Spis treści
Pierwsze skutki rosyjskiej „operacji specjalnej” dla sektora energetycznego łatwo przewidzieć – ropa oscyluje wokół 100 dol. za baryłkę a gaz w notowaniach intraday na giełdzie TTF podrożał o ponad 30 proc. do 119 euro za MWh. I nic nie zapowiada, że w najbliższych dniach będzie taniej.
Zachód odpowiedział sankcjami – USA praktycznie odcięły kilka rosyjskich banków od możliwości pozyskiwania kapitału w tym kraju oraz zakazały eksportu towarów z kilku ważnych sektorów, m.in. elektroniki. Ale prezydent Joe Biden podkreślił, że chce uniknąć paniki na rynku paliw. Sankcje nie dotyczą też pszenicy, której Rosja jest największym eksporterem ani aluminium, którego ceny ostatnio pikują.
UE jeszcze nie uzgodniła swojego pakietu sankcji. Na razie Niemcy wymogli na Amerykanach aby nie ruszać systemu rozliczeń SWIFT. Odłączenie Rosjan od systemu międzynarodowych płatności bankowych bardzo utrudniłoby (choć nie uniemożliwiło całkiem) płacenie kontrahentom za gaz czy ropę. Kanclerz Olaf Scholz stwierdził, że SWIFT zostawimy sobie na później.
Ukraińcy na szczęście nie marzną i wciąż tankują
Na razie nie widać, aby inwazja na Ukrainę w jakikolwiek sposób wpłynęła na infrastrukturę energetyczną w zaatakowanym kraju. Naftogaz ogłosił, że gaz z Rosji, który płynie na podstawie umów tranzytowych, dociera bez przeszkód. Nie ma też zniszczeń w infrastrukturze. Na szczęście Ukraińcy nie kupują błękitnego paliwa bezpośrednio od Gazpromu lecz od zachodnich firm, m.in. od PGNiG.
Jak podaje Reuters, w 2021 r. Ukraina zużyła 27,3 mld m3 gazu, z czego aż 19,8 mld pochodzi z własnych źródeł, importowała 2,6 mld. Reszta pochodziła z opróżnianych magazynów gazu.
Nieco gorzej jest z benzyną – wprawdzie brak jest informacji o zablokowaniu dostaw ropy, ale wojna wywołała run na stacje benzynowe. Według Reutersa Ukraina importuje połowę potrzebnej jej benzyny z Białorusi, a 30 proc. „diesla”, na którym jeżdżą przecież pojazdy wojskowe…z Rosji.
Źródła milczą jak duże nad Dnieprem mają rezerwy paliwa, zresztą to powinna być tajemnica.
Na razie prąd wciąż jest w gniazdkach – i to pomimo, że Ukrenergo czyli tamtejszy operator systemu w przeddzień inwazji odłączyło się od dostaw energii z Białorusi. Miała to być tylko próba, ale wygląda na to, że przeciągnie się na dłużej. W zamian Wyspa Bursztynowa czyli grupa elektrowni gazowych pracujących na eksport na Słowację i Węgry, zaczęła pracować na krajowe potrzeby.
Jak na złość Matuszce nie odmrozić sobie uszu
UE znalazła się w bardzo niezręcznej sytuacji, chcąc jednocześnie ukarać Rosję, ale obawiając się o skutki dla własnej gospodarki. Rosja odpowiada za 25 proc. importu ropy, 40 proc. gazu i 60 proc. węgla do UE. Do tego dochodzą inne strategiczne surowce, wykorzystywane także w produkcji odnawialnych źródeł energii – m.in. aluminium i nikiel Wszyscy politycy zapowiadają więc sankcje, ale chcieliby jednocześnie żeby surowce docierały i to w możliwie niskich cenach, aby nie nakręcać inflacji.
W Niemczech, które są głównym konsumentem rosyjskich trwa debata wśród polityków i ekspertów co można zrobić. Krótkoterminowo niewiele – Niemcy nie mają ani jednego terminala LNG. Dopiero niedawno zaczęto przebąkiwać o budowie, ale to potrwa kilka lat. Wprawdzie zamrożono certyfikację Nord Stream 2 i to może poprawiło samopoczucie Niemców, ale nijak nie przyczyniło się do polepszenia sytuacji na rynku. Bruksela zapowiada też szybką zmianę przepisów dotyczących magazynów gazu, tak aby zmusić właścicieli do utrzymywania odpowiedniego poziomu zapasów. Uniemożliwi to powtórkę z ubiegłorocznych działań Gazpromu, który wysuszył swoje magazyny w Austrii i Niemczech do nienotowanych wcześniej poziomów, co wywindowało ceny.
– Jestem przekonany, że Rosja nie będzie chciała używać gazu jako broni w sporze z Zachodem- powiedział Reutersowi Patrick Pouyanne, szef francuskiego Totala. Może dlatego, że – jak zauważa z kolei publicysta Bloomberga David Fickling – Rosja jest znacznie bardziej uzależniona od Europy jako kupca na gaz niż Europa od rosyjskiego gazu.
