Spis treści
– Przedstawiamy najbardziej radykalny plan w Europie odejścia od rosyjskich węglowodorów – zapowiedział premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej zorganizowanej na stacji benzynowej w Mościskach. Dodał, że Rosja posługuje się ropą i gazem jak narzędziami szantażu i wezwał wszystkich w Europie do pójścia śladami polskiego rządu. – Kierujemy ustawę do parlamentu i wraz z podpisem pana prezydenta, nałożymy całkowite embargo na węgiel. Mam nadzieję, że kwiecień, najpóźniej maj, będzie to całkowite odejście od węgla rosyjskiego – stwierdził premier.
Rząd zdaje sobie sprawę, że jednostronne wprowadzenie embarga na produkt spoza UE to jaskrawe naruszenie unijnego prawa – polityka handlowa jest domeną całej UE i wszystkie kraje UE muszą wyrazić zgodę na sankcje. –Mamy nadzieję, że cała polska klasa polityczna wykaże się tu patriotyzmem i poprze nasze działania, mimo że są sprzeczne z zasadami ustanowionymi przez UE. Dodał, że celem jest całkowita „derusyfikacja” polskich źródeł energii.
Kilka milionów ton, kilka miliardów zł, kilka zdań
Jak na skalę problemu, to uzasadnienie embarga jest wyjątkowo lakoniczne.
„Zgodnie z art. 4 ust. 2 TUE Unia Europejska szanuje podstawowe funkcje państwa, zwłaszcza funkcje mające na celu zapewnienie jego integralności terytorialnej, utrzymanie porządku publicznego oraz ochronę bezpieczeństwa narodowego. W szczególności bezpieczeństwo narodowe pozostaje w zakresie wyłącznej odpowiedzialności każdego państwa członkowskiego. Zatem prawo europejskie nie wyłącza możliwości stosowania środków podejmowanych przez państwo członkowskie z uwagi na bezpieczeństwa narodowe, jednakże decyzja taka wymaga uzasadnienia i podlega ocenie z punktu widzenia prawa Unii Europejskiej. (…) Import rosyjskiego węgla pośrednio ma istotny wpływ na bezpieczeństwo Polski także w wymiarze militarnym, gdyż poprzez dopływ funduszy do rosyjskiej gospodarki zwiększa możliwości Rosji w zakresie dalszego prowadzenia działań wojennych przeciw Ukrainie.„
Polska sprowadziła z Rosji w 2021 r. ok. 6 mln ton węgla, co przyniosło rosyjskim firmom ok. 500 mln dol. Jakieś 100 mln dol. z tej kwoty mogło trafić do rosyjskiego budżetu, więc kilkadziesiąt rakiet można za to kupić. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie stwierdzi, że bez tej sumy Rosjanie by sobie nie poradzili.
Embargo ma więc znaczenie symboliczne, ale rząd ma nadzieję, że przemówi do sumień europejskich polityków, którzy nie zgodzili się na sankcje na rosyjskie surowce energetyczne na ostatnim szczycie UE, bo uważali, że rosyjskiej agresji to nie powstrzyma, a zaszkodzi unijnej gospodarce.
Czytaj także: Polska chce embarga na rosyjski węgiel. Decyzja należy do UE
Skaczemy na główkę
Choć Polska pozostaje największym producentem węgla kamiennego w UE (ok. 50 mln ton w zeszłym roku), to jest importerem netto. Import wynosi od 12 do 19 mln ton (w rekordowym roku 2018). Nasze kopalnie nie są w stanie zaspokoić potrzeb rynku.
Problem polega na tym, że węgiel węglowi nierówny – czym innym są miały energetyczne zużywane w elektrowniach i ciepłowniach, czym innym węgiel gruby, którym pali się w piecach i kotłowniach np. szkół i szpitali, a jeszcze czym innym węgiel koksujący potrzebny hutom. Każdy z tych surowców nazywa się „węgiel”, ale dla każdego jest inny rynek, inna cena, inni odbiorcy. Warto o tym pamiętać.
Importowanego węgla nie spalają obecnie elektrownie (co nie znaczy, że nie będą zmuszone tego robić w przyszłości, tak jak to się działo w 2018 i 2019 r.). Ma on jednak olbrzymie znaczenie dla odbiorców komunalnych, zwłaszcza gospodarstw domowych a także dla ciepłowni. Te ostatnie w większości nie mają instalacji odsiarczania, więc kupują niskosiarkowy węgiel rosyjski. Polskiego surowca o odpowiednich parametrach jest bowiem po prostu o wiele za mało.
