Spis treści
Takie wnioski płyną z raportu, który przygotowała belgijska uczelnia KU Leuven na zlecenie Eurometaux – stowarzyszenia, do którego należą czołowi, globalni producenci metali nieżelaznych, m.in. Alcoa, Anglo American, Glencore, Rio Tinto czy Vale.
Polskę w tej organizacji reprezentuje KGHM, który jest dużym dostawcą miedzi i srebra, a ponadto produkuje też m.in. złoto i molibden. Władze polskiego koncernu od wielu lat podkreślają, że grupa jest spokojna o swoją przyszłość, bo transformacja energetyczna będzie generować potężne zapotrzebowanie na miedź do budowy sieci elektroenergetycznych, samochodów elektrycznych czy turbin wiatrowych.
Jednak na produktach, które w swoim portfolio ma KGHM, nie kończy się długa lista surowców potrzebnych w „zielonych technologiach”. Wśród nich znajdują się jeszcze m.in. aluminium, cynk, cyna, gal, ind, iryd, kadm, kobalt, krzem, lit, mangan, nikiel, ołów, pallad, platyna, tellur, wanad, skand i pozostałe metale ziem rzadkich.
Samochody, sieci i panele
Autorzy raportu do sporządzenia swoich analiz wykorzystali dwa technologiczne scenariusze dekarbonizacji światowej i europejskiej energetyki, które opracowała Międzynarodowa Agencja Energetyczna. Pierwszy z nich (STEPS) odzwierciedla obecną politykę i nakłady poszczególnych państw.
Natomiast drugim jest scenariusz zrównoważonego rozwoju (SDS), który spełnia cele zawarte w Porozumieniu Paryskim, przy jednoczesnym zapewnieniu powszechnego dostępu do energii i znacznym zmniejszeniu zanieczyszczenia powietrza. Gospodarki rozwinięte, w tym unijna, mają w nim osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r. W przypadku Chin ma to być 2060 r., a pozostałych krajów rok 2070.
Jak czytamy w raporcie, głównym motorem zapotrzebowania na metale nieżelazne będą samochody elektryczne (50-60 proc. ogółu), a następnie sieci elektroenergetyczne i fotowoltaika (35-45 proc.), a na pozostałe technologie przypadnie 5 proc. Dlatego przed UE stoją duże wyzwania związane z zabezpieczeniem łańcuchów dostaw na potrzeby transformacji energetycznej.
W raporcie oszacowano, że w 2050 r. Europa będzie potrzebowała w energetyce 35 razy więcej litu i od 7 do 26 razy więcej metali ziem rzadkich niż obecnie. W przypadku miedzi zapotrzebowanie wyniesie 1,5 mln ton (+35 proc.), a niklu 400 tys. ton (+100 proc.).
Trudności są już widoczne m.in. w przypadku fotowoltaiki, gdyż potencjał produkcyjny europejskiego przemysłu mocno stopniał w starciu z importem tanich i dotowanych paneli z Chin. Potrzebna jest odbudowa zdolności produkcyjnych w tym sektorze energetyki odnawialnej – zwłaszcza w przypadku krzemu polikrystalicznego, którego Europa produkuje za mało, a do tego i tak wysyła go do Chin do dalszego przetworzenia.
Kolejna bolączka dotyczy magnesów trwałych do silników samochodów elektrycznych i turbin wiatrowych, których w Europie prawie się nie produkuje. Są one sprowadzane głównie z Chin, które stały się niemalże monopolistą na tym rynku. Natomiast w przypadku baterii litowo-jonowych – zarówno do samochodów, jak i magazynów energii – ponad 90 proc. światowej produkcji przypada na Chiny, Koreę i Japonię.
Metale politycznie problematyczne
Problem polega też na tym, że pozycję kluczowych dostawców surowców w wielu przypadkach zajmują państwa niestabilne politycznie jak Birma, Kongo, Gwinea, Sierra Leone czy Mozambik. Nie mówiąc o takich krajach jak Rosja, od której UE chce obecnie jak najszybciej się uniezależnić z powodu decyzji Moskwy o ataku na Ukrainę.
