Spis treści
Papierowa biurokracja, przyjęcie setek tysięcy wniosków o dofinansowanie fotowoltaiki, a do tego brak odpowiedniej liczby przeszkolonych pracowników – to wszystko odbija się czkawką w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który miesiącami przetrzymuje wnioski z programu Mój Prąd.
Wypłaty odbywają się już nie z funduszy krajowych, tylko unijnych, ale rozpatrywanie wniosków szło jak po grudzie. Ostatnio kierownictwo funduszu zarządziło więc, że każdy urzędnik musi wnioski rozpatrywać, niezależenie od tego, czym zajmował się wcześniej – wynika z informacji portalu WysokieNapiecie.pl.
W trzech zakończonych naborach programu Mój Prąd Polacy złożyli 444 tys. wniosków. Część została odrzucona, 300 tys. prosumentów dostało na swoje bankowe konta dofinansowanie na łączną kwotę 1,4 mld zł. To jednocześnie oznacza, że około 130 tys. prosumentów nadal czeka na wypłaty z Mojego Prądu, które obniżą poniesione przez nich koszty inwestycji w domową fotowoltaikę.
Wszyscy ślęczą nad wnioskami
Najgorzej wygląda sytuacja z wnioskami trzeciego naboru, zakończonego w październiku ubiegłego roku. Wpłynęło w nim 178 tys. wniosków, z których około dwie trzecie nie zostało obsłużonych. Jeszcze na początku roku czas rozpatrywania wniosków wynosił średnio 210 dni. Obecnie to 300 dni, a w niektórych przypadkach na rozpatrzenie trzeba czekać prawie rok – „uprzejmie informuje” NFOŚiGW. Co więcej, fundusz „zastrzega sobie prawo do wydłużenia terminów rozpatrywania wniosków” – czytamy na stronie programu. Tak naprawdę nikt więc nie może być pewny, kiedy ostatecznie dostanie pieniądze.
Czytaj także: Mój Prąd 3.0. Dotacje do fotowoltaiki wyczerpane
Sytuacja jest na tyle poważna, że każdy pracownik NFOŚiGW dostał przykaz wypełnienia limitu rozpatrzenia wniosków, dziennie musi to być około 8 – wynika z informacji portalu WysokieNapiecie.pl. – Jest pełna mobilizacja – zapewnił nas wiceprezes NFOŚiGW Paweł Mirowski podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
W NFOŚiGW pracuje około 700 osób, ale część z nich wykonuje prace administracyjne. Gdyby 500 osób rzeczywiście dziennie oceniało po 8 wniosków, to byłaby szansa na to, że w czerwcu uporaliby się ze wszystkimi zaległościami i zakończyliby wypłaty z Mojego Prądu jeszcze przed wakacjami.
Piramidalna biurokracja
Skąd takie ogromne opóźnienia? To najtrudniej ustalić. O opóźnienia w wypłacie dotacji pytali się już kilka razy posłowie. Jak się okazuje, sam program do obsługi wniosków nie został zbyt dobrze zaprojektowany. Urzędnicy sprawdzają wszystkie załączniki, faktury, pieczątki, daty – czasem trwa to kwadrans, czasem ciągnie się wiele dni, kiedy trzeba wniosek uzupełnić.
Prosumenci też mogą być zdziwieni, kiedy czekają miesiące na informacje z NFOŚiGW i nagle dostają wezwanie, by w 5 dni uzupełnić braki we wniosku (10 dni jeśli dotyczy to zaświadczenia od operatora sieci dystrybucyjnej). Około 35 proc. wniosków wymaga uzupełnienia, a potem – sprawdzenia od nowa. Gdy pojawi się literówka – jest ponownie problem.
Czytaj także: Czekasz na 5000 zł z Mój Prąd? Sprawdź, czy dostałeś maila
– Korekty/uzupełnienia wniosków są weryfikowane na bieżąco, zaraz po ich wpłynięciu. Jednakże z uwagi na fakt, że Generator Wniosków o Dofinansowanie w momencie uzupełniania wniosku umożliwia Wnioskodawcom dokonanie całkowitej zmiany wniosku – wniosek taki musi zostać ponownie zweryfikowany w całości – tłumaczył w odpowiedzi na interpelację poselską wiceminister klimatu i środowiska Adam Guibourgé-Czetwertyński.
Przewidywany czas na rozpatrzenie poprawnie złożonego wniosku wynosi – teoretycznie 90 dni, ale od każdej poprawki trzeba liczyć maksymalnie 75 dni, jeśli wszystko dostało uzupełnione.
Jaka jest graniczna data wypłaty dofinansowania? Od trzeciego naboru wniosków program nie jest już finansowany ze środków krajowych, czyli z wpływów ze sprzedaży praw do emisji CO2 oraz z kasy NFOŚiGW. Budżet ubiegłorocznego naboru 534 mln zł pochodzi z funduszy unijnych, które muszą zostać wydane do końca 2023 roku.