Cóż więc zamierza rząd? Otóż w uzasadnieniu czytamy,że ograniczanie importu węgla z Federacji Rosyjskiej spowoduje konieczność uzupełnienia brakujących wolumenów węgla w polskiej gospodarce. Będzie to realizowane przez:
1. Zwiększenie wydobycia w Polsce.
2. Zwiększenia importu z pozostałych kierunków. Poza importem drogą kolejową (Rosja, Kazachstan), węgiel trafia do Polski poprzez porty, z takich krajów jak: Australia, Kolumbia, Stany Zjednoczone. 12
Z analizy wynika, że import węgla zostanie zastąpiony przede wszystkim poprzez zwiększenie importu z kierunków zamorskich.
Z tego względu wprowadzenie zakazu importu węgla pochodzącego z terenu Federacji Rosyjskiej jest konieczne i uzasadnione.
I to w zasadzie wszystko. Żadnej analizy sytuacji na rynku, możliwości zawarcia kontraktów i czasu, który będzie potrzebny od ich zawarcia do dostaw, możliwości przeładunkowych polskich portów, potencjału produkcji potrzebnych gospodarstwom domowym ekogroszków, wpływu na ceny itd. Zupełnie jakby chodziło o import rosyjskiego kawioru, a nie wciąż najważniejszy surowiec energetyczny kraju.
Czy zatem możemy się obyć bez rosyjskiego węgla? Tego nie wiadomo, ale skaczemy na główkę bez sprawdzenia jak głęboki jest basen. Sytuacja na rynku węgla jest bowiem bardzo trudna.
Możemy raczej zapomnieć o istotnym zwiększeniu wydobycia w Polsce. Prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala mówił niedawno, że może uda się wyfedrować 1,5 mln ton więcej. Ale grubego węgla, potrzebnego gospodarstwom domowym będzie z tego najwyżej 300 tys. ton. Odbiorcy komunalni zużywają 10 mln ton, z czego połowa pochodzi z importu, prawie w całości z Rosji.
Węgiel derusyfikuje się sam
Tymczasem z naszych rozmów z firmami importującymi węgiel oraz ciepłowniami wynika, że problem rosyjskiego węgla – podobnie zresztą jak znacznej części rosyjskiej ropy kupowanej na przetargach i ładowanej na statki- rozwiązał się sam.
– Od lutego handel praktycznie stanął. W Rosji brakuje wagonów, bo jak pociągi woziły wojsko, to nie woziły węgla. W dodatku nie wysyłają wagonów do UE, bo Ukraińcy zajęli im kilka tysięcy sztuk i boją się, że w Polsce czy na Litwie sytuacja się powtórzy – opowiada doświadczony trader węglem.
Trzeba więc przeładowywać węgiel na granicy, co tworzy duże problemy logistyczne.
Dodaje, że Litwini bardzo utrudniają transport rosyjskich towarów przez swój kraj, praktycznie stanął więc rozładunek w Braniewie, gdzie jest duża baza przeładunkowa.
Do tego dochodzą problemy z płatnościami. Część rosyjskich i białoruskich banków objęły sankcje, więc odłączono je od systemu SWIFT. – Amerykański bank zamroził nam milion dolarów, które powinniśmy przelać firmie z Białorusi za węgiel z Kazachstanu – relacjonuje nam jeden z dużych importerów węgla.
Nowych kontraktów na rosyjski węgiel od miesiąca już nie ma, ale nie widać żeby na jego miejsce wjeżdżał inny, „zamorski”. Węglem sprowadzanym na statkach handluje się zupełnie inaczej niż towarem z pociągów, gdzie można sobie kupić nawet jeden wagon.
Za statek z kolumbijskim czy australijskim węglem, który wiezie 100 czy 200 tys. ton trzeba obecnie zapłacić ponad 20 mln dol. Mało którą spółkę importującą węgiel stać na taki wydatek. To nie znaczy, że statki nie przypływają, ale czym innym jest sprowadzenie jednego czy dwóch, a czym innym dziesięciu czy dwudziestu.
