Spis treści
Historia dokonała ostrego zwrotu tydzień temu i musimy dostosować się do tej historycznej zmiany – mówił w piątek unijny komisarz ds. klimatu Frans Timmermans w BBC.
– Polska i kilka innych krajów ma plan odejścia od węgla, ale w okresie przejściowym chce używać gazu ziemnego i dopiero potem przejść na OZE. Jeśli zdecydują się pozostać dłużej przy węglu, ale potem od razu przejdą na OZE, to wciąż będzie się mieścić w parametrach polityki klimatycznej – stwierdził Timmermans.
Wiceszef KE dodał, że nie powinno to spowalniać transformacji energetycznej bo ona jest potrzebna, aby odwrócić inne śmiertelne niebezpieczeństwo – kryzys klimatyczny.
W Polsce wypowiedź Timmermansa została niemal natychmiast zauważona. „To teraz szybko zawieśmy ETS i Fit for 55 i zajmijmy się bezpieczeństwem i niezależnością energetyczną Unii. Europa się budzi – „ćwierknęła” minister klimatu Anna Moskwa na Twitterze.
Wypowiedź pani minister pokazuje raczej, że nie zrozumiała ona intencji komisarza – domagał się on raczej przyspieszenia, a nie spowolnienia transformacji. Zawieszenia ETS czyli unijnego systemu handlu emisjami nie chce praktycznie żaden kraj UE. Polski Sejm wprawdzie przyjął w tej sprawie uchwałę, nie wyjaśnił tylko jak Ministerstwo Finansów ma pokryć ubytki w budżecie – w zeszłym roku dochody ze sprzedaży uprawnień wyniosły 25 mld zł, w tym mogą sięgnąć 40 mld.
Zdejmijmy pedał z gazu
O co w rzeczywistości chodzi unijnemu komisarzowi? Jak wyjaśniają nasze źródła, w Brukseli trwają prace nad nowym komunikatem Komisji Europejskiej, który ma być opublikowany we wtorek 8 marca. Komunikat ma zapowiadać odejście od kupowania rosyjskiego gazu – nie sankcje, ale stopniową rezygnację z zakupów, m.in. nieprzedłużanie obecnych kontraktów długoterminowych, które europejskie firmy zawarły z Gazpromem oraz obowiązek napełniania magazynów gazu do określonego poziomu. Rosyjskie błękitne paliwo ma być zastępowane przez innych eksporterów – przede wszystkim przez LNG z USA, Kataru czy Australii.
Czytaj także: Polska chce embarga na rosyjski węgiel. Decyzja należy do UE
Rosja dostarcza dziś do UE ok. 40 proc. surowca. Rezygnacja z niego nie będzie prosta ani szybka – dlatego Bruksela szuka alternatywy. Oczywiście priorytetem będzie rozwój OZE, ale tego nie da się zrobić szybko. Bilans energetyczny będzie bardzo napięty dlatego – jak tłumaczą nasze źródła – trzeba oszczędzać gaz, tam gdzie się tylko da.
Większość gazu w UE zużywa przemysł i ciepłownictwo i tam najtrudniej będzie go oszczędzać. Ale ok. 1/3 gazu idzie na produkcję prądu. Produkcję elektrowni gazowych łatwiej będzie zastąpić węglówkami czy atomówkami – pod warunkiem, że będą istnieć. To dlatego w Niemczech już rozpoczęły się dyskusje czy może by jednak nie przedłużyć żywotów ostatnich trzech elektrowni atomowych, które mają być zamknięte z końcem roku. W Berlinie także mówi się o wolniejszym odchodzeniu od węgla.
Słowa Timmermansa w przekładzie z języka unijnego na nasz brzmią więc tak: „Polsko, wiemy, że chcecie szybko wybudować kilka dużych elektrowni gazowych żeby szybciej odejść od węgla i mieć dyspozycyjne źródła energii. Ale może okazać się, że gazu będzie cholernie mało i będzie najbardziej potrzebny w krajach, które mają gorsze możliwości dywersyfikacji niż Polska. Więc zróbmy jakiś deal”.
Czytaj także: Wojna na Ukrainie winduje ceny ropy i gazu
Tymczasem w naszym kraju planowana jest budowa kilku dużych elektrowni gazowych – m.in. w Ostrołęce, Grudziądzu, Koninie, elektrociepłownie w Gdyni i Gdańsku. Te jednostki już wygrały aukcje na rynku mocy w 2021 r. Następne czekają na kolejną aukcję w grudniu 2022 r. Jeśli nic się nie zmieni, to prawdopodobnie je wygrają.
