Spis treści
Minister skarbu Włodzimierz Karpiński stwierdził, że połączenie górnictwa i energetyki jest możliwe tylko w sytuacji gdy będzie to racjonalny biznes. Ale czy w ogóle da się na śląskich kopalniach zrobić interes?
Śląski węgiel już umarł. Z tego nic nie będzie – można coraz częściej usłyszeć od ekspertów z branży energetycznej, kiedy pyta się ich o pomysły na ratowanie Kompanii Węglowej. Pojawia się sugestia, że lepiej szybko postawić KW w stan upadłości lub zlikwidować, by przestały się piętrzyć jej długi.
Nieoficjalnie wiadomo, że rentowna pozostaje już tylko jedna z piętnastu kopalni Kompanii. Przypomnijmy, po pierwszym półroczu 2014 r. zysk miały jeszcze trzy zakłady.
Zobacz: Kompania Węglowa – 12 z 15 kopalń na minusie
Teraz Kompania jest jak wózek staczający się po równi pochyłej, który cały czas przyspiesza, a nikt nie wie jak go zatrzymać, zanim z hukiem się roztrzaska. Podsumujmy, jakie fakty w planie ratunkowym dla KW musi uwzględnić Wojciech Kowalczyk, rządowy pełnomocnik do spraw węgla (jeśli wierzyć pogłoskom, jego zalecenia w życie będzie wkrótce wcielać Krzysztof Sędzikowski, prawdopodobnie niedługo prezes KW, a na razie członek rady nadzorczej).
Obraz sytuacji jest taki:
- KW jest na „jak najlepszej” drodze do tego, by zamknąć 2014 r. z ponad 1 mld zł strat (sama kopalnia Sośnica–Makoszowy będzie blisko 400 mln zł pod kreską),
- węgla na zwałach jest wciąż ponad 5 mln ton, a dość ciepły listopad opóźnił start sezonu grzewczego, co obniży ilość surowca, który energetyka kupi tej zimy,
- średnia cena sprzedaży węgla po trzech kwartałach niewiele przekraczała 250 zł/t, podczas gdy średni koszt wydobycia ani drgnie i wciąż wynosi ok. 295 zł/t,
- plan wejścia na rynek euroobligacji się nie powiódł,
- według większości prognoz ceny węgla na całym świecie dalej będą spadać,
- związkowcy nie aprobują żadnego z dotychczas przedstawionych im pomysłów leczenia KW,
- co miesiąc trzeba zgromadzić blisko 400 mln zł na wynagrodzenia.
Wysadzony przez związkowców z siodła, a właściwie z fotela, prezes KW Mirosław Taras nazwał rzecz po imieniu i określił dotychczasowe próby jej ratowania jako „reanimowanie trupa”.
To rozpaczliwe stwierdzenie nie wzbudza w branży większego zdziwienia.
– Według mnie trzeba sobie jasno powiedzieć, że Kompanii nie da się już uratować i żadna inżynieria finansowa tego nie zmieni. Dopóki będzie trwał ten chocholi taniec wokół KW, dopóty będzie narastać zadłużenie i problemy. A na koniec i tak ktoś będzie musiał wziąć odpowiedzialność z status finansowy i prawny tej firmy, bo przecież żadne pieniądze nie są pożyczane na wieczność i w końcu wszyscy wierzyciele kiedyś zgłoszą się po swoje – mówi jeden z wysokich menedżerów związanych z sektorem energetycznym.
Ostrzega, że zarządy państwowych spółek, które są dzisiaj „zachęcane” do finansowego wspierania KW mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności karnej za działanie na niekorzyść swoich firm, bo przecież finansują bankruta.
– Moim zdaniem jedyne sensowne wyjście na dzisiaj, to „położenie” KW i przecięcie tej spirali zadłużenia. To plan dla odważnych, ale realizując go, PO mogłaby dzisiaj powiedzieć, że do połowy 2015 r. uratuje połowę kopalni KW. W przeciwnym razie może zdarzyć się tak, że nie będzie już co ratować.
Gdyby rząd zdecydował się na ten radykalny wariant i postawił KW w stan likwidacji, musiałby wprawdzie spłacić zobowiązania Kompanii, ale miałby całkowitą swobodę w dysponowaniu jej majątkiem. Nierentowne kopalnie trafiłyby do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, a te, które jeszcze rokują można by przekazać za darmo do Węglokoksu lub do PGE – jeśli spółka byłaby zainteresowana.
– To nie jest zły plan w kategoriach biznesowych – mówi menedżer zarządzający portfelem polskich spółek energetycznych i górniczych z londyńskiego funduszu inwestycyjnego. – Taki wariant ćwiczono już w Tauronie i to działa nieźle, więc może posłużyć jako model. Ale ja nie wierzę, że rząd się na to zdecyduje.
Inny możliwy wariant to upadłość. – To słowo mające negatywny wydźwięk, ale w istocie jest ozdrowieńcza dla firm, bo chroni przed wierzycielami. A nie oznacza przecież zaprzestania działalności. Pod zarządem syndyka KW tak samo będzie wydobywać i sprzedawać węgiel. Przestanie tylko ciążyć na niej całe odium długu, układów zbiorowych pracy, etc. Niektóre kopalnie KW mogłyby podzielić losy Silesii, gdzie wcale nie zarabia się dzisiaj gorzej – mówi kolejny analityk.