Importerzy próbują się przerzucić na węgiel z Kazachstanu, ale w zeszłym roku przyjechało stamtąd 0,5 mln ton. – Ostatnio ze względu na problemy z rosyjskimi kolejami nie jest łatwo to przywieźć, dlatego ostatnio ładujemy na statek, ale to oczywiście oznacza większe koszty – opowiada nasz importer. Zdaniem dwóch handlowców z którymi rozmawialiśmy, z Kazachstanu da się przywieźć przy dobrych wiatrach 2 mln ton. Ale obaj ostrzegają, że to jest bardzo miękki węgiel, z którego tak potrzebnych ekogroszków nie da się zrobić.
Kolorz studzi rozpalone rządowe głowy
Przed wprowadzeniem embarga przestrzegł rząd kilka dni temu w wywiadzie dla TV Republika nawet szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, Dominik Kolorz. Wprawdzie nazwał prywatnych importerów rosyjskiego węgla „szmalcownikami”, ale przyznał, że bez importu z Rosji przetrwanie najbliższej zimy będzie trudne. – Gdyby Polska wprowadziła jednostronne embargo na rosyjski węgiel, przestała importować węgiel, to pewnie Putina by to mocno nie zabolało, natomiast nasz kraj, a szczególnie odbiorcy indywidualni, miałby olbrzymie problemy żeby na sezon zimowy 2022 mieć w odpowiedniej ilości opał, czy to indywidualnie, czy to w ciepłowniach.
Czy da się zastąpić australijskim i kolumbijskim? – Moim zdaniem nie, wymaga to przynajmniej roku czasu – tłumaczył Kolorz.
To chyba pierwsza opinia przewodniczącego śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, z którą chcąc nie chcąc, WysokieNapiecie.pl musi się zgodzić.
Dodajmy, że jeszcze parę lat temu dla kilku śląskich kopalń, które wydobywają surowiec o bardzo marnych parametrach, mieszanie węgla z lepszej jakości rosyjskim było jedyną szansą na sprzedaż wyfedrowanego urobku. Ale nie sposób stwierdzić, czy to dzieje się nadal – nikt się do tego oficjalnie nie przyzna.
Nie kupujcie u Ruskich
Tymczasem zimne poty wystąpiły już na ciepłowników. 15 marca minister klimatu Anna Moskwa wysłała list do Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. „Mając na uwadze konieczność podejmowania wszelkich działań, zmierzających do zakończenia agresji, ale także kierując się bezpieczeństwem i stabilnością dostaw energii do odbiorców w naszym kraju, zwracam się do Państwa z prośbą o rozważenie, przy zawieraniu umów na zakup węgla kamiennego, wyboru innych kierunków dostaw niż Federacja Rosyjska.
Ciepłownicy, z którymi rozmawialiśmy, reagowali drwiną. – Pani minister chyba nie zdaje sobie sprawy, jak trudno jest obecnie kupić jakikolwiek węgiel. Chcemy szybko uzupełnić zapasy, wysłaliśmy ostatnio zapytanie do ośmiu firm handlujących węglem, odpowiedziała nam jedna, której akurat udało się przepchnąć transport z Rosji – opowiada szef dużej ciepłowni z północy kraju. – Będziemy kupować chociaż po 2- 3 tys. ton, żeby zrobić zapas, bo zima będzie bardzo trudna – ostrzega.
Dodaje, że na razie rosyjska firma KTK odpowiedzialna za gros dostaw do ciepłowni wywiązuje się z umowy. Za to nie wiadomo co się stało z drugim rosyjskim potentatem obecnym na polskim na rynku – spółką SUEK. Strona internetowa firmy, na której kiedyś można było znaleźć obszerne informacje o spółce, cenach i rodzajach węgla oraz metodach dostawy obecnie skurczyła się do formularza kontaktowego.
Sebastian Paszkowski, prezes PEC w Białej Podlaskiej wysłał odpowiedź do minister Moskwy. W liście czuć gorycz, bo ciepłownicy mają słuszne poczucie, że zostali opuszczeni przez rząd. „Prosimy o wskazanie w jaki sposób i u jakich dostawców będziemy mogli realizować zakupy opału na kolejny sezon grzewczy z zachowaniem konkurencyjności po cenie akceptowalnej dla społeczeństwa i możliwości utrzymania dalszego funkcjonowania przedsiębiorstw z branży ciepłowniczej.
