynku polskim.
– Inwestor, choć związany przepisami o zamówieniach publicznych, szuka rozwiązania niewątpliwie trudnej sytuacji, w której znaleźli się wykonawcy. Dodatkowym wyzwaniem w procesie waloryzacji jest oczywiście cena ryczałtowa, bo w wielu przetargach oferty nie były rozbijane na elementy. Powstaje więc pytanie, ile z na przykład kontraktu o wartości 300 mln zł stanowi koszt słupów, ile materiał, a ile robocizna. To bardzo trudne zagadnienia do rozwiązania – stwierdził Targowski pytany przez nasz portal.
– Za granicą, gdzie jako Enprom prowadzimy wiele kontraktów, już na etapie oferty wspólnie z inwestorami inwentaryzujemy ryzyka. Cena rozbita jest na szereg elementów, a wiele czynników ryzyka przerzucanych jest na zamawiającego. To zwiększa bezpieczeństwo kontraktów, ale też sprzyja budowie silnego rynku wykonawców – dodaje Piotr Tomczyk, członek zarządu Enpromu.