Kto i co może kupić?
Wypowiedzi przedstawicieli rządu każą jednak myśleć, że jeszcze sporo pieniędzy Polska wpompuje w KW, zanim pozwoli jej zbankrutować. A że nie można dopłacać do górnictwa bezpośrednio z budżetu, to pieniądze muszą znaleźć państwowe spółki.
Jak już pisaliśmy, głównym dawcą kapitału ma być Węglokoks. Państwowy trader węgla ma kupić cztery kopalnie (Bobrek, Chwałowice, Jankowice i Piekary) za 2,5 mld zł. Realnie do kasy Kompanii trafi dużo mniej pieniędzy, bo większość zostanie skompensowana z jej długiem wobec Węglokoksu. Ale co najmniej kilkaset mln zł trader będzie musiał pożyczyć na rynku.
– Jeśli Węglokoks wiosną nie zdobędzie pieniędzy, a ja osobiście nie sądzę, że mu się to uda, rządowi zacznie się palić grunt pod nogami i jedynym wyjściem będzie wyciągnięcie gotówki z energetyki – twierdzi nasz rozmówca z Londynu.
I tu pojawia się kłopot. Trudno bowiem wskazać jakieś uderzające korzyści dla spółek energetycznych, które miałyby wynikać z nabywania kopalni KW, nawet gdyby pominąć to, że są nierentowne.
W kontekście potencjalnych przejęć wymieniane są przede wszystkim największe PGE i Tauron. Trzeba jednak pamiętać, że PGE z własnych źródeł czerpie aż dwie trzecie potrzebnego jej surowca i nie jest to węgiel kamienny tylko brunatny. Na kamiennym oparte są Elektrownia Opole, ZEDO i sieć elektrociepłowni.
Gdy PGE montowała finansowanie dla będących w budowie nowych bloków w Opolu, rozważano dołączenie do tego kompleksu jednej kopalni za darmo. Plan nie został jednak skonkretyzowany i nie wskazano żadnego szczególnego zakładu. Miałoby to sens w przypadku tej jednej elektrowni, bo eliminowałoby część ryzyka rynkowego.
– Ocena ewentualnych powiązań kapitałowych tworzonych między PGE a Kompanią Węglową czy jej pojedynczymi kopalniami będzie zależeć od konkretnych rozwiązań, wycen, a tych na razie nie znamy. Z pewnością istnieją rozwiązania, które mogą być korzystne dla PGE, ale musimy poczekać na program rządowy – mówi ostrożnie Stanisław Ozga z DM PKO BP.
Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, zaznaczają, że wciąż obowiązuje zasada „chcesz napić się piwa, nie kupuj od razu całego browaru”.
– Szczególnie przy takich perspektywach, jakie dzisiaj stoją przed światowym górnictwem. Z drugiej strony jeśli ten nasz polski browar może dzisiaj przestać działać, to elektrownie musiałyby to piwo, czyli węgiel, wziąć z innych miejsc na świecie. I co wtedy? – mówi analityk.
Tauron ma bardzo napięty plan inwestycyjny, który bynajmniej nie uwzględnia udziału w wyprzedaży kopalni KW.
Pieniędzy z pewnością nie da wyciągnąć się z JSW, która swoje już zapłaciła.
A prywatni inwestorzy, których w polskim górnictwie pojawiło się ostatnio trochę? Lubelska Bogdanka jest bardzo wstrzemięźliwa w ocenie możliwości zakupu najlepszych śląskich kopalń.
Z kolei czeski koncern EPH, który zainwestował w przejętą od KW kopalnię Silesia tego nie wyklucza. – Jesteśmy zainteresowani przejęciami w sektorze energetycznym i górniczym. Pokazaliśmy to w 2010 r. kiedy kupiliśmy Silesię i zamieniliśmy ją w kopalnię osiągającą jedne z najlepszych na Śląsku wyników pod względem wydobycia, organizacji pracy i standardów BHP – mówi nam Michal Heřman, szef Silesii.
Ze sprawozdania finansowego Silesii dostępnego w KRS wynika, że spółka w 2013 r. wprawdzie ponad trzykrotnie zwiększyła przychody – z 67 mln do 284 mln , ale nie przyniosła zysków – miała 115 mln zł straty netto. Jest mało prawdopodobne, aby w tym roku pojawił się znaczący dochód.
Z kolei Australijczycy z Prairie Down Metals, którzy szukają węgla na Lubelszczyźnie (patrz: Czy kangury pofedrują w Polsce?), Śląskiem w ogóle nie są zainteresowani. – Skupiamy się na naszych planach – powiedział nam szef spółki Ben Stoikovich.
Pytanie czy w takiej sytuacji ewentualne kupno kopalń przez Węglokoks ze wsparciem państwowych instytucji finansowych przeszłoby przez test prywatnego inwestora. Komisja Europejska może zrobić taki test żeby sprawdzić, czy nie jest to pomoc publiczna, która w górnictwie węglowym jest kompletnie zabroniona.