Spis treści
UE negocjuje szósty pakiet sankcji na Rosję, tym razem uderzający w eksport rosyjskiej ropy. W niedzielę trwało kolejne spotkanie ambasadorów państw UE w sprawie konkretnych przepisów jak ma wyglądać. Według informacji Bloomberga spotkanie zakończyło się bez rezultatu, głównie ze względu na sprzeciw Węgier, a rozmowy maja być kontynuowane w kolejnych dniach. Sankcje wymagają jednomyślności.
Przypomnijmy, że kraje pozbawione dostępu do dostaw ropy drogą morską zażądały długich okresów przejściowych. Chodzi o Węgry, Słowację, Czechy, do których przyłączyła się Grecja i Chorwacja. Bloomberg informuje, że Bułgaria, która wcześniej zgodziła się na sankcje, zażądała jasnych kryteriów na podstawie których będą wprowadzane okresy przejściowe.
Embargo w przypadku ropy miałoby zacząć obowiązywać pół roku po zatwierdzeniu sankcji, a więc jesienią. Od początku 2023 roku obowiązywałby też zakaz sprowadzania produktów ropopochodnych, czyli paliw w rodzaju diesla czy LPG. Nie jest jasne w jaki sposób przepisy miały zapobiegać przewozowi wyprodukowanej z rosyjskiej ropy np. z Czech do Polski, albo masowym pielgrzymkom Polaków szukających tańszego paliwa na Słowacji czy w Czechach. Rosyjska ropa jest w tej chwili o ok. 35 proc. tańsza niż arabska.
Minister klimatu potwierdziła, że trwają techniczne dyskusje o możliwościach sprowadzania ropy do wschodnioniemieckich rafinerii przez naftoport w Gdańsku. Chodzi głównie o surowiec dla rafinerii Rosnietfi w Schwedt, co do której niemiecki rząd szykuje grunt pod zarząd komisaryczny albo nawet przymusową nacjonalizację.
Projektowane sankcje na razie nie obejmują gazu. Komisja Europejska deklaruje ustnie, że zapłata za gaz w modelu, określonym w słynnym dekrecie Putina, z wymianą waluty na ruble przez Gazprombank – jest złamaniem sankcji nałożonych na rosyjski sektor finansowy. Zapowiadanej bardziej szczegółowej interpretacji unijnych przepisów, gdzie jasno byłoby napisane, że założenie konta w rublach jest złamaniem sankcji KE póki co nie wydała.
Kraje bałtyckie i Finlandia mają rurę do Europy
Z pompą oficjalnie otwarty został gazociąg GIPL – interkonektor łączący polski i litewski systemy przesyłowe gazu. Kraje bałtyckie i połączona z nimi Finlandia po raz pierwszy zyskały fizyczne połączenie gazowe z resztą UE.
GIPL od razu został wykorzystany do importu gazu do Polski i ze względu na zakręcenie kurka przez Gazprom wygląda na to, że będzie to dominujący kierunek. Gaz sprowadza PGNiG do terminala LNG w Kłajpedzie, zawinął tam już pierwszy metanowiec z kupionym na spocie ładunkiem z terminala Freeport w Teksasie. Gaz od PGNiG z Kłajpedy trafi nie tylko do Polski, część ładunku kupił bowiem Elenger, wywodzący się z Estonii trader, działający w krajach bałtyckich i w Finlandii. Według Litwinów, polski koncern zarezerwował do września w Kłajpedzie 6 slotów, czyli terminów dostaw.
FSRU – chodliwy towar
Pływające terminale LNG typu FSRU stały się najbardziej gorącym towarem w branży gazowej. Mając w perspektywie odwrót od importu gazu z Rosji rurociągami szereg państw – np. Finlandia czy Francja – rozgląda się już za możliwościami zdobycia takiego źródła gazu. Na czoło stawki wysunęli się Niemcy, którym postawienie na głowie dotychczasowej polityki gazowej zajęło raptem parę tygodni. Niemiecki rząd wyleasingował właśnie na 10 lat od norweskiego koncernu Höegh dwa FSRU, których operatorami będą RWE i Uniper. Oba terminale staną w niemieckich portach już tej jesieni. A w perspektywie Niemcy mają kolejne dwa.
