Spis treści
Dziesiątki opóźnionych lub straconych inwestycji – takie będą skutki indolencji rządu w kwestii ustawy o odnawialnych źródłach energii.
Najbardziej znany przykład to elektrownia w Rybniku. Francuski gigant EDF miał tam zbudować nowy blok energetyczny o mocy 900 MW. Inwestycja była warta 1,8 mld euro czyli ponad 7,5 mld zł. Blok miał być opalany węglem i biomasą. Budowa ruszyła, Francuzi wydali już ok. 100 mln zł… po czym w styczniu ogłosili, że ją zamrażają na trzy miesiące. Jednym z powodów, obok niskich cen prądu, jest także brak ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE), który zagwarantowałby, że tzw. współspalanie węgla z biomasą będzie opłacalne.
Identyczny los spotkał elektrociepłownię w Zabrzu (180 MW), którą miało wybudować fińskie Fortum. Tam także węgiel miał być spalany z biomasą, ale fińska firma uznała, że dopóki nie będzie ustawy, to nie ma co się spieszyć z budową.
Zgodnie psioczą na rząd także przedstawiciele firm inwestujących w elektrownie wiatrowe, którzy wyjątkowo rzadko zgadzają się z firmami inwestującymi w współspalanie biomasy, bo obie branże konkurują o subsydia. – Wstrzymaliśmy wszystkie nowe projekty – mówi nam Marek Kossowki, szef spółki Enerco, która razem z amerykańskim partnerem Invenergy wybudowała pod Darłowem największą farmę wiatrową w Polsce (250 MW). Swoje wiatrowe projekty wstrzymał także francuski potentat GDF Suez.
Plany zmiany przepisów o OZE rząd przedstawił jeszcze w 2011 r. Zmianom przyświecały dwa cele. Pierwszy to przyspieszenie rozwoju tej branży w Polsce (do 2020 r. 15 proc. energii w naszym kraju powinno pochodzić z odnawialnych źródeł – taki cel postawiła nam UE). Drugi cel to zaoszczędzenie pieniędzy konsumentów, którzy płacą za wsparcie odnawialne źródła energii. W 2011 r. było to 3 mld zł. Na rynku nie utrzymałyby się one bez subsydiów- elektrownie wiatrowe mają mniejszą wydajność niż węglowe bo pracują gdy wieje wiatr (czyli średnio 30 proc. w roku), a biomasa jest droższym paliwem niż węgiel, no i trzeba jej więcej spalić. Dlatego za każdą wyprodukowaną megawatogodzinę prądu z OZE wytwórcy dostają specjalny certyfikat (tzw. zielony), który mogą sprzedać na giełdzie energii. Koszt tego certyfikatu na końcu łańcuszka powiększa nasz rachunek za prąd. Resort gospodarki chciał żeby konsumenci płacili za wsparcie o miliard zł mniej, a jednocześnie zmniejszyć wsparcie dla współspalania i wiatru, a zwiększyć dla energetyki rozproszonej (czyli przydomowych wiatraków czy paneli fotowoltaicznych), fotowoltaiki oraz planowanej prze gdańską Energę nowej tamy na Wiśle. Resort gospodarki chciał zróżnicować wsparcie dla każdej technologii, dziś jest ono jednakowe, więc w rezultacie rozwijają się te najtańsze.
Prace nad ustawą o odnawialnych źródłach energii wleką się kolejny rok i jest coraz bardziej prawdopodobne, że nawet do grudnia nie wejdą w życie. Walczące ze sobą lobbies energetyczne okopały się i prowadzą wojnę pozycyjną. Urzędnicy zaś pogubili się w tym wszystkim i kompletnie nie umieją podjąć decyzji. Waldemar Pawlak, poprzedni minister gospodarki był znany z przeczekiwania problemów, ale jego dymisja i przyjście Janusz Piechocińskiego wcale nie znaczy, że decyzje będą podejmowane szybciej.
Jakie to lobbies?