Jesteśmy za wspieraniem działań pomocowych dla Ukrainy jednak przez brak kontroli rządu nad rynkiem ciepłowniczym jako przedsiębiorstwo jesteśmy na krawędzi utraty płynności.
Oczekujemy pomocy w formie rekompensaty i dopłat które pozwolą nam na realizowanie zadań remontowych i inwestycyjnych w celu utrzymania infrastruktury Ciepłowniczej w stanie pozwalający na jej eksploatacji oraz rozwój”.
Prezes PEC w Białej Podlaskiej przypomina też, że do budżetu spływają olbrzymie pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 ( w 2021 25 mld zł). Pieniądze z budżetu płyną z powrotem do energetyki i górnictwa, choćby w postaci planowanego dokapitalizowania spółek energetycznych (4 mld zł) czy dopłat do wydobycia węgla (400 mln zł).
Ciepłownicy zaś płacą za drożejące uprawnienia, podwyższają taryfy narażając się na złość mieszkańców oraz lokalnych włodarzy i bezsilnie patrzą na degradację majątku.
Część przedsiębiorstw nie zdoła uruchomić dostaw ciepła w sezonie grzewczym 2022 – 2023 r. – ostrzega Paszkowski.
To oznaczałoby potężne problemy dla burmistrzów, wójtów i prezydentów miast- zgodnie z prawem to oni odpowiadają za dostarczenie ciepła mieszkańcom. Za niewywiązanie się z tego obowiązku grozi im nawet proces.
Rządzie, kup nam ten węgiel
Obszerne pismo wysłał też szef Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie Jacek Szymczak. Bez wsparcia środkami publicznymi niemożliwy będzie zakup węgla po cenach rynkowych dla kilkuset przedsiębiorstw. Po pierwsze dlatego, że wiele głównie małych i średnich przedsiębiorstw nie będzie stać na tak drogi węgiel. A po drugie tylko wsparcie zakupu węgla środkami publicznymi sprawi, że ceny ciepła nie poszybują do nieakceptowalnych dla odbiorców poziomów.
Izba ocenia, że deficyt węgla dla ciepłowni sięgnie 1,8 mln ton dla elektrociepłowni ok. 4,9 mln ton.
A to przy założeniu że przez morze ściągniemy aż 7 mln ton. Więcej się nie da, bo przekracza to możliwości przeładunkowe portów. W 2021 r. przez Gdańsk, Gdynię i Świnoujście przeszło ok. 3 mln ton węgla.
Ciepłownicy proponują, aby węgiel kupowała Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, a następnie sprzedawała go ciepłowniom po akceptowalnych cenach. Węgiel w europejskich portach ARA kosztuje obecnie 260 dol. za tonę, ale był już po 400. Zdaniem Izby gdyby takie ceny się utrzymały i nie byłoby wsparcia rządu, to cenę ciepła sieciowego trzeba będzie podnieść o 100 proc.
– Pomysł z kupnem węgla przez RARS jest analizowany – powiedział nam urzędnik z Ministerstwa Klimatu. Ale dodaje, że wymagałoby wygospodarowania jakiejś zakładki budżetowej, na razie nic się w tej sprawie nie dzieje.
Pytany czy nie można by najpierw zorganizować dostaw węgla z innych krajów niż Rosja, upewnić się czy będzie go pod dostatkiem a potem wprowadzać embargo, tylko wzdycha.
Kompletnie za to nie wiadomo, co się będzie działo z węglem dla gospodarstw domowych, bo nikt w rządzie się tym nie zajmuje. Tymczasem ceny biją rekordy – tona węgla na składzie kosztuje już 2200 zł. Do ogrzania domu potrzeba od 3 do 5 ton – w zależności od docieplenia. Rodzina w niedocieplonym domu, która na opał wydawała w 2019 r. 3500 zł rocznie, wyda teraz 12 tys.
O ile węgiel będzie. – Niech pan kupuje, nie mam pojęcia czy za miesiąc będę coś miał i po ile – rozkłada ręce pracownik składu węgla w Słupsku.
Do kłopotów z węglem trzeba jeszcze dołożyć olbrzymie problemy z biomasą.
Czytaj także: Biomasa wpadła w wojenny kocioł
– Będziemy zbierać szyszki na zimę – śmieje się jeden z importerów węgla.