Spis treści
W czwartek akcje notowanej na rynku NewConnect spółki zostały przecenione o ponad 40 proc. Inwestorzy sprzedawali papiery Stilo w reakcji na komunikat, który spółka ogłosiła w środę wieczorem. W nim poinformowała, że Bank Pekao nie zamierza przedłużać obowiązującej do końca maja umowy o zawieszeniu dochodzenia roszczeń (tzw. umowa standstill).
– Powyższe oznacza, że Bank będzie uprawniony do wszczęcia działań windykacyjnych i dochodzenia od Spółki spłaty zaciągniętego kredytu w kwocie 6 mln zł, którego wykorzystanie na dzień sporządzenia niniejszego raportu bieżącego wynosi ok. 3,36 mln zł – podało Stilo Energy.
– Wobec powyższego w tym samym dniu Spółka podjęła decyzję o rozpoczęciu działań zmierzających do otwarcia postępowania o zatwierdzenie układu w oparciu o znowelizowane przepisy Prawa restrukturyzacyjnego, w tym dokonaniu przez doradcę restrukturyzacyjnego w imieniu Spółki obwieszczenia o otwarciu postępowania o zawarcie układu we właściwym rejestrze – dodało.
Od debiutu w kwietniu 2021 r. na zapleczu rynku głównego GPW firma straciła przeszło 90 proc. wartości.
Załamanie rynku
W środę rano Stilo Energy publikowało pełne wyniki finansowe za 2021 r. Możliwe, że w połączeniu z danymi dotyczącymi pierwszego kwartału tego roku, publikowanymi w połowie maja, stanowiły one już dostateczny zasób wiedzy dla Pekao, skutkującej negatywnymi decyzjami banku wobec fotowoltaicznej firmy.
Ubiegły rok Stilo zakończyło stratą netto w wysokości prawie 8 mln zł. W pierwszym kwartale 2022 r., w którym trwało jeszcze inwestycyjne wzmożenie związane ze starym systemem wsparcia prosumenckiej fotowoltaiki, spółce udało się wypracować niespełna 0,7 mln zł zysku netto – mimo ponad dwukrotnie wyższych przychodów niż rok wcześniej.
W zamieszczonym w raporcie kwartalnym liście do akcjonariuszy zarząd podkreślał w kontekście programu „Mój Prąd 4.0”, że nie można oczekiwać odbudowy popytu na mikroinstalacje w stosunku do pierwszego kwartału tego roku i prognozować, kiedy może to nastąpić.
– Sytuacja taka może doprowadzić do niekorzystnych efektów płynnościowych w większości podmiotów operujących w branży fotowoltaiki. Stilo Energy w poprzednich kwartałach trafnie oceniała kierunki rozwoju rynku, będące rezultatem zapowiadanych pod koniec 2021 r. zmian w otoczeniu regulacyjnych branży OZE. Dzięki temu odpowiednio przygotowaliśmy się na aktualny sezon – zapewniał zarząd.
– Warto tutaj choćby wspomnieć o wdrożeniu restrykcyjnej polityki kosztowej, którą utrzymujemy, a także o dokonaniu podwyżki cenowej, dzięki której w minionym okresie mogliśmy skutecznie konkurować na rynku. Jednakże najbliższe miesiące pokażą czy przyjęta obecnie strategia działania będzie wymagać kolejnej zmiany – podkreślał.
Wojna psuje plany
Jedną z recept na spodziewane od kilku miesięcy zahamowanie rozwoju prosumenckiej fotowoltaiki miało zwiększenie aktywności Stilo Energy na rynku instalacji dla klientów biznesowych. W ubiegłym roku firma pozyskała prawie 13 mln zł takich zamówień, a w styczniu 2022 r. kolejne 3,4 mln zł.
– Obecnie w procesie znajduje się kilkadziesiąt zaawansowanych projektów z tego segmentu. Jednakże zgodnie z zasadą tzw. lejka sprzedażowego, nie wszystkie z nich zostaną sfinalizowane. Tutaj należy także wskazać, że na potencjał rozwoju rynku B2B wpłynął także wybuch wojny w Ukrainie – informowało Stilo w połowie maja.
– Zwiększona niepewność szczególnie w obszarze małych i średnich przedsiębiorstw spowodowała wydłużenie procesów decyzyjnych w zakresie nowych inwestycji, w tym również dotyczących zwiększenia niezależności energetycznej. Przewidujemy, że ostatecznie wpływ na przełamanie tej sytuacji będą mieć nadal rosnące ceny prądu, a także poziom inflacji – oceniało.
Natomiast odnosząc się do relacji z Pekao zarząd zapewniał, że pozostaje w stałym kontakcie z przedstawicielami banku, którzy „widzą potencjał dalszego rozwoju spółki, rozumieją obecną sytuację rynkową i deklarują wsparcie”.
