Po dyskusji nad ustawą o OZE pozostał ogromny niedosyt. Brakuje rozwiązań, która wiążą odnawialne źródła energii z potrzebami całej gospodarki, a przede wszystkim – ochrony środowiska.
Wbrew opiniom niedowiarków, którzy do końca wieszczyli, że ustawa o OZE utknie w sejmowej zamrażarce, wspólnym wysiłkiem urzędników, posłów, senatorów i lobbystów udało się ją uchwalić.
I niemal natychmiast resort gospodarki oraz szef Urzędu Regulacji Energetyki zasygnalizowali potrzebę jej nowelizacji, tak aby rozwiać wątpliwości interpretacyjne, których rzeczywiście jest mnóstwo. Nie wiemy czy do nowelizacji rzeczywiście dojdzie, trochę przypomina to otwieranie puszki Pandory, ale jeśli dojdzie, to debata publiczna powinna przebiegać trochę inaczej.
Nie powinniśmy skupiać się na tym kto i ile zarobi, a kto straci na wsparciu do odnawialnych źródeł energii. To jest oczywiście istotne, ale gdzieś umyka najważniejsza kwestia - jak wspierać OZE w sposób, który umożliwi największy rozwój całej gospodarki.
Jakie technologie OZE zapewniają największy wkład w rozwój PKB, jakie tworzą najwięcej miejsc pracy w kraju? Czy z punktu widzenia wartości dodanej dla całej gospodarki bardziej perspektywiczna jest biomasa czy fotowoltaika? A może wiatr?
Chcemy zainicjować dyskusję w tej kwestii na naszym portalu.
Niemieckie panele, fińskie zrębki.
Mamy przykład Niemiec, które uznały, że największy potencjał mają fotowoltaika i wiatr, ale z drugiej strony jest Finlandia, kraj nie mniej dbający o środowisko.
Finowie zdecydowanie postawili na biomasę. W obu krajach OZE dają podobną ilość prądu (ok. 25 proc. ), oba kraje mają doskonały,nastawiony na eksport, przemysł. Oba kraje są symbolem świetnie zarządzanej gospodarki.
Wicekanclerz Niemiec mówi z lekceważeniem o krajach chcących inwestować w energetykę jądrową. – Uwierzcie nam, nie jesteśmy stuknięci, wiemy dokładnie czego chcemy i to się nam opłaci – słyszymy od wielu niemieckich biznesmenów.
Finowie, którzy kończą właśnie budować siłownię atomową i zaczynają kolejną, wzdragają się na myśl o naśladowaniu polityki Berlina. – Są dwa sposoby wspierania OZE – mądry i głupi. Niemcy wybrali ten drugi – powiedział nam onegdaj menedżer jednej z fińskich firm.
Trudno dziś rozstrzygnąć, który model jest lepszy. Jedno jest pewne – oba kraje kroiły swój model wspierania OZE tak, aby dostosować go do struktury swej gospodarki. Rządy obu krajów dokładnie wiedzą czego chcą. Tego niestety u nas brakuje.
Co ustawa ma dla środowiska?
Ostatnio spędziłem kilka dni w małej miejscowości w Pieninach. Po południu nozdrza zaczynał drażnić swąd – mieszkańcy wracali z pracy i zaczynali palić w piecach. Dym unosił się leniwie z kominów, a wraz z nim cząsteczki pyłów i siarki, o których mogą długo mówić onkolodzy i pulmonolodzy. Tzw. niska emisja i związana z nią kiepska jakość powietrza jest, zwłaszcza w małych miejscowościach, ogromnym problemem.
O ile w elektrowniach są filtry, instalacje odsiarczania i odazotowania, o tyle w piecach domowych nie tylko ich brak, ale w dodatku mieszkańcy często palą śmieci i wszystko co tylko da się spalić.
Wyrzucanie stacji monitorujących jakość powietrza przez włodarzy Suchej Beskidzkiej i Nowego Sącza jest groteskowe, ale tak naprawdę świadczy o ogromnej bezradności samorządów. Stłuczemy termometr, nie będzie gorączki…
Czy nie warto pomyśleć o powiązaniu wsparcia dla prosumentów z ograniczeniem niskiej emisji? Obecna ustawa pozwala teoretycznie zamontować panele fotowoltaiczne i korzystać z gwarantowanej taryfy w domu, w którym ciągle stoi przestarzały kopcący piec. Jaka w takiej sytuacji będzie korzyść dla środowiska?
Oczywiście jest program KAWKA finansowany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, ale to zdecydowanie za mało…
A może powinniśmy pomyśleć o powiązaniu stałej taryfy dla prosumentów z inwestycjami zmniejszającymi u nich emisję „brudnych“ związków chemicznych?
Zamiana przestarzałych pieców węglowych na nowoczesne, instalacja pomp ciepła, podłączanie domów do centralnego ogrzewania, poprawa efektywności energetycznej – to może i powinno być powiązane z gwarantowaną ceną za prąd z instalacji prosumenckich, bo korzyści będziemy mieli z tego wszyscy – w postaci czystszego powietrza.
Za taką inwestycję w przyszłość warto nawet zapłacić więcej niż 42 gr miesięcznie, które przeciętne gospodarstwo domowe wyłoży, by sfinansować obecną wersję energetyki prosumenckiej.