FSRU planuje też Polska, zgodnie z obecnymi planami Gaz-Systemu terminal zakotwiczony w Gdańsku miałby ruszyć od początku 2028 roku. Jednak – jak przyznał prezes polskiego operatora Tomasz Stepień – Gaz-System prowadzi rozmowy z rządem o możliwości przyspieszenia operacji nawet na rok 2025. Na razie Gaz-System postawił szereg warunków, koniecznych dla przyspieszenia.
Południowokoreańskie stocznie, w których FSRU są budowane najwyraźniej nie muszą się martwić o przyszłość.
Finowie odprawili Rosatom
Fińska firma Fennovoima zerwała z Rosatomem kontrakt na budowę bloku jądrowego Hahnikivi 1 z reaktorem 1200 MW reaktorem WWER typu AES-2006. Finowie uzasadnili rozbrat z rosyjskim dostawcą coraz większymi opóźnieniami projektu i ogólną niezdolnością dostawcy z wywiązania się ze zobowiązań.
Opóźnienia narastały w ciągu ostatnich lat, a wojna na Ukrainie tylko powiększyła ryzyka projektu. Rosatom okazał się niezdolny do ograniczenia tych ryzyk – oświadczyła Fennovoima.
Rzeczywiście, budowa jeszcze nie ruszyła na dobre, a budżet projektu już zaczął puchnąć. Rok temu Fennovoima informowała, że koszt reaktora wzrośnie o miliard euro, a termin uruchomienia odsunie się z 2028 na 2029.
Głównym powodem opóźnień było zderzenie praktyk Rosatomu z prawdziwie niezależnym dozorem jądrowym. Fiński STUK uchodzi za najbardziej drobiazgowego i skrupulatnego nadzorcę na świecie. Właśnie na ten urząd część winy za opóźnienia zrzucali budowniczowie francuskiego EPR w Olkiluoto. Rosyjskie podejście do budowy okazało się odległe od fińskich standardów i wymagań całkowicie niezależnego dozoru.
Co ciekawe, o tego typu kłopotach Rosatomu nie słychać w projekcie Paks II na Węgrzech. W Ostrowcu na Białorusi też nie było problemów.
Opóźnienie także na budowie Hinkley Point C
Francuski EDF zapowiedział, że oddanie do użytku powstającej elektrowni jądrowej Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii prawdopodobnie zostanie opóźnione, a koszty raczej wzrosną.
Koncern kończy przegląd harmonogramu i budżetu projektu, składającego się z dwóch reaktorów EPR. Firma ostrzegła już, że są ryzyka co do dotrzymania terminu, a koszty budowy wzrosły z powodu pandemii, zakłócenia łańcuchów dostaw, Brexitu, wojny na Ukrainie i niższej wydajności na samej budowie. Wyniki nowego przeglądu mają być znane w ciągu tygodni.
W 2016 r., na samym starcie Hinkley Point C miało kosztować 18 mld funtów, potem – już w trakcie budowy – szacunki wzrosły do 22-23 mld funtów. Pierwotnie elektrownia miała ruszyć w 2025 roku, jednak z powodu opóźnień, wywołanych pandemią EDF już przesunęło start na połowę 2026 roku. Biorąc ostrzeżenia EDF poważnie, spodziewać należy się dalszych opóźnień i wzrostu kosztów. Od budowy Hinkley Point C zależą losy francuskiego reaktora EPR – jeśli nie uda się go wybudować w rozsądnym terminie i budżecie, jest mało prawdopodobne, że elektrownie tego typu będą budowane, zarówno we Francji, jak w i w innych krajach. Budowy EPR w Finlandii i Francji (Flamanville) przekroczyły termin o ponad 10 lat.