Wszystko będzie miało duży wpływ na zużycie gazu w Polsce – te elektrownie będą zużywać gaz potrzebny także w zachodniej Europie. A mogłyby go nie zużywać – gdyby tylko dłużej pracowały węglówki. O ile oczywiście są w stanie – w końcu kotły i turbiny z czasów PRL mają swoje granice wytrzymałości. Ale większość z nich powinna jeszcze z 10 lat pociągnąć.
Pęd do budowy gazówek wynika z prostego faktu – w 2025 r. kończy się możliwość wypłacania elektrowniom węglowym emitującym więcej niż 550 g CO2 na KWh dopłat z rynku mocy, co w praktyce zabija je ekonomicznie.
Inwazja Rosji na Ukrainę i chęć decydentów w UE do jak najszybszego uniezależnienia się od rosyjskiego gazu otwiera nam spore możliwości. Ale zamiast mrzonek o zawieszeniu ETS powinniśmy zagrać o znacznie ciekawsze fanty.
Licytujmy wysoko, skoro krupier ogłosił nowe rozdanie
Przede wszystkim można położyć na stole nowelizację unijnego rozporządzenia rynkowego, które wprowadza zasadę, zgodnie z którą elektrownie mające kontrakty mocowe nie mogą emitować więcej niż 550 gramów CO2 do 2025 r. Można zaproponować np. przedłużenie terminu z 2025 do 2035 r. Wydłużyłoby to egzystencję kilku niezbędnym w systemie blokom węglowym. Plany ewentualnego zastępowania ich przez elektrownie gazowe można odłożyć na półkę.
Po drugie, Polska powinna poprosić o znacznie zwiększenie środków dla Polski na transformację energetyczną. Przede wszystkim w grę wchodzi zwiększenie puli dla Polski z Funduszu Modernizacyjnego. To Fundusz w którym kraje starej UE oddają 2,5 proc. swoich uprawnień do emisji nowym członkom. Polska jest głównym beneficjentem Funduszu. Możemy grać o pulę wynoszącą 6 czy 8 proc. tak żeby wyrównać niekorzystny dla naszej gospodarki bilans handlu uprawnieniami (polska energetyka musi kupić więcej uprawnień niż sprzedaje ich polski rząd).
Oczywiście taki plan wymagałby także ustępstw ze strony naszego kraju. Trzeba by pewnie zaakceptować neutralność klimatyczną w 2050 r. To niewiele kosztuje, bo jak widać nikt nie jest w stanie przewidzieć co się będzie działo w przyszłym roku, a prorokowanie na 2050 r. możemy zostawić wróżkom.
Czytaj także: Rosyjska ropa zaczyna parzyć
Ale potrzebna będzie także realistyczna data odejścia od węgla – nie 2049 czy 2050 r. tylko 2035 lub 2040 r. Niezbędna będzie także jasna perspektywa rozwoju OZE – zmiana nieszczęsnej ustawy 10H, blokującej rozwój wiatraków na lądzie, czy konkretne plany i zobowiązania wykorzystania dodatkowych unijnych pieniędzy na projekty rozwoju zielonej energetyki czy potrzebnych do ich przyłączenia sieci.
Innymi słowy, rząd powinien błyskawicznie sformułować czego oczekuje od UE. Kompromis w tej sprawie pozwoliłby uniknąć wielu miliardów złotych wydanych niepotrzebnie na elektrownie gazowe, które w nowej rzeczywistości nie będą miały racji bytu. Nie tylko dlatego, że zabraknie do nich gazu, bo to się może łatwo zmienić. Władimir Putin może zejść ze sceny jak car Mikołaj I po przegranej wojnie krymskiej, w Rosji zacznie się „odwilż”, sytuacja geopolityczna znowu się odwróci.
Czytaj także: Synchronizacja Ukrainy z europejską siecią w 13 pytaniach i odpowiedziach
Przede wszystkim chodzi o to żebyśmy jako społeczeństwo nie fundowali sobie elektrowni gazowych, których nikt już na Zachodzie nie stawia, a zaoszczędzone pieniądze firmy i konsumenci mogli przeznaczyć na zieloną energię i nowe technologie. Jeśli ceną za szybszą transformację ma być wydłużenie życia kilkunastu węglowym blokom o 10 lat, to warto tę cenę zapłacić.