Spis treści
Baryłka ropy sporo powyżej 100$, gaz na spocie w Europie w okolicach 200€ za MWh – to ceny podstawowych surowców po 10 dniach napaści Rosji na Ukrainę.
Ropa od wybuchu wojny zdrożała o około 20%, baryłka Brent kończyła tydzień na poziomie 118$.
Zwyżki na cenach gazu były znacznie większe, kwietniowe kontrakty na holenderskim hubie TTF podrożały od wybuchu wojny o 100%. Ceny na TTF pobiły rekordy wszechczasów momentami przekraczając pod koniec tygodnia 200€ za MWh.
W odwrotnym kierunku podążyły natomiast uprawnienia do emisji CO2. Dzień przed wybuchem wojny kosztowały około 95€, po 10 dniach EUA można było już kupić za niecałe 65€.
Zwyżce ropy Brent towarzyszy wzrost dyferencjału Brent/Urals. Pod koniec tygodnia sięgał już 20$ na baryłce. Rosyjska ropa jest dużo tańsza, ponieważ sporo klientów i traderów obawia się przed jej kupnem. W grę wchodzą bowiem kłopoty z transportem, albo i z wyładunkiem. Na przykład brytyjscy dokerzy już odmówili rozładunku tankowców i metanowców z rosyjską ropą i LNG w proteście przeciwko wojnie.
Chętni do ryzykownego interesu jednak zawsze się znajdą. Według Bloomberga na początku tygodnia Orlen kupił na aukcji na marzec 700 tys. baryłek Urals.
Czytaj także: Czy na rynkach energii zaczyna się panika?
Pod koniec tygodnia ładunek Uralsa, z rekordowym dyskontem do Brent – 28,5$ na baryłce – kupił Shell. Dzień później koncern gęsto się z tego tłumaczył. W specjalnym oświadczeniu Shell – który w zeszłym tygodniu wycofał się z interesów z Gazpromem – wyjaśniał, że kupił ropę z Rosji w trosce o bezpieczeństwo, bo rafinerie muszą mieć stały dopływ surowca. Firma w tym akcie skruchy obiecywała, że będzie się starać znaleźć dostawy z alternatywnych kierunków, no ale nie zawsze może się to do końca udać, zważając na pozycję Rosji na światowym rynku.
Gaz z Rosji płynie w najlepsze
Tymczasem mimo 10 dni zaciekłych walk ukraiński system przesyłowy gazu nie został uszkodzony, a operator GTSOU mimo działania w warunkach wojennych utrzymuje tranzyt. Według prezesa tej firmy, Siergieja Makogona, fakt, że gazociągi nie stały się celem ataków, oznacza, że Rosjanie dalej uważają je za bardzo ważne, na przykład na wypadek zamknięcia Nord Stream 1. A głosy, domagające się, by po zatrzymaniu Nord Stream 2 wziąć się za jego starszego brata są w Europie coraz częstsze.
Ukraina zakazała natomiast eksportu gazu z własnych magazynów.
Czytaj także: Polskie firmy podzieliły skórę na atomowym niedźwiedziu
Tymczasem na Ukrainę będzie mogło trafiać więcej gazu z Polski. Polski operator Gaz-System i GTSOU uzgodnili zmianę zasad rezerwowania przepustowości w kierunku ukraińskim na połączeniu obu systemów. Już od tej niedzieli przepustowości niezakontraktowane wcześniej w ramach produktów rocznych, kwartalnych i miesięcznych będą udostępniane jako przepustowość ciągła w produktach dziennych i śróddziennych. W ocenie operatorów, rozwiązanie takie daje pewność realizacji dostaw gazu ziemnego do odbiorców w Ukrainie.
Ukraińska elektrownia jądrowa w ogniu wojny
Rosyjskie oddziały, atakujące Ukrainę zajęły teren największej w Europie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej. W trakcie zabłąkany pocisk wylądował obok jednego z reaktorów, który akurat był w trakcie planowego wyłączenia. Atakujący podpalili też leżący z dala od reaktorów budynek do szkoleń. Według ostatnich doniesień, Rosjanie kontrolują teren elektrowni, ale działaniem dwóch pracujących reaktorów steruje ukraiński personel. O żadnych radioaktywnych wyciekach nie ma mowy.
Cała sytuacja posłużyła oczywiście za pożywkę dla antyatomowej paniki. W Polsce płyn Lugola rozchodził się równie szybko, jak benzyna w tygodniu wybuchu wojny, mimo licznych uspokajających komunikatów dozoru jądrowego. Sprawą zajęła się MAEA, a parę krajów wyraziło zaniepokojenie faktem, że elektrownia jądrowa znalazła się w zasięgu regularnych działań wojennych. Pojawiły się też głosy zatwardziałych przeciwników atomu – że cała sytuacja dowodzi, iż energetyka jądrowa jest groźna. Wydaje się jednak, że przede wszystkim groźna jest wojna.
Rząd w końcu zdecydował o utworzeniu NABE
Rząd przyjął dokument o szumnej nazwie „Transformacja sektora elektroenergetycznego w Polsce. Wydzielenie wytwórczych aktywów węglowych ze spółek z udziałem Skarbu Państwa”. Najważniejszy jego element to utworzenie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, do której trafią węglowe bloki z trzech państwowych spółek. Wcześniej Skarb Państwa ma je odkupić od tych firm.
Czytaj także: Polska chce embarga na rosyjski węgiel. Decyzja należy do UE
Wszyscy zainteresowani twierdzą, że harmonogram, przewidujący powstanie NABE do końca roku jest jak najbardziej aktualny. Wiadomo jednak, że na razie nie ma porozumienia z bankami co do długów spółek wytwórczych, sięgających kilkunastu mld zł. Spółki uważają bowiem, że skoro pozbywają się ciążących im węglowych aktywów, to powinny się też pozbyć ich zadłużenia. Sprawa ta, jako to się ładnie określa, ma być przedmiotem dalszych analiz. Otwarta pozostaje też na razie kwestia wyceny poszczególnych aktywów.
Węgiel chwilowo wróci do łask?
Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans ogłosił, że w obliczu nadzwyczajnej zmiany sytuacji, kraje używające dużo węgla w energetyce mogą zmodyfikować ścieżki osiągania celów klimatycznych. Zamiast fazy paliwa przejściowego – gazu, mogłyby dłużej palić węglem, by od razu przejść na źródła odnawialne. Może to nadal mieścić się w parametrach, jakie ustaliliśmy dla naszej polityki klimatycznej – stwierdził Timmermans. Wszystko po to, żeby uniknąć okresu dodatkowego uzależnienia od gazu.
W Polsce od razu słowa te zinterpretowano jako przyznanie nam racji i wydłużoną zgodę na palenie węglem dotąd, aż nie wybudujemy elektrowni atomowych i odpowiednio dużo offshore. Na razie jednak to tylko słowa, a radość może być przedwczesna. Na dniach Komisja ma przedstawić wobec plan złagodzenia krótkoterminowych skutków odejścia od gazu z Rosji, ale i przyspieszenie całkowitego odejścia od paliw kopalnych.
Czytaj także: Państwo kupią sobie elektrownie węglowe od państwa