Natomiast ogólny stopień zależności unijnej gospodarki od łańcucha dostaw z Chin już dawno przekroczył bezpieczny poziom, co pokazały turbulencje w światowym handlu wywołane pandemią COVID-19.
Dlatego istnieje ryzyko, że wraz z rozwojem wydarzeń geopolitycznych w różnych miejscach świata Europie zabraknie surowców potrzebnych do transformacji energetycznej. Na taką możliwość wskazał Mikael Staffas, szef Eurometaux i dyrektor naczelny szwedzkiego koncernu Boliden, cytowany przez dziennik Financial Times pod koniec kwietnia przy okazji prezentacji raportu.
Co prawda nawet do 75 proc. potrzebnych metali nieżelaznych mogłoby zostać zapewnionych lokalnie w Europie dzięki recyklingowi, ale osiągnięcie takich zdolności będzie możliwe dopiero po 2040 r. Do tego czasu mogą nastąpić globalne niedobory litu, kobaltu, niklu, metali ziem rzadkich i miedzi.
Jeden problem, trzy rozwiązania
W tej sytuacji Europa ma trzy rozwiązania przewidywanych problemów. Pierwszy to rozwój nowych kopalni, co jest jednak mało realne z uwagi na sprzeciw społeczności lokalnych dla takich projektów. Tak stało się nawet w relatywnie ubogiej Serbii, gdzie protesty zablokowały budowę prywatnej kopalni litu.
Drugim pomysłem jest uruchomienie nowych zakładów, które mogłyby przetwarzać rudy bogate w potrzebne metale. Tu barierą są jednak wysokie ceny energii elektrycznej, które w minionych latach doprowadziły do zredukowania europejskich mocy produkcyjnych aluminium, cynku i krzemu o 35-45 proc.
Natomiast trzecia opcja to współinwestowanie lub finansowanie nowych projektów wydobywczych na całym świecie w zamian za długoterminowe dostawy surowców.
Jak podkreśliła Liesbet Gregoir, główna autorka raportu, warto zwrócić uwagę na politykę Chin. Państwo Środka od wielu lat inwestuje poza swoimi granicami w projekty mające pomóc Chinom w zaspokojeniu dostaw, które nie są w stanie same wyprodukować. Być może UE powinna podążać podobną drogą.
– Europa musi pilnie zdecydować, w jaki sposób zlikwiduje nadciągającą lukę w dostawach metali. Bez zdecydowanej strategii grozi to powstaniem nowej zależności od niestabilnych dostawców – skomentowała Gregoir.
Z całym raportem pt. „Metals for Clean Energy” („Metale dla czystej energii”) można zapoznać się na stronach Eurometaux.
Pandemia i wojna już szkodzą OZE
Niezależnie od prognozowanych problemów dla OZE, które są związane z dostępem do metali nieżelaznych, już od kilku kwartałów ten sektor – zarówno w Polsce, jak i innych państwach UE – doświadcza zakłóceń związanych ze skutkami pandemii.
Do tego trzeci miesiąc trwa już agresja Rosji na Ukrainę co powoduje kolejne perturbacje związane z inwestycjami. Dotyczy to m.in. ograniczenia dostaw stali z uwagi na wstrzymanie dostaw z ukraińskich hut, a także sankcji nałożonych na import z Rosji i Białorusi.
Jak pisaliśmy niedawno na łamach portalu WysokieNapiecie.pl, sytuacja w branży budowlanej i tak już była trudna z powodu niespotykanego od wielu lat wzrostu cen materiałów i paliw. Wojna te wzrosty tylko spotęgowała, a w Polsce dodatkowo spowodowała masowy odpływ ukraińskich pracowników, którzy wyjechali walczyć w obronie swojego kraju.
Zobacz więcej: Wojna bije w lądowe wiatraki, a morskie topi ryzyko