Udział tego ostatniego to wprawdzie 40 proc., ale Rosja aż 70 proc. swego surowca dostarcza właśnie na rynki europejskie. I nie bardzo ma wybór – gazociągów do Chin nie da się tak szybko wybudować, a terminali LNG ma tylko dwa, chociaż w planach jest budowa znacznie większej liczby. Pytanie czy sankcje Zachodu będą dotyczyć też technologii potrzebnych do budowy terminali, wciąż szuka swojej odpowiedzi.
W Niemczech coraz głośniej mówi się też o tym, że zbytnia ufność do rosyjskiego dostawcy była błędem. Ale póki co politycy milczą o wydłużeniu pracy ostatnich elektrowni atomowych, które mają być zamknięte w tym roku. Dla niemieckich Zielonych to wciąż tabu. Tymczasem przemysł nad Renem i Łabą zaczyna sarkać na wysokie koszty prądu i gazu. – Nawet przedsiębiorcy tradycyjnie związani z krajem myślą o przeniesieniu produkcji za granicę – głosi oświadczenie BDI, największej organizacji biznesowej.
A co z węglem? Ok. 46 proc. węgla, który trafia do UE pochodzi z Rosji, ale udział węgla energetycznego jest nawet wyższy. Wprawdzie rola tego paliwa w UE maleje, ale wciąż odpowiada za ok. 15 proc. produkcji prądu. I w kryzysowych miesiącach 2021 r. węgiel wyparł drogi gaz. Stało się tak pomimo szybujących cen uprawnień do emisji CO2. Głównym beneficjentem okazały się polskie i niemieckie elektrownie węglowe, ale w rezultacie w Polsce zaczęło brakować węgla. Wzrosły też emisje CO2 w całej UE.
Czytaj także: Elektrownie muszą chodzić mimo, że brakuje węgla
W krótkim terminie rosyjskich dostaw nie da się szybko zastąpić, bo inwestycje w kopalnie to czasochłonna zabawa, a w Kolumbii i USA nie ma nadwyżek węgla, w dodatku ten z USA jest często mocno zasiarczony, więc trzeba go mieszać.
W Polsce od dawna politycy mówią o zakazie importu rosyjskiego węgla, ale to tylko puste słowa. Po pierwsze zakaz mogłaby wprowadzić wyłącznie UE, a na razie nie ma takich pomysłów. Po drugie, nasz kraj importuje głównie węgiel sortowany, potrzebny do palenia w domowych kotłach i kotłowniach w budynkach. Węgla sortowanego polskie kopalnie nie są w stanie wydobyć w ilości potrzebnej na rynku, a producenci z innych krajów po prostu nie mają takiego towaru bo w USA czy tym bardziej Kolumbii nie pali się węglem w piecach.
Czytaj także: Rachunek za importowany węgiel wyniósł w 2018 ok. 7 mld zł
Rosyjski węgiel kupują też także ciepłownie – jest on lepszej jakości niż polski, ma mniej siarki, a ciepłownie z reguły nie mają instalacji odsiarczania. Embargo spowodowałoby, że na rynku zabraknie kilku mln ton surowca, co oczywiście wywinduje ceny.
Polska importuje też ok. połowy swej ropy z Rosji, ale mogłaby mniej – przestawienie technologii na tzw. słodką ropę z USA czy Arabii Saudyjskiej jest stosunkowo proste. Ewentualne embargo na ropę spowodowałoby jednak znowu wzrost cen.
Czy sankcje coś załatwią?
Dotychczasowe doświadczenia, chociażby z Iranem wskazują, że nie należy wiązać z sankcjami wielkich nadziei. Opublikowany w lutym raport dla amerykańskiego Kongresu ocenia dotychczasowe efekty bardzo wstrzemięźliwie. „Firmy rosyjskie z sektora energii pomimo sankcji działały normalnie, produkcja rosła, w 2018 r. odnotowały nawet rekord w eksporcie ropy do USA”.
– Rosyjska gospodarka dostosowała się do sankcji – powiedziała Bloombergowi Andrea Kendall-Taylor z Center for a New American Security. – Zastosowali na dużą skalę politykę zastąpienia importu, w efekcie np. rosyjskie rolnictwo przeżywa boom.
Brytyjski premier Boris Johnson powiedział, że sankcje wyrzucą Rosję ze światowej gospodarki. W odpowiedzi, Władimir Putin, na spotkaniu z rosyjskimi przedsiębiorcami stwierdził, że „Rosja zostaje częścią światowej gospodarki i nie zamierza szkodzić systemowi, w którym się znajduje, na tyle, na ile w nim się znajduje. Dlatego i nasi partnerzy powinni to zrozumieć i nie starać się wyrzucać nas z tego systemu”.
Wygląda na to, że na razie partnerzy to rozumieją. Uniezależnienie UE od paliw kopalnych – czyli najważniejsza obok zmian klimatycznych przyczyna transformacji energetycznej – potrwa jeszcze co najmniej kilkanaście lat i będzie procesem dużo trudniejszym niż się wydawało na początku.