Pierwsze z nich to duże elektrownie, które spalają biomasę razem z węglem (to tzw. współspalanie). To najtańsza odnawialna technologia, ale dostaje obecnie spore wsparcie. Z danych resortu gospodarki wynika, że spalanie biomasy w kotłach węglowych kosztuje od 230 do 300 zł za megawatogodzinę, w zależności głównie od ceny biomasy. Tymczasem np. dwa lata temu, gdy koszty zakupu biomasy były bliżej tej pierwszej wartości, elektrownie otrzymywały za tę energię ok. 470 zł/MWh. Rentowność przekraczająca 100 proc. sprawiła, że współspalanie szybko stało się najpopularniejszym źródłem odnawialnej energii dziś daje nam połowę energii z OZE, bez niego trudno będzie myśleć o wypełnieniu unijnego celu – 15 proc. energii z odnawialnych źródeł do 2020 r.
Resort gospodarki planował obcięcie wsparcia dla współspalania, ale sprzeciwia się temu resort skarbu, nadzorujący większość koncernów energetycznych w Polsce. Naciskają one na rząd aby nie ograniczał wsparcia dla współspalania.
Kolejne lobby to elektrownie wiatrowe, które również narzekają, że resort gospodarki chce im obciąć wsparcie. Przez ostatnie kilka lat rozwijały się bardzo szybko. Ale teraz w branży panuje marazm i zastój. Gdy tylko bankierzy zobaczyli, że rząd szykuje zmiany systemu wsparcia dla OZE, zawiesili finansowanie wielu nowych projektów.– Banki nie chcą finansować inwestycji, bo czekają na nowe przepisy. Część z nich mówi to wprost, a pozostałe stawiają takie warunki, że w oczywisty sposób i tak zamykają drogę do pozyskania kapitału – mówi Wojciech Cetnarski, prezes spółki Wento.
Realizowane są jedynie te inwestycje, które kredyty zapewniły sobie już wcześniej. Dzięki temu w 2012 roku w Polsce powstała rekordowa duża liczba wiatraków. Ich łączna moc, zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przekroczyła 800 MW. To tyle, co największy w Polsce blok na węgiel brunatny w elektrowni Bełchatów. Jednak, zdaniem PSEW, w tym roku sytuacja będzie już gorsza, a w przyszłym może być już tragiczna.
Jeszcze jedno lobby, które miałoby wielką ochotę zjeść swój kawałek tortu, to producenci paneli fotowoltaicznych, które wytwarzają prąd dzięki energii słonecznej. To droga technologia, więc przy obecnym systemie nie rozwijała się wcale. Ale resort gospodarki chciał dać im spore wsparcie. Podobnie jak państwowej firmie Energa z Gdańska. To kolejny gracz, który walczy o wsparcie i korzystny dla siebie kształt ustawy. Firma zamierza wybudować tzw. drugi stopień na Wiśle, czyli nową elektrownię wodną. Koszt elektrowni o mocy zaledwie 80 MW to ponad 2 mld zł, bez subsydiów nie ma szans na realizację.
Na rząd naciskają też środowiska ekologiczne, które zwalczają współspalanie, a promują pomysł energetyki rozproszonej, tzw. prosumenckiej. To piękna idea- przydomowe wiatraki i panele fotowoltaiczne produkują prąd, a konsumenci są jednocześnie producentami („prosumentami”), tyle że również potrzebuje wsparcia.
Wszystkie lobbies walczą o swoje, podgryzają się nawzajem, przedstawiają zamawiane analizy i raporty, które przestawiają zalety wspierania właśnie tej technologii, a nie innej. Rząd stoi przed wyborem-albo pójść drogą niemiecką czyli promować wszystkie źródła odnawialnej energii, albo postawić wzorem Finów np. na technologie najtańsze (w Polsce jest to wiatr i biomasa).
Rezultat półtorarocznych prac nad ustawą o OZE jest ponury. Nadal nie ograniczyliśmy wsparcia wsparcia dla OZE, co obiecywał resort gospodarki, urzędnikom udało się za to coś innego- ograniczyć coś innego… inwestycje. Banki, a razem z nimi inwestorzy wstrzymali oddech w oczekiwaniu na nowe przepisy. Jednak czekają na nie już tak długo, że tym drugim grozi uduszenie.