Jak widać, te słowa po dwóch tygodniach nie są już aktualne.
Pracowników coraz mniej
Dwa dni po publikacji wyników za pierwszy kwartał, czyli 18 maja, zarząd Stilo podał jeszcze, że podjął decyzję o rozpoczęciu przeglądu opcji strategicznych.
– W ramach przeglądu opcji strategicznych pod uwagę zostaną wzięte różne scenariusze dalszego rozwój Spółki w tym m.in. ewentualne możliwe zaangażowanie nowych inwestorów, refinansowanie zadłużenia bankowego oraz możliwe inne źródła finansowania działalności Spółki – informował zarząd.
W marcu, gdy Stilo przeprowadzało emisję 212 tys. nowych akcji, z których chciało pozyskać 2,1 mln zł, udało się znaleźć chętnych na zaledwie nieco ponad 1/4 tej puli.
Raport roczny spółka opublikowała w środę 31 maja o godz. 8. rano. Zarząd podkreślał w nim, że swoje działania skupia na „rozbudzonym dzięki programom wspierającym Mój Prąd 4.0 oraz Moje ciepło zainteresowaniu klientów pompami ciepła oraz magazynami energii”.
– Liczymy, że ten trend chwilowo i częściowo zastąpi segment mikroinstalacji fotowoltaicznych. W dalszym stopniu zamierzamy zabiegać o rynek klienta B2B i stopniowo zwiększać w nim swój udział – podkreślał zarząd.
Tego samego dnia – o godz. 18. – opublikowano komunikat o planach restrukturyzacji. Przez 10 godzin sytuacja zmieniła się diametralnie.
Według danych po pierwszym kwartale Stilo zatrudniało 82 osoby – o prawie 50 mniej niż rok wcześniej. Wcześniej zarząd informował, że prowadził działania związane z optymalizacją kosztów.
Na swojej stronie internetowej spółka podaje jednak, że „zespół Stilo Energy w całym kraju liczy ok. 500 osób”, przez co zapewne należy rozumieć podwykonawców, pracujących dla powstałej pod koniec 2017 r. firmy.
Czarny scenariusz się spełnia
Tego, że niekorzystne zmiany w systemie wsparcia domowej fotowoltaiki będą miały poważne skutki dla rynku firm instalacyjnych, który wyrósł na trwającym kilka lat boomie, było wiadomo od dawna.
O tym, że wiele małych firm może zwinąć biznes, a czołowi instalatorzy muszą przygotować się do nowych realiów, portal WysokieNapiecie.pl pisał obszernie już na początku stycznia 2022 r.
Zobacz też: Czeka nas rok fotowoltaicznej rewolucji. Czy branża go przetrwa?
Jedną z sondowanych wówczas przez nas osób był Jarosław Król, prezes Stilo Energy. Wówczas oceniał, że problemy mogą dotknąć przede wszystkim firmy, które nie posiadają szerszych kompetencji niż podstawowa realizacja instalacji PV.
– Te firmy mogą zniknąć, ponieważ nie oferują szerszego zakresu usług. Jednakże nie jest to jedyny czynnik. Innym jest zachodząca obecnie profesjonalizacja rynku, ponieważ kończy się przestrzeń dla podmiotów, które korzystały wyłącznie ze wzrostu popytu wśród klientów indywidualnych. Obecnie struktura klientów na tym rynku będzie przechylać się w stronę B2B: firm i zakładów produkcyjnych – stwierdził wtedy prezes Król.
Ponadto prognozował, że najmniejsze i najmniej profesjonalne podmioty znikną lub zostaną wchłonięte przez te większe.
– Wiele się teraz słyszy choćby o wejściu do Polski wyspecjalizowanych deweloperów OZE z zagranicy. Skupiamy się jednak na rozwijaniu naszej działalności w zakresie oferty oraz klientów. Jeśli pojawi się możliwość ewentualnego połączenia się z innym podmiotem, który uzupełni nasze kompetencje wnosząc wartość dodaną, na pewno rozważymy taki scenariusz – mówił prezes.
Tymczasem niespełna pół roku od tamtych wypowiedzi to właśnie Stilo Energy staje się pierwszą ze znanych ofiar gwałtownych zmian na rynku fotowoltaiki.
Warto przypomnieć, że już w listopadzie ubiegłego roku, gdy było wiadomo o nadchodzących negatywnych zmianach dla instalatorów, inny z dużych podmiotów, czyli Edison Energia, został przejęty przez Polenergię. Na jego bazie powstały dwie spółki: Polenergia Fotowoltaika i Polenergia Pompy Ciepła.
Z kolei grupa R.Power, czyli jeden z największych deweloperów farm PV w Polsce, postanowił nabyć od Edisona spółkę Menlo Electric – dystrybutora sprzętu PV w Polsce i za granicą. Jeszcze wcześniej, bo już w 2019 r., pod skrzydła Innogy trafił inny z kluczowych instalatorów, czyli Foton Technik (obecnie E.ON Foton).
Stowarzyszenie Branży Fotowoltaicznej Polska PV wyliczało w listopadzie 2021 r., że sektor liczy 21,6 tys. firm oficjalnie zarejestrowanych jako wykonawcy instalacji fotowoltaicznych, a branża daje pracę dla ok. 120 tys. osób.
W dosyć katastroficznej prognozie Stowarzyszenie oceniało, że zmiany w przepisach spowodują w ciągu czterech lat likwidację ok. 13,5 tys. firm oraz utratę blisko 87 tys. miejsc pracy.
Nowe rozdanie
Przesilenie w branży od dawna zapowiadał największy instalator na rynku, czyli Columbus Energy. W pierwszym kwartale tego roku grupa zwiększyła przychody do 225 mln zł z 154 mln zł rok wcześniej. Mimo tego zanotowała prawie 14 mln zł straty netto wobec blisko 9 mln zł zysku netto rok wcześniej.
– Przez ostatnie pół roku popyt na instalacje prosumenckie był tak duży, że zostaliśmy postawieni pod wielką presją kosztową, jakiej nie widzieliśmy nigdy wcześniej. Podwykonawcy wywindowali swoje oczekiwania dwukrotnie, a komponenty w tym okresie były droższe, głównie ze względu na szalejącą inflację i kurs euro. Presja małych instalatorów wpłynęła też na cenę sprzedaży, która była niższa o ok. 10 proc. od ceny oczekiwanej – skomentował te wyniki prezes Dawid Zieliński.
Również 2021 r. Columbus zamknął stratą netto w wysokości 16 mln zł wobec 63 mln zł zysku w 2020 r. – przy wzroście przychodów z 650 do 704 mln zł.
W czwartkowym komentarzu do opublikowanego raportu rocznego prezes Zieliński stwierdził, że „fotowoltaika przez 2021 r. i pierwszy kwartał 2022 r. była takim ciasnym pudełkiem, pełnym małych instalatorów i drogich komponentów”.
– Od 1 kwietnia tego roku pudełko pękło przez zmianę ustawy, a Columbus, dzięki wieloletniej budowie marki, inwestycji w organizację i technologię, którą rozwijamy, wydostał się z tego pudełka. Zaczęło się nowe rozdanie, które w tym roku zweryfikuje, czy nasze założenia strategiczne są trafne – zaznaczył Zieliński.
W ciągu ostatniego roku akcje Columbusa straciły na wartości ponad 80 proc. Kolejne miesiące pokażą więc, kto odnajdzie się w nowych realiach rynkowych.
Net-billing a system opustów
Przypomnijmy, że na początku grudnia 2021 r. Sejm przegłosował, a dwa tygodnie później prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii. W ten sposób dotychczasowy system opustów został zastąpiony net-billingiem dla nowych prosumentów, wchodzących na rynek kwietnia 2022 r.
Net-billing nie jest tak korzystny i przejrzysty, jak system opustów, który wprowadzono w lipcu 2016 r. i który przyczynił się do ogromnego zainteresowania Polaków fotowoltaiką.
Prosumenci w gospodarstwach domowych są w stanie na bieżąco wykorzystać tylko około jedną piąta produkowanej energii. System opustów zapewnia, że w ciągu roku prosument może – w zależności od wielkości instalacji – odebrać 70-80 proc. nadwyżki bez ponoszenia dodatkowych opłat.
Zobacz też: Dopłaty w programie Mój Prąd 4.0 nie pomagają. Polacy nie kupują magazynów energii
Z kolei net-billing oznacza, że prosument rozliczy produkcję energii nie ilościowo, tylko wartościowo, a ponadto będzie ponosił wszystkie opłaty taryfowe przy pobieraniu energii z sieci. Przy obecnych, wysokich cenach energii elektrycznej fotowoltaika jest nadal korzystnym rozwiązaniem. Nie ma jednak pewności, jak w długim okresie będą kształtowały się ceny energii elektrycznej. W porównaniu z systemem opustów, trudno więc dokładnie ocenić okres zwrotu z inwestycji.
System net-billingu zakłada odrębne rozliczenie energii wprowadzonej do sieci elektroenergetycznej i energii elektrycznej pobranej z sieci elektroenergetycznej, w oparciu o wartość ustaloną według ceny giełdowej.
W tym systemie prosument ponosi koszty opłaty dystrybucyjnej, ponieważ pobraną energię kupuje ze wszystkimi opłatami (w tym VAT), zgodnie z taryfą swojego sprzedawcy. Prosument kupuje więc energię z wszystkimi opłatami taryfowymi, a sprzedaje